Od czasu do czasu (to takie bardziej eleganckie określenie "kiedy mi się przypomni") staram się zamieszczać tu posty dotyczące moich ulubionych akcesoriów - wcześniejsze części znajdziecie
TUTAJ i
TUTAJ (a także pewnie w poście o ulubieńcach, czyli np.
TUTAJ).
Dzisiaj będzie coś z cyklu "ja i mój spóźniony zapłon piszemy o super gadżecie, który znają/mają wszyscy, a w końcu mam go i ja".
Ale a nuż okaże się, że jednak nie wszyscy i gdzieś tam w blogosferze plącze się jeszcze jakiś nieborak, który może i by chciał, ale nie bardzo wie jak się do tego zabrać? I wówczas wkraczam JA (ale nie cała na biało - to dla tych, którzy znają tego prześmiesznego suchara) :))
No, ale żarty żartami, królowo dygresji, a post sam się nie napisze, więc do rzeczy.
O Kindlu (bo jak się zapewne zorientowaliście po tytule posta, to o nim będzie mowa) myślałam i marzyłam od nie pamiętam już nawet kiedy. Właściwie ten czytnik został chyba wymyślony dla mnie i mi podobnych - gdybyście kiedykolwiek znaleźli się w moim mieszkaniu, stałoby się to dla Was jasne (zarysuję Wam to w ten sposób: na prawo książki, na lewo książki, wszędzie książki, a pomiędzy nimi meble i pozostałe sprzęty) - nie raz już tu pisałam (i zapewne jeszcze nie raz to zdanie się tu pojawi) - KOCHAM książki ponad wszystko i nie wyobrażam sobie bez nich życia, a czytanie jest dla mnie równie ważne, jak oddychanie. No, ale nie ma co się oszukiwać - moja przestrzeń życiowa się nie rozrasta, wręcz przeciwnie - wykazuje raczej niepokojącą tendencję do kurczenia się. Dlatego pytanie związane z Kindlem brzmiało w moim przypadku nie "czy", ale "kiedy"?
Z różnych względów zdecydowałam się na zakup dopiero teraz i naprawdę mogę sobie tylko napluć w brodę za to opóźnienie, bo to urządzonko znakomicie ułatwia życie (no dobra, może raczej - czyni je o niebo wygodniejszym), dlatego to zdecydowanie będzie post pochwalny i zachęcający dla tych, którzy jeszcze się wahają :) Ci, którzy kręcą nosem na takie wynalazki i robią właśnie głośne PFFFFFF, niech sobie lepiej zaparzą kubek meliski, bo wiadomo, że jak ja się czegoś uczepię, to nie będzie na pół gwizdka, tylko raczej można się spodziewać gorącego wyznania miłości :P
Mój Kindle wygląda tak:
To wersja Classic, tzw. Kindle 5, który de facto różni się od swojego poprzednika jedynie kolorem (czwórka była grafitowa).
Ogólnie, jeśli chodzi o parametry, szczegóły, porównania techniczne i wszelkie niezbędne info, to zainteresowanych odsyłam do najlepszego (moim zdaniem) miejsca o czytnikach, czyli bloga:
http://swiatczytnikow.pl
U mnie będą wyłącznie moje subiektywne odczucia, tam znajdziecie konkrety :)
Przyznam się, że długo zastanawiałam się, czy nie wybrać jednak wersji Paperwhite, czyli "tej ze światełkiem", ale po namyśle doszłam do wniosku, że jednak lampka nie jest mi aż tak niezbędna (choć na pewno się przydaje), a druga funkcja, czyli zapamiętywanie wyszukanych wcześniej słówek przez słownik nie jest dla mnie w tej chwili warte zapłacenia prawie dwukrotnej ceny. Więc ogólnie Paperwhite kiedyś jak najbardziej tak, ale raczej nie znajduje się on teraz na liście moich zakupowych priorytetów.
Co do samego czytnika, to jego użytkowanie jest dziecinnie proste - po zarejestrowaniu (nie jest ono konieczne, ale ułatwia np zarządzanie naszym zbiorem książek, no i to takie miłe, kiedy po włączeniu wyświetla się nasze imię :)) włączamy go, zgrywamy (przez kabelek lub wifi) posiadane książki, odpalamy którąś i czytamy :) VOILA!
Jak widać powyżej, tytuły możemy przydzielać do różnych folderów - tworzymy je i nazywamy dowolnie, każda książka może być przyporządkowana do kilku jednocześnie (u mnie np kilka jest zarówno w folderze "english" oraz "thriller").
Samo czytanie jest bardzo wygodne - Kindle jest zrobiony z tzw. papieru elektronicznego (czyli ma ekran ZUPEŁNIE inny niż monitor komputera!), który NIE MĘCZY OCZU (ja np nie znoszę czytania na komputerze i dlatego m.in. nie byłam początkowo przekonana do tego gadżetu - całkiem błędnie, jak się okazuje!). Bateria czytnika jest wytrzymała - nie pamiętam dokładnych liczb, ale nawet przy włączonym internecie i intensywnym użytkowaniu, idzie to w dni, więc naprawdę nie ma potrzeby denerwować się, że nagle coś nam się rozładuje i zostaniemy bez lektury.
Co do obsługiwanych formatów, to oczywiście najlepszy jest ten, który został stworzony chyba specjalnie dla czytników, czyli .mobi, ale np zwykły .pdf też daje radę (a żeby było wygodniej, możemy go bez problemu przekonwertować, korzystając z darmowych programów (np Calibre, który jest łatwy w obsłudze i bardzo przydatny!)).
No, ale najważniejsze - Kindle jest niewielki, LECIUTKI, poręczny, a przy tym diabelnie wręcz POJEMNY!!!
Spokojnie pomieści kilkaset książek, czyli de facto możemy zawsze mieć przy sobie bardzo rozbudowaną bibliotekę i być przygotowani na każdą okoliczność :) I to jest cudowne - wychodząc z domu nie muszę się zastanawiać, czy będę miała chęć zresetować się przy kryminale, douczyć angielskiego, czy poczytać coś edukacyjnego - wyboru dokonuję włączając to urządzonko i mogę zmieniać zdanie niemal w nieskończoność :)
I do tego jeszcze jest ładny - moja malinowa okładka z ekologicznej skóry wygląda tak (w rzeczywistości jest bardziej stonowana, ale mój aparat ma problem z różowym kolorem i z niewiadomych względów zawsze go dodatkowo nasyca) - teraz nie mam już problemu ze zlokalizowaniem go w mojej przepastnej torbie, ani nie muszę się martwić, że porysuję czymś ekran.
Na koniec jako ciekawostka, porównanie wielkościowe - z lewej przykładowy magazyn, w środku Kindle, z prawej mój telefon (LG Swift L5, czyli raczej malutki).
Nie wiem, czy jest sens pytać Was, czy jesteście właścicielami tego, lub innego czytnika, ale przyznaję, że trochę jestem ciekawa :)
A przede wszystkim Waszego zdania na ten temat - czy uważacie, że to faktycznie przydatny gadżet, który ułatwia życie mola książkowego, czy też stoicie twardo po stronie "jak książka, to tylko papierowa"?
Od siebie powiem jeszcze jedno - nie wydaje mi się, żeby Kindle kiedykolwiek zastąpił mi zwykłe książki, bo mimo całej sympatii, jaką udało mu się zdobyć, pozbawiony jest on najważniejszej cechy, a mianowicie MAGII, która nierozerwalnie łączy się dla mnie z papierem - uwielbiam np wąchać nowe książki, uwielbiam książki używane, takie z historią, które wiele przeszły, lubię je dotykać, podziwiać piękne wydania i są pewne tytuły, których po prostu nie wyobrażam sobie mieć tylko w wersji elektronicznej. Nie ukrywam, że traktuję go raczej jako przenośną bibliotekę, tzn czytam na nim książki, do których specjalnie się nie przywiązuję - te ulubione i tak muszę mieć fizycznie przed nosem :)