sobota, 28 marca 2020

#KSIĄŻKI Taka piękna katastrofa, czyli powrót blogerki marnotrawnej oraz o książce "Wyloguj swój mózg" - Anders Hansen

Tak, nie regulujcie odbiorników i nie przecierajcie oczu ze zdumienia. Wzrok was nie myli, najgorsza blogerka ever postanowiła dać znak życia :) 

Trzeba było "zaledwie" postawienia świata na głowie i kilkutygodniowej kwarantanny narodowej, żebym zdecydowała się na wybudzenie bloga z hibernacji. 

To, co rozgrywa się właśnie na naszych oczach i jak wyglądają pierwsze miesiące 2020, raczej nikomu nie mieściło się w głowie, kiedy w styczniu robiliśmy mniej lub bardziej ambitne listy "to do" i dokonywaliśmy podsumowań i życiowych przemyśleń. Ale cóż - jak wiadomo, życie ma to do siebie, że jak to najpiękniej na świecie ujął kiedyś Robert Burns:

Przemyślne plany i myszy, i ludzi
W gruzy się walą,
Nasze zapały zawód zwykle studzi
Zwątpienia stalą.

Oto więc jesteśmy pod koniec marca 2020, w samym środku szalejącej pandemii, odizolowani od świata i bliskich, skazani na siebie. Jedni znoszą to lepiej, inni gorzej. Dla introwertyków to w sumie chleb powszedni, bo i tak jesteśmy przyzwyczajeni do swojego towarzystwa i ładowania wewnętrznych baterii w samotności. Ci, którzy mają z tym problem i na co dzień gonią od jednego projektu i z jednej grupy do kolejnej, niespodziewanie zostali zmuszeni do konfrontacji z własnymi demonami, a jak wiadomo z innego słynnego cytatu (tym razem pana Nietzsche) - kiedy spoglądasz w otchłań, ona również patrzy na ciebie... Najtrudniejsze w całej tej sytuacji (przynajmniej dla mnie) jest to, że nikt z nas nie wie, jak długo ona potrwa. 

Anyway, nie zamierzam tutaj rozwodzić się nad tym co, jak ani dlaczego, bo na to każdy z nas będzie odpowiadał sobie sam. Wróciłam, bo w całym szaleństwie dookoła potrzebuję znaleźć coś, co stworzy mi choćby pozory normalności, a cóż może się do tego nadawać lepiej od przykurzonego bloga? 

Tak więc witajcie ponownie, moi drodzy, którzy nie zapomnieliście :) Sprawdźmy na jak długo wystarczy mi zapału tym razem. 

A żeby nie było tak patetycznie i o niczym, mam dziś dla Was polecankę książkową. To się bowiem nie zmieniło i nadal uparcie podnoszę średnią krajową czytelnictwa. 

Będzie parę (hehe, taki żarcik) słów o książce bardzo aktualnej pt. "Wyloguj swój mózg" autorstwa szwedzkiego psychiatry Andersa Hansena. 


Przez pierwsze dwa rozdziały Hansen zapoznaje nas z trybem działania ludzkiego mózgu i tym, w jaki sposób my i nasze reakcje zostały ukształtowane przez ewolucję. 

"(...) jesteśmy wynikiem pozbawionego sensu i celu procesu zwanego ewolucją, który nie jest ani dobry ani zły i który nie chce nas ani uszczęśliwić, ani skrzywdzić. Jest podstawą życia na Ziemi i ma jeden cel: dostosować nas do otoczenia, w którym funkcjonujemy". 

I to jest nasz punkt wyjścia. Autor w naprawdę ciekawy i bardzo przystępny sposób opisuje nasze mechanizmy funkcjonowania i tłumaczy, że ogólnie rzecz biorąc, wiele współczesnych problemów bierze się stąd, że po prostu jesteśmy jako gatunek jeszcze nie "zsynchronizowani" z czasem, w którym żyjemy. Z punktu widzenia historii, cała nasza nowoczesność to przecież zaledwie jedno mrugnięcie oka, dlatego też nasz mózg obecnie zmaga się z problemami, które są dla niego całkiem nowe i do których jeszcze nie zdążył się przystosować, w dodatku korzystając z "wgranych" mu pierwotnie rozwiązań, które często sprawdzają się słabo lub wcale. 

Mamy więc obszerny fragment o odruchowych reakcjach, o emocjach (skąd się one biorą i do czego służą) i o stresie, który jako taki był znany człowiekowi od zawsze, ale nigdy wcześniej nasze organizmy nie miały do czynienia z takimi pokładami długotrwałego stresu, który sprawia, że "znajdujemy się nieustannie w gotowości do walki lub ucieczki, a w takiej sytuacji mózg odsuwa na dalszy plan wszelkie inne funkcje organizmu". (...) "stres oddziałuje również na nasze funkcje myślowe. W przypadku niewielkiego stresu wyostrza się co prawda czujność zmysłów ale zbyt silny stres zakłóca jasność myślenia. (...) mamy skłonność do szybkich, zdecydowanych działań, bez odwoływania się do "myślącego" obszaru mózgu".  

Autor podkreśla również coś, o czym warto pamiętać (zwłaszcza jeśli tak jak ja ma się tendencje do tworzenia w głowie miliarda różnych scenariuszy), a mianowicie - 

Mózg ma kłopot z odróżnianiem zagrożeń faktycznych od wyimaginowanych. 

Stąd zapewne szalona popularność trendu pozytywnego myślenia i wizualizowania sobie rzeczy dobrych, przyjemnych i wesołych. 

Nie będę tu po kolei omawiała każdego rozdziału, ale wierzcie mi, że jest naprawdę ciekawie. 

Dalej przechodzimy do tematu właściwego książki, a mianowicie nowych technologii, zwłaszcza wszechobecnych smartfonów i tego, co konkretnie one z nami wyrabiają. I tu zaczyna się robić zarówno fascynująco, jak i totalnie przerażająco, nawet dla mnie - osoby, która interesuje się tym tematem i sporo na ten temat czyta (jeśli ktoś ma chęć na więcej, odsyłam do tego wpisu).


Zacznijmy z grubej rury - czy wiecie ile razy dziennie przeciętnie dotykamy naszej komórki? Ponad 2600! Przeciętnie bierzemy ją do ręki co 10 minut w tzw. okresie czuwania, a co trzecia osoba sprawdza ją dodatkowo w nocy. No właśnie.  

Tu znowu najciekawsze moim zdaniem są te fragmenty, które uświadamiają nam wdrukowane w nasz system zasady, które sprawiają, że w zderzeniu z nowoczesną technologią, jesteśmy na z góry przegranej pozycji. 

"(...) głównym paliwem dla układu nagrody nie są pieniądze, jedzenie ani seks, ani nawet nowe przeżycia, tylko - nadzieja na ich osiągnięcie. Nic bardziej nie nakręca naszego ośrodka przyjemności niż poczucie, że coś się może wydarzyć". Brzmi znajomo? Trochę jak słynne "gonienie króliczka", prawda? 



Warto wiedzieć, jakie konkretne mechanizmy manipulowania naszymi reakcjami stosują twórcy mediów społecznościowych i nowych aplikacji (i nie tylko, bo na podobnych zasadach działa hazard) - jest to np. nasza wrodzona słabość do niepewnych wyników. "Poziomy dopaminy sięgają szczytów zarówno wtedy, gdy wyniki są niepewne, jak i wówczas, gdy czeka nas coś nowego - może w obu przypadkach chodzi o to samo - o skłonienie nas do dalszych poszukiwań, choć nie mamy pewności, czy zostaniemy nagrodzeni". 

Szwedzki psycholog wprost opisuje również typ osób, które częściej uzależniają się od telefonów (w sumie nie jest to jakimś wielkim zaskoczeniem) - są one nastawione na rywalizację, o niskiej samoocenie, narażające się na wysoki poziom stresu. 

I tak dalej, i tak dalej. W kolejnych częściach dowiadujemy się o negatywnych skutkach częstego korzystania z nowoczesnych technologii (jak spada nam koncentracja, umiejętność zapamiętywania nowych informacji, percepcja etc.), czym jest efekt Google, o cyfrowym osłabianiu naszej empatii, pogłębiającej się depresji i efekcie FOMO, a także licznych innych problemach zdrowotnych związanych z rosnącym uzależnieniem od telefonów. 

Wiem, że brzmi to wszystko bardzo dramatycznie i fatalistycznie i poniekąd tak jest (nie ma co się oszukiwać), ale na szczęście pan Hansen daje nam również nadzieję na lepsze jutro :) Okazuje się bowiem, że jednym z najlepszych sposobów na radzenie sobie zarówno ze stresem, jak i innymi negatywnymi skutkami nadużyć technologii, jest (surprise!) - aktywność fizyczna. "(...) poprawia [ona] funkcje wykonawcze, takie jak zdolność planowania i zdolność do przerzucania uwagi". 
"ten, kto jest w dobrej formie, nie musi zawczasu włączać układu stresowego, ponieważ jest lepiej przygotowany do ataku lub ucieczki przed potencjalnym zagrożeniem. Dzięki temu unika nadmiernego lęku". 
Dobrą wiadomością dla wszystkich leni kanapowych jest to, że podobno naszemu mózgowi do prawidłowego działania wystarczą dwie godziny w tygodniu, np. w cyklach 3x45 min. A to wydaje się jak najbardziej realizowalne i bardzo na czasie (zwłaszcza w kontekście długotrwałego dużego stresu), więc co - ruszajmy się (aktualnie - w domu!).   

Na sam koniec dorzucę ciekawostkę a'propos naszej odwiecznej ludzkiej skłonności do bycia niezbyt szczęśliwymi. Otóż okazuje się, że to również wina ewolucji! A dlaczego? 
"natura nigdy nie widziała większego sensu w obdarzaniu człowieka poczuciem długotrwałego szczęścia. Dała mu poczucie szybko przemijającego dobrego samopoczucia. (...) Abyś nadal był aktywny". 

I jak dodaje na zakończenie autor - "Są rzeczy, które wszystkim poprawiają samopoczucie: dobry sen, aktywność fizyczna, kultywowanie relacji społecznych, niewielkie dawki stresu i ograniczenie korzystania z urządzeń ekranowych". I tego się trzymajmy. 

Czytajcie więc ciekawe książki, bądźcie zdrowi i aktywni, nie dajcie się wirusowi moi drodzy i do kolejnego razu. 



sobota, 16 września 2017

"LIFESTYLE Mamy wrzesień, czas na #teamjesien!

Mamy jesień, mamy jesień! 

Z góry przepraszam za moją ekscytację (przejawiającą się m.in. w tytule z cyklu "nie czuję jak rymuję") tych z Was, którzy nadal są w trakcie rozpaczania po zbyt krótkim/zbyt zimnym/zbyt deszczowym/zbyt* (*wstaw dowolne określenie) lecie, ale jeśli znacie mnie osobiście lub jesteście tu ze mną dłużej, to zapewne wiecie doskonale, że należę całym sercem do #teamjesien i po prostu uwielbiam tę porę roku! Poprzedni wpis z tej serii możecie znaleźć TUTAJ (właściwie mogłabym go spokojnie przekleić w całości, bo nic się nie zmieniło).


Zawsze niecierpliwie czekam na koniec sierpnia, żeby móc już "na legalu" zacząć się krzątać i ogarniać swoje mieszkanie, przygotowując je na nadchodzące chłodniejsze miesiące - co oznacza np. kupowanie nowych poszewek na poduszki, wyciąganie koców, swetrów i ciepłych kapci, dyniowe i jesienne świeczki, no i ogólnie pożegnanie z pastelami na rzecz ciemniejszej kolorystyki. 


W tym okresie zazwyczaj szykuję też sobie zapasy filmów i seriali do oglądania wieczorami, bo taka ze mnie rozrywkowa ciotka, że od biegania po knajpach, zdecydowanie wolę zacisze swojego mieszkania. A co - wolno mi :) #granniejo

A jeśli jesteśmy w temacie filmowym, to przyznam się Wam do czegoś. Otóż w tym roku po raz pierwszy w życiu (sic!) obejrzałam Harry'ego Pottera... Mam nadzieję, że po drugiej stronie ekranu nie odbył się właśnie zbiorowy jęk rozpaczy, połączony z facepalmem... Ale powiem tak - w momencie, kiedy Harry pojawił się na świecie, ja byłam już, za przeproszeniem, starą dupą i opowieści o małoletnim czarodzieju jakoś nie bardzo wpisywały się w moje upodobania czytelnicze (a potem filmowe). Tak więc oczywiście byłam świadoma całego hype'u wokół tej historii, ale omijałam to raczej szerokim łukiem. Ponieważ jednak mam teorię, że na starość dziecinnieję, to uznałam, że moment, kiedy w sumie mogę już spokojnie zacząć się zajmować organizowaniem sobie kryzysu wieku średniego jest idealnym czasem na to, żeby nadrobić tę zaległość. Zorganizowałam więc sobie w któryś weekend maraton filmowy z Harry'm i przyznam się, że trochę przepadłam, bo...mi się spodobało :) (mówiłam - dziecinnieję!) Idąc więc za ciosem, obejrzałam wszystkie części, które teraz nieodmiennie będą mi się kojarzyły w 100% z jesienią, więc nie wykluczam, że jeszcze do nich wrócę. 

Z jesienią kojarzą mi się oczywiście również klimatyczne kryminały. Ostatnio, pod wpływem IG, zapoznałam się z bardzo głośnym tytułem "Nocny film" Marishy Pessl i powiem tak - lekko się rozczarowałam. Ale zaznaczam - LEKKO! Żeby nie było, że zaraz zostanę zlinczowana przez wszystkie osoby, które w social mediach zamieszczają peany na temat tejże książki. Ja po prostu spodziewałam się (zwłaszcza po tym szale, jaki obserwowałam na niektórych profilach) czegoś więcej. To jest bardzo przyzwoicie napisana książka. Jest wciągająca, dość oryginalna i szybko się czyta. I to właściwie tyle. Bo "klimatu jak z Twin Peaks" i żadnego podwójnego dna to ja w niej moi drodzy nie znalazłam. A szukałam, wierzcie mi. Dlatego powiem tak - polecam ją, bo jest ok, natomiast z pewnością nie jest to pozycja, do której wrócę i która będzie mi zaprzątać jakoś dłużej myśli. I to tyle w tym temacie. 

W ogóle to nie wiem, jak Wy, ale ja mam tak, że chociaż kryminały i thrillery czytam regularnie przez cały rok, to mimo wszystko jesienią i zimą robię to jeszcze chętniej - może to kwestia mniejszej ilości słońca i jakiejś takiej sezonowej nastrojowości? W każdym razie krótsze dni i chłodniejsza aura zawsze idą u mnie w parze z odkrywaniem nowych zbrodni. 

Co z kolei przypomniało mi o jeszcze jednej książce, którą przeczytałam niedawno i którą serdecznie polecam wszystkim moim pokrewnym mrocznym duszom. Mówię o "Zbrodni niedoskonałej" duetu Katarzyny Bondy i Bogdana Lacha. W skrócie - Katarzyny Bondy pewnie nie muszę Wam przedstawiać, bo jeśli ktoś lubi kryminalne klimaty, to zapewne ją kojarzy - to ona jest autorką serii o Hubercie Mayerze (nomen omen - profilerze), a także drugiej o Saszy Załuskiej (przyznam szczerze - nie jestem mega fanką żadnej z nich). 
Z tym, że od razu zastrzegam - "Zbrodnia niedoskonała" to nie jest powieść! To jest efekt współpracy pisarki/dziennikarki z najsłynniejszym (bo czy nadal jedynym, tego nie jestem pewna) polskim policyjnym profilerem - Bogdanem Lachem. Najogólniej mówiąc, jest to opis autentycznych spraw kryminalnych, zarówno tych zamkniętych, w których sprawcy zostali ujęci i osądzeni, jak również tych, które jeszcze się toczą. To, co jest interesujące, to spojrzenie na dochodzenie z punktu widzenia profilera właśnie - za każdym razem mamy opis tego, co się wydarzyło oraz na jakim etapie było śledztwo w momencie wkroczenia na scenę B. Lacha, a następnie tego, jak konkretnie jego praca wpłynęła na postępy w ujęciu przestępcy. Oczywiście to nie jest pozycja naukowa, więc jeśli ktoś szuka "twardych" informacji na temat profilowania, to odsyłam go do literatury specjalistycznej, ale osobom, które chciałyby trochę "liznąć" ten temat, bez analizowania nieskończonej liczby źródeł, powinno się spodobać. Można też przy okazji kolejnych spraw, "poćwiczyć" swój zmysł profilerski, analizując zachowania sprawców równolegle z bohaterem książki i sprawdzić, na ile nasze spostrzeżenia okażą się trafne. Przyznam się, że dla mnie była to naprawdę ciekawa lektura, no ale faktem jest, że mam na tym punkcie leciutkie skrzywienie (tym z Was, którzy w to wątpią, przypominam TEN WPIS :)  

Chwilowo to by było na tyle jesiennego update'u. Dajcie znać, czy też jesteście w #teamjesien i czy oglądaliście/czytaliście ostatnio coś interesującego! 
Follow on Bloglovin
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...