Czasem fajnie jest zabawić się w turystę we własnym mieście.
Powłóczyć się po rejonach, które są nam obce (choć nie ukrywam, że najlepiej robić to z kimś, dla kogo nie są one aż takie obce, żeby uniknąć ewentualnego zagubienia w godzinach wieczornych w dzielnicy o wątpliwej sławie), bez planu, bez celu - po prostu snuć się po ulicach, oglądając stare, rozpadające się kamienice, pamiętające jeszcze czasy przedwojenne, mnóstwo malutkich kapliczek niepozornie poupychanych w bramach podwórek, lub też - przeciwnie - wyeksponowanych na niewielkich skrzyżowaniach.
Pstryknąć zdjęcie wylegującemu się na okiennym parapecie kotu, który przygląda się nam z apatyczną obojętnością.
Zobaczyć coś, a nie tylko patrzeć.
Praski piękny leniwiec:
Typowe praskie podwórko z kiedyś piękną, a dziś mocno zaniedbaną kamienicą.
Słynni grajkowie - po wrzuceniu monety, rozlegają się dawne warszawskie szlagiery:
Jedna z wielu kapliczek:
No i Praga by night :)
co prawda nie jestem z Pragi, ale z Warszawy i milo mi sie na serduchu zrobilo po zobaczeniu tego posta.. taka nostalgia..dzieki :)
OdpowiedzUsuń:) To ja dziękuję :) zwłaszcza, że bardzo miło wspominam ten praski spacer :)
Usuń