Niedawno (a konkretniej TUTAJ) zwierzałam się Wam z tego, że kocham książki. Dziś znowu mój tradycyjnie przydługi wstęp będzie o tejże miłości, choć z zastrzeżeniem, że na ogół moje uczucia chadzają własnymi drogami, rzadko kiedy zbieżnymi z blogowymi trendami.
Kiedyś (kiedy prowadziłam jeszcze blog o książkach), znacznie baczniej śledziłam to, co się dzieje w tym kawałku blogosfery, starałam się też być na bieżąco z nowościami i tym, co modne. W pewnym momencie jednak znudziło mnie to (zwłaszcza, że niestety, zbyt często moda na konkretny tytuł brała się z masowego wysyłania tegoż przez wydawnictwo do niemal wszystkich blogerów, co skutkowało równoczesnym wysypem praktycznie identycznych wpisów) i ograniczyłam się do kilku blogów, których autorki (nie dyskryminuję broń Boże mężczyzn prowadzących blogi, ale tak się akurat składa, że te które czytuję, piszą kobiety) mają gust zbieżny z moim i których opiniom ufam niemal bezgranicznie.
Dlatego moja droga do książki, którą chciałabym polecić tym z Was, które dzielnie przebrną przez moją paplaninę, biegła niejako dwutorowo i to w dodatku w przeciwnych kierunkach :)
Po pierwsze bowiem szał, jaki opanował książkową blogosferę po wydaniu tejże książki wydał mi się:
- podejrzany
- nieszczery
- naciągany
- przesadzony
, dlatego więc moją pierwszą reakcją było "no f... way, żebym sięgnęła po ten tytuł".
Potem wszystko jakoś przycichło i tylko gdzieniegdzie jakieś ostatnie niedobitki cicho popiskiwały, że fajne, że ciekawe i w ogóle "och i ach", ale nie biło to aż tak po oczach. No, a jeszcze bardziej potem przez przypadek przeczytałam recenzję u Padmy, która sprawiła, że "Zdobywam zamek" z miejsca trafiła na moją listę potencjalnych książek do przeczytania. I tak jakoś, nie wiadomo kiedy skorzystałam z jakiejś wyjątkowo korzystnej promocji, kupiłam tę powieść i...odłożyłam ją do poczekalni.
Tak było aż do ostatniego czwartku (a może to była środa), bo w czwartek właśnie wzięłam ją do ręki i już jej nie odłożyłam :) A raczej odkładałam nie raz (od mniej więcej połowy), bo im bardziej zbliżałam się do końca, tym mocniej żałowałam, że kiedyś nieuchronnie nadejdzie ten moment, kiedy będę się musiała ostatecznie pożegnać z bohaterami, których bardzo polubiłam (zwłaszcza z rezolutną i absolutnie cudowną Cassandrą). Z jednej strony nie mogłam się doczekać zakończenia, z drugiej broniłam przed zbyt szybkim finiszem - a to jest dla mnie bardzo wyraźna oznaka tego, że książka jest wyjątkowa.
Bo "Zdobywam zamek" właśnie taka jest. WYJĄTKOWA. Ciepła, inteligentna, czarująca, przesiąknięta subtelnym dowcipem (lekko ironicznym, a nie w stylu "HAHAHA, ale ubaw, posikałam się ze śmiechu"), to taka Jane Austen przeniesiona na początek XX wieku. Jeśli dodamy jeszcze do tego angielską wieś, zubożałą rodzinę z wyższych sfer, ojca pisarza, tajemniczych sąsiadów z Ameryki, pogoń za mężem, obrzeża artystycznej bohemy, a wszystko to opisywane na bieżąco przez przesympatyczną siedemnastolatkę, to możemy z grubsza sobie wyobrazić, co znajdziemy na kilkuset stronach dzieła Dodie Smith.
Powiem tak - ta książka była dla mnie jak kubek ciepłej herbaty z miodem po dniu spędzonym na lodowatym wietrze, otulała mnie równie miękko jak wełniany koc i sprawiła, że ciągle uśmiecham się na samo wspomnienie tej arcyprzyjemnej lektury.
Jeśli szukacie czegoś lekkiego (ale w bardzo pozytywny sposób!), niegłupiego i baaaardzo sympatycznego na nadchodzące wieczory, to gorąco zachęcam do wycieczki do angielskiego zrujnowanego zamku.
A ja zacieram ręce na ekranizację tej powieści, z obejrzeniem której czekałam niecierpliwie do końca lektury :) Ojca zagrał Bill Nighy, którego uwielbiam i właściwie już tylko to mi wystarczy za rekomendację!
Znacie / chcecie poznać / podobało Wam się? A może zrobiliście właśnie głośne "PFFF!!!" na widok tego tytułu? :)
nie znam, pierwsze słyszę :)
OdpowiedzUsuńSzał na ten tytuł panował w innej części blogosfery, więc w sumie jak najbardziej mógł Cię ominąć :) Nie wiem, czy sama książka by Ci podpasowała, bo z tego co widziałam, to chyba mamy trochę inny gust czytelniczy, ale nigdy nie wiadomo :)
Usuńtak, mam nieco inny gust czytelniczy :)
UsuńMnie to akurat w ogóle nie przeszkadza, grunt, że lubisz czytać :)
Usuńobecnie namiętnie czytam trylogię Millenium (dopiero ...:P) i uwielbiam, gruba (czyli przyjemność czytania nie kończy się w dzień), wciągająca (dobra zagadka). Dobrze, że mam przed sobą jeszcze 1 część, ale potem zajmie mi chwilę, by przyzwyczaić się z myślą, że to już koniec, nie lubię tego uczucia !!!
OdpowiedzUsuńNo właśnie - w momencie kiedy polubimy bohatera/-ów, to ciężko się potem z nimi rozstać... A Millenium super :)
UsuńO, to mogłoby być coś dla mnie :)
OdpowiedzUsuńOd razu mówię, że z taką książką trzeba się "wstrzelić" w odpowiedni moment, bo np mojej mamie nie bardzo się podobała, ale już tata czyta ją z przyjemnością :)
UsuńMiłej lektury :)
wlasnie zamowilam na merlinie. Twoje rekomendacja mi wystarczyla :) cos mi sie zdaje ze to bedzie lektura w sam raz listopadowe dni i wieczory.
OdpowiedzUsuńO masz, teraz się będę denerwowała, czy Ci się spodoba :)) Mam nadzieję, że tak - przyjemnego czytania!
UsuńTeż mi się to czasami wydaje dziwne, jak takie fale zachwytu po blogosferze przelatują, ale w tym przypadku to chyba całkiem szczere było :). Szczególnie, jak ktoś miłośnikiem powieści w stylu "Dumy i Uprzedzenia" jest - podejrzewam, że takim osobom się to jeszcze bardziej podoba, chociaż sama się przy tej uroczej powieści także nie nudziłam :).
OdpowiedzUsuńhttp://zakamarek2013.blogspot.com/2013/12/zdobywam-zamek-i-corka-tatarskiego-chana.html