czwartek, 20 lutego 2014

Serialowo-kryminalnie - o skandynawskim Bron/Broen

Ok, obiecałam, że postaram się częściej pisać, to macie :) Mój "problem" polega na tym, że interesuje mnie wiele rzeczy, bardzo różnych, w związku z czym właściwie ciągle coś czytam, oglądam, poznaję, sprawdzam, odkrywam etc., ale żeby uwzględniać to wszystko w moich zapiskach tutaj, musiałabym spędzać na bloggerze jakieś pół doby dziennie :) Dlatego też z reguły zanim zabiorę się do pisania, na tapecie mam już coś nowego, a to o czym miałam wspomnieć, wylatuje z pamięci. Nie wiem, czy i na ile uda mi się to zmienić, ale spróbuję tworzyć choćby krótkie wpisy na różne tematy bardziej na bieżąco, ot - choćby dla inspiracji. 

Dziś mam dla Was notkę o serialu, który choć nie jest z tych najnowszych (o takim* też będzie, ale za jakąś chwilę, bo czekam czy mój początkowy zachwyt się utrzyma - * mówię o hicie ostatnich tygodni, czyli "True Detective"), wciągnął mnie bez pamięci. 

Najpierw mała dygresja (to tak, żeby tradycji stała się zadość - powinnam sobie sprawić koszulkę "Królowa dygresji", skoro potrafię zrobić nawet dygresję od dygresji :)) Jak niektórzy z Was pewnie wiedzą, po pierwsze jestem wielbicielką kryminałów, ze szczególnym uwzględnieniem literatury skandynawskiej. Po drugie mam słabość (w teorii!) do seryjnych zabójców. Po trzecie uwielbiam seriale. Dlatego też tytuł, który zawiera wymienione elementy, ma u mnie na wejściu spore szanse i tak właśnie stało się ze szwedzko-duńskim serialem Bron/Broen (przetłumaczonym na polski jako "Most nad Sundem"). Do tej pory powstały 2 sezony, 3 ponoć jest w przygotowaniu. 



Nie będę się za bardzo rozwodzić nad samą fabułą, bo myślę, że ci, których tematyka zainteresuje, sięgną po ten tytuł i sami zadecydują, czy mają chęć zanurzyć się w tym nastrojowym, mrocznym, ale i chłodnym świecie. W ogromnym gąszczu wszelakich seriali, które są mniej lub bardziej nachalnie promowane, łatwo się zagubić, a tym bardziej nie jest łatwo znaleźć taki, który proponuje coś oryginalnego. Myślę, że "Bron/Broen" wyróżnia się pod tym względem. Już początek jest oryginalny - wszystko zaczyna się bowiem od tego, że na moście łączącym Danię ze Szwecją zostaje znalezione ciało kobiety - przy czym jest ono ułożone precyzyjnie w taki sposób, że jedna połowa znajduje się po stronie szwedzkiej, a druga po duńskiej - co automatycznie wymusza współpracę służb z obu krajów. Do grupy śledczej zostaje przydzielona Szwedka Saga Noren oraz Duńczyk Martin Rohde, którzy mimo początkowych zgrzytów, muszą znaleźć sposób na wspólne działanie. Taki jest punkt wyjścia. 


Dodatkowym "smaczkiem" (choć nie jest to chyba najlepsze określenie) i tym, co wyróżnia serial wśród innych, jest interakcja pomiędzy bohaterami. Saga bowiem cierpi na syndrom Aspergera (a ponieważ nigdzie nie jest to powiedziane wprost, wielu widzów na początku odbierało jej postać jako odpychającą i sztuczną oraz źle zagraną), który charakteryzuje się m.in. brakiem umiejętności odczytywania sygnałów niewerbalnych - jest ona więc jednocześnie świetną policjantką (dla której przestrzeganie reguł to świętość, ponieważ w przeciwnym przypadku świat pogrąża się w chaosie) i fatalną towarzyszką w życiu codziennym, jako że liczą się dla niej wyłącznie konkrety, a wszystko odbiera dosłownie - nie wyczuwa ironii, ani subtelności, nie docenia żartów, jest do bólu szczera i bezpośrednia, przez co często także okrutna i nieczuła. I właśnie ta relacja i wzajemne "uczenie się" od siebie Sagi i Martina, jest najmocniejszą stroną serialu. 


Zagadka kryminalna (zwłaszcza ta z pierwszego sezonu) także jest bardzo interesująca, a fabuła prowadzona w sposób, który naprawdę wciąga. W pierwszym sezonie mamy serię morderstw, które połączą się w logiczną całość dopiero w ostatnich odcinkach sprawiając, że śledzimy kolejne odsłony z autentycznym zainteresowaniem (mimo że obiektywnie oceniając, taka historia wydaje się raczej mało prawdopodobna - chociaż diabli wiedzą, co się kryje w skandynawskich głowach :)), drugi skupia się częściowo na problemach związanych z funkcjonowaniem współczesnego świata (ekologia, eksperymenty na zwierzętach, groźne wirusy etc.), ale także na skomplikowanych i często wypaczonych relacjach międzyludzkich. 
Dodatkowy plusem jest jeden z najlepszych i najmocniejszych finałów, jaki zdarzyło mi się oglądać (mam na myśli koniec pierwszego sezonu, chociaż cliffhanger w ostatnim odcinku 2 części również wcisnął mnie trochę w fotel). 


Podsumowując - jeśli ktoś lubi skandynawskie klimaty i fabułę, która daje do myślenia (a nie jest li tylko czystą rozrywką), to powinien poszukać tego tytułu. W sieci porównuje się go często do słynnego już Forbrydelsen (i amerykańskiej wersji The Killing), a także do brytyjskiego Broadchurch. Jeśli szukacie czegoś w równie mrocznych klimatach, to polecam także The Fall z fantastyczną Gillian Anderson (która nie wiem, jak to robi, ale z wiekiem pięknieje) i najładniejszym psychopatą ever, czyli Jamie'm Dornanem, a także duński Den som draeber (Those Who Kill, który również doczekał się już swojej amerykańskiej wersji, pewnie żywcem ściągniętej z oryginału), o którym także niedługo coś się tu pojawi. 

Jako ciekawostkę dodam, że na fali popularności, powstały dwie inne wersje - amerykańsko-meksykańska The Bridge (którą obejrzałam jako pierwszą i która moim zdaniem, choć całkiem niezła, nie umywa się do oryginału) oraz angielsko-francuska The Tunnel, którą raczej sobie odpuszczę, ze względu na to, że główny wątek i postaci są powieleniem znanej mi już historii.. 


A Wy lubicie takie trochę bardziej mroczne serialowe klimaty? Znacie/macie chęć poznać Bron/Broen? Lubicie europejskie filmy, czy raczej trzymacie się amerykańskich produkcji? 

PS Przy okazji muszę napisać o dodatkowej ciekawostce i małej zagadce, która nie dawała mi spokoju od pierwszego momentu - jestem trochę geekiem i dlatego często nie dają mi spokoju różne drobiazgi - podczas oglądania zaintrygowało mnie, w jaki sposób Martin, który jest Duńczykiem dogaduje się ze szwedzką ekipą, z którą przyszło mu współpracować i zaczęłam drążyć temat. W ten oto sposób dowiedziałam się (nie znam żadnego z języków skandynawskich, więc dla mnie była to kompletna nowość - dla lepiej obeznanych z tematem, pewnie będzie to oczywistość), że język duński i szwedzki są do siebie tak podobne (niektóre zdania różnią się między sobą np zaledwie jedną literą), że mieszkańcy tych dwóch krajów spokojnie mogą ze sobą rozmawiać - każdy po swojemu. Oczywiście są to dwa oddzielne języki, ale to trochę tak, jakby rozmawiały ze sobą osoby z różnych części tego samego kraju - w dwóch dialektach. Jak widzicie, nawet podczas rozrywki można poszerzyć swoją wiedzę ogólną :)) 

22 komentarze:

  1. Co do porozumiewania się Martina, to w drugim albo pierwszym odcinku było to zaznaczone, kiedy przedstawiał się ekipie skandynawskiej. Zrobił to powoli, artykułując każde słowo.
    Osobowość Noren mi nie przeszkadza, ale trafiłaś w sedno z Aspergerem. Jestem dopiero na trzecim odcinku, ale miałam takie przeczucie i kiedy przeczytałam Twoje zdanie, wszystkie puzzle zaczęły pasować ;)
    Moje wrażenie na temat serialu jest dobre, ale brak mu płynności. Nie wiem czy to jest zrobione specjalnie i ma takie być "niewygodne" w odbiorze, czy wynika to z mniejszej umiejętności reżysera. Ciężko mi się wypowiedzieć, musiałabym więcej obejrzeć, ale na dzień dzisiejszy dialogi wydają się trochę drętwe, a gra aktorska do bólu sztywna. Mimo wszystko wciągnął mnie i na pewno obejrzę do końca.
    Obejrzałam też pierwszy odcinek The Bridge, ale był to istna porażka, więc odpuściłam.

    Od siebie szczerze polecam Top of the Lake, którego reżyserką jest Jane Campion (Fortepian). Jest tylko 7 odcinków i aż żal, że nie ma większej ilości. Może na tym polega jego fenomen- im mniej tym lepiej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O widzisz, też ciekawy punkt widzenia - ja akurat tej braku płynności nie zauważyłam, powiedziałabym raczej, że wydaje mi się, że to może jest specyfika regionu, bo lekką "dziwność" w dialogach, czy postępowaniu bohaterów widzę zarówno w skandynawskich serialach, jak i książkach, ale mi osobiście w ogóle to nie przeszkadza, odbieram to wręcz jako urok :) Co do gry aktorskiej natomiast, to kompletnie się nie zgadzam - zarówno Martin, jak i Saga dobrani są moim zdaniem świetnie i oboje grają bardzo dobrze (zgodnie z tym, jak są napisane ich postaci).

      Scenę z miksem duńsko-szwedzkim pamiętam, ale wydaje mi się, że było tylko pokazane, że Martin coś powiedział, ktoś go nie zrozumiał, on powtórzył swoją kwestię i na tym się to zakończyło - dla kogoś nie znającego żadnego z tych języków nie było wcale jasne, z czego wynikało nieporozumienie - przynajmniej w mojej wersji tego odcinka (oglądałam wersję z angielskimi napisami) nie było wyjaśnienia, stąd moja uwaga na marginesie :)

      Top of the Lake mam na liście oczekujących już od jakiegoś czasu i chyba w końcu dojrzałam do obejrzenia :) Lubię Jane Campion, ale z kolei nie przepadam za Elisabeth Moss, która gra główną rolę i dlatego jakoś nie mogę się zebrać żeby to zacząć :) Ale ciekawość raczej zwycięży :)

      Usuń
  2. Dzięki! Wszystkie seriale, które polecałaś zawsze przypadły mi do gustu. Już nie mogę doczekać się pierwszego odcinka. Zaczęłąm też oglądać Mad Men, początek zapowiada się bardzo ciekawie:)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A proszę bardzo - miłego oglądania :) Co do Mad Men, to u mnie z kolei to był serial, który na początku mnie zachwycił i tak trzymał przez jakiś czas, a potem mi się zwyczajnie znudził i przestałam go oglądać. Ogólnie zazwyczaj ciężko mi samej określić co sprawia, że konkretny tytuł mnie wciągnie, a inny, choć może obiektywnie nawet lepszy, pozostawi mnie kompletnie obojętną.

      Usuń
  3. Zachęciłaś mnie do obejrzenia The Bridge, który "wisi" w poczekalni od dość dawno i nie mogłam się zebrać. Jakoś brakowało mi nastroju. Poza tym przybliżyłaś serial w taki sposób, że pobudziłaś moją ciekawość a ja nadal mam w głowie szwedzką wersję Sagi Millenium :)
    Broadchurch mnie wynudził do potęgi, bywało że zasypiałam na nim także okazał się dla mnie nie tym, czego się spodziewałam.

    Amerykańskie produkcje w większości przypadków mają gotowy schemat i spore uproszczenie, nie wszystkie oczywiście, bo są wyjątki. Kino europejskie też zależy od wielu czynników, a przede wszystkim od tematyki. Staram się nie ogólniać i być otwartą :)
    Iwetto wspomina Top of the Lake, obejrzałam jeden odcinek na razie i jest potencjał także warto sprawdzić, czy i na Ciebie podziała.

    Muszę dodać, że bardzo podoba mi się nowa odsłona "layoutu", bo zaglądam regularnie ale dopiero dzisiaj mam czas, by usiąść na spokojnie i zostawić ślad :) Poza tym, przy takiej tematyce nie mogłam sobie odpuścić komentarza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, bardzo mi miło Cię znowu widzieć :)) Layout trochę się dopasował do mojej wewnętrznej potrzeby porządkowania wszystkiego wokół, zaczęło mi po prostu przeszkadzać za dużo elementów - być może za jakiś czas to uproszczenie pójdzie jeszcze dalej, zobaczymy, ale cieszę się, że Ci się podoba :)

      Tak jak pisałam w komentarzu powyżej, na ogół sama za bardzo nie potrafię określić dlaczego jeden serial mnie przyciąga i potrafi utrzymać moje zainteresowanie przez dobrych kilka sezonów, a przy innym wytrzymuję kilka odcinków i go porzucam bez żadnych sentymentów. Broadchurch akurat był w 100% w moim klimacie, więc jeśli Cię znudził, to nie jestem pewna co do pozostałych polecanych przeze mnie tytułów :))

      Co do pochodzenia serialu, czy filmu, to oczywiście takie uogólnienie, jak "europejskie=lepsze" jest często szalenie krzywdzące dla wielu świetnych amerykańskich produkcji - na mojej subiektywnej liście hitów znajduje się mnóstwo amerykańskich tytułów i staram się podchodzić do tego podobnie jak Ty - tzn być otwartą. Zresztą podobnie mam z tematyką - mam tak eklektyczny gust, że gdybym kiedykolwiek wypisała tu wszystkie tytuły, które mi się podobały i mnie w jakiś sposób urzekły, to mogłabym wiele osób zaskoczyć - mimo mojego uwielbienia dla kryminałów, potrafię się wciągnąć w coś kompletnie "od czapy", jeśli tylko w moim odczuciu zawiera jakieś elementy, które mnie przyciągną :)
      Hmmm, kolejny głos za Top of the Lake :)

      Usuń
    2. Zaglądam regularnie, ale ostatnio trochę kuleje w dziedzinie organizacji ;) Postanowiłam zrobić pewne porządki w tym także blogowe i liczę, że w końcu pojawi się pewna systematyczność. Byłam ta pochłonięta szukaniem nowych miejsc i to w dużej mierze absorbowało moją uwagę, zwłaszcza po stronie anglojęzycznej. Spowodowało to sporo różnych wirtualnych zaległości więc pora na nowe :)

      Mam bardzo podobnie z serialami, filmami, książkami. Musi pojawić się to coś! Może zrobię jeszcze jedno podejście do Broadchurch i wtedy podzielę się jeszcze raz spostrzeżeniami.
      Produkcja amerykańsko-meksykańska zaintrygowała mnie, zaczęłam trochę szperać i widzę, że mam do niej dostęp do już. Coś mi się wydaje, że wypełnię lukę serialową która na chwilę obecną powstała bo mam tylko House of cards :)

      Szufladkowanie to coś, czego staram się unikać bo wiem, że dzisiaj nie, a jutro być może już tak. Do tego odbiór często jest mocno subiektywny i wpływa na to wiele czynników, które są po prostu zmienne. Otwarta postawa zawsze wnosi coś nowego, coś ciekawego i pozwala się Nam rozwijać. W moim odczuciu rzecz jasna :D

      Usuń
    3. Doskonale to rozumiem :) Ja z kolei miewam okresy totalnej abstynencji blogowej - wówczas w ogóle nie mam chęci zaglądania gdziekolwiek. Poza tym zmieniają mi się preferencje i już widzę, że coraz rzadziej znajduję coś interesującego na blogach urodowych, zresztą chyba jednak ogólnie wolę bardziej zróżnicowaną tematykę :) Muszę sobie obejrzeć dokładnie Twojego blogrolla, bo sama ciągle szukam nowych ciekawych miejsc.

      Lojalnie uprzedzam, że The Bridge jest znacznie gorszy od oryginału (chociaż spotkałam się również i z opiniami, że komuś bardziej spodobała się ta wersja, bo lepiej oddaje dysonans pomiędzy USA a Meksykiem, którego brakuje u Skandynawów), ale sam pomysł i tak jest ciekawy :)

      Podpisuję się obiema rękoma pod ostatnim akapitem Twojego komentarza :) Uważam, że nie ma nic gorszego niż zamykanie się na nowe rzeczy/doznania - oczywiście nie jestem za tym, żeby rzucać się na oślep w nieznane, ale właśnie zachowywać totalnie otwarty umysł - taka postawa uczy zarówno tolerancji, jak i pokory (bo uświadamia nam, ilu rzeczy jeszcze nie wiemy) i uważam, że to jedna z lepszych cech u kogokolwiek :)

      Usuń
    4. U mnie bywa różnie, ale mam też za sobą okresy odpoczynku do blogofery i życia wirtualnego w ogóle. To dobrze robi także jak czuję ku temu potrzebę wiem, że przyda się. Dla komfortu psychicznego :)
      Mój blogroll przeszedł totalne przemeblowanie, zostaną/zostały tam blogi na które faktycznie zaglądam, czytam i udzielam się. Poza tym pora reanimować anglojęzyczną wersję, bo nie ukrywam że to jest dla mnie priorytet jeżeli chodzi o działania. Chciałam przenieść się na samodzielną platformę, ale za dużo zamieszania także zostanie własna domena i zmiana formatu komentarzy, chyba że one faktycznie się nie przyjmą. Zobaczymy :)

      Sama dla siebie szukam nie tylko zróżnicowanych miejsc, ale osób które mają swoje zdanie i potrafią się nim dzielić, akcentować i chcą pisać o czymś :) Ogólnie przyjęty "lajfstajl" w stylu pokażę książkę, sukienkę itd. to nie dla mnie. Potrzebuję prawdziwej stymulacji a jak widzę mało jest takich miejsc i na pewno nie dotarłam jeszcze tam, gdzie chciałabym :)

      Zauważyłam, że The Bridge jest zupełnie inny ale poczułam klimat tej wersji i coś mi się wydaje, że ją pochłonę :) Podzielę się później spostrzeżeniami.

      Wiesz, przyznam Ci się i zdradzę pewną słabość ;) Nie lubię ludzi, którzy mówią "nie, bo nie". Dla mnie musi pojawić się zawsze pewien argument, coś co będzie jasnym przekazem. Bo głęboka woda, to czasem jedna wielka niewiadoma i nie warto iść na oślep, lecz można warto zrobić rozpoznanie, rozpatrzyć za i przeciw, dać sobie szansę na rozwój itd. Umiejętne korzystanie z możliwości, sposobności i przekładanie tego na własny grunt to chyba najlepsze, co możemy robić dla siebie samych :)

      Usuń
    5. A to ja z kolei z blogami mam różnie - czasem też potrzebuję czegoś wyłącznie bardzo "esencjonalnego" i wszelkie "pitu pitu" omijam, ale od czasu do czasu lubię też przerzucić wpisy właśnie o sukienkach, książkach, zakupach, czy lakierach do paznokci - wszystko zależy od mojego nastroju :) Dlatego chyba taki szeroko pojęty "lajfstajl" jest mi obecnie najbliższy.

      Z tego, co piszesz o nowych komentarzy, to wygląda bardzo dobrze, muszę to wypróbować, chociaż ostatnio się zraziłam, bo próbowałam coś napisać u kogoś, kto stosuje na blogu ten format i mi się nie udało - nie mogłam się w żaden sposób zalogować i po kilku próbach, odpuściłam. Może u Ciebie będę miała więcej szczęścia :)

      Co do ostatniego akapitu, to zgadzam się - asertywność to bardzo pozytywna cecha, ale niektórzy zapominają, że nie chodzi w niej o mówienie "nie" dla samej zasady :) Ja lubię dyskutować z ludźmi, nawet kiedy się z nimi nie zgadzam - ale podkreślam - dyskutować, a nie kłócić się, czy walczyć zawzięcie o to, kto ma rację - przyjemnie jest po takiej sensownej i inteligentnej rozmowie dojść do wniosku, że wprawdzie każda ze stron nadal myśli tak, jak wcześniej, ale jednak szanuje argumentację rozmówcy i właśnie poszerzyła swój światopogląd :)

      Usuń
  4. Nie widziałam, ale zainteresowałaś mnie:) True Detective jest genialny i z niecierpliowścią czekam na kolejny odcinek, polecam również mini serial Top of the Lake:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, widzę, że Top of the Lake zdecydowanie wygrywa w komentarzach :) Tak jak napisałam wyżej, mam go na liście, ale nie przepadam za E.Moss, która gra główną rolę i dlatego jakoś do tej pory nie mogłam się zabrać za oglądanie - ale po Waszej grupowej zachęcie chyba jednak zmienię zdanie :)

      True Detective na razie jest fantastyczny i mam nadzieję, że tak będzie co najmniej do końca sezonu - wtedy pewnie coś o nim napiszę :)

      Usuń
  5. Nie miałam pojęcia, że postać Sagi była tak negatywnie odbierana - mnie zachwyciła od samego początku (ale ja mam słabość do tego typu charakterów;)). Pierwszy sezon wciągnął mnie bardzo, drugi odrobinę mniej, bo zrobił się przewidywalny, natomiast sposób zakończenia uważam jak najbardziej za plus. Byłam pewna, że twórcy poprzestaną na dwóch, ale okazało się, że kręcą właśnie kolejny...Natomiast jeżeli chodzi o poszerzanie wiedzy, to gdzieś w trakcie oglądania szóstego odcinka ściągnęłam aplikację na telefon i pomalutku przyswajam podstawy szwedzkiego:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zawsze z ciekawości plączę się po różnych forach tematycznych, zwłaszcza w przypadku, kiedy dany tytuł mnie zainteresuje i obserwuję różne dyskusje - stąd wiem, że wiele osób po prostu nie wiedziało, że coś takiego, jak syndrom Aspergera istnieje i że wygląda to mniej więcej tak, jak w filmie - ten sam problem był z wersją amerykańską, kiedy równo jechano po Diane Krueger za jej "drewnianą" grę, podczas gdy ona po prostu miała taką rolę :)
      To prawda, drugi sezon też podobał mi się mniej, w pierwszym jakoś bardziej czekałam z zapartym tchem na to, co będzie dalej, ale mimo wszystko i tak uważam, że twórcy utrzymali poziom i ciekawa jestem kontynuacji :)

      Rozbawiłaś mnie tym szwedzkim, przyznam się, że po tym, jak w połowie kolejnego serialu zorientowałam się, że zaczynam rozumieć te mniej skomplikowane szwedzkie (i duńskie też) dialogi, też miałam podobny pomysł i nie wykluczam, że do niego wrócę :)

      Usuń
  6. Prosimy o spędzanie na Bloggerze pół doby dziennie. Twój blog jest absolutnie jednym z moich ulubionych.

    Z Twojego opisu serial brzmi jak niezły kąsek, ale jestem kompletnie aserialowa. Wyznaję tylko Twin Peaks ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko, ale mi się miło zrobiło, dziękuję :))

      Co do aserialowości, to widziałam na blogu Tattwy, że Cię kusiła niezłymi tytułami - może jednak Cię przeciągnie na ciemną stronę mocy :) Podpisuję się pod polecaną przez nią Utopią (o której zresztą kiedyś obiecałam napisać, ale może zaczekam do kolejnego sezonu) i Black Mirror, o którym coś tam kiedyś popełniłam: http://dziewczynazkotem.blogspot.com/2013/06/nowy-nie-taki-wspaniay-swiat-czyli-o.html

      No a Twin Peaks to Twin Peaks, wiadomo :)

      Usuń
  7. Jeśli jeszcze nie pisałam, że UWIELBIAM recenzje Twe to oznajmiam w tym momencie :) Serial już mi się podoba, zwłaszcza że Saga z uwagi na Aspergera wydaje się jakby taką Lisbeth Salander, a tło zdjęcia które wrzuciłaś jest obrazem żywcem zdjętym z mojej głowy, co do wyobrażenia fabryki, w której toczyła się po części akcja "Zamku z piasku, który runął". W wolnej chwili zapoznam się z tą seria, tylko nie wiem jeszcze gdzie go odnajdę do oglądnięcia ....

    Bardzo czekam na Twoją opinię o True Detective, już słyszałam mnóstwo baardzo pozytywnych opinii, zresztą już sama obsada zachęca. Swoją drogą bardzo podoba mi się idea zaangażowania w seriale topowych aktorów - HBO w tym przoduje, bardzo miło wspominam miniserię Mildred Pierce z Winslet, podobno wart uwagi jest jeszcze House of Cards z Kevinem Spacey. Spoza seriali, ale za to z pozakinowych produkcji HBO polecam "Behind the Candelabra" z Michaelem Douglasem i Mattem Damonem :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję, serce rośnie, kiedy czytam takie słowa :)

      A wiesz, że jakoś nie przyszło mi do głowy, żeby porównać Lisbeth z Sagą - po Twoim wpisie widzę, że faktycznie jest między nimi trochę podobieństwa, ale jednak to dwa różne charaktery, chyba głównie ze względu na to, że dla Sagi fundamentalne są zasady porządkujące życie, a Lisbeth z kolei to urodzona anarchistka :) Ale jeśli chodzi o przystosowanie do życia w społeczeństwie, to sporo je łączy :)

      True Detective na razie jest bardzo dobry, chociaż zgadzam się z opinią, na którą gdzieś się natknęłam, że to trochę taki serial stworzony "pod nagrody" i jestem ciekawa na ile wynika to z wyrachowania twórców, a na ile z "wstrzelenia się" w dobry moment - dlatego na razie oglądam z ogromnym zainteresowaniem i ciekawością, co będzie dalej :)

      Dzięki za przypomnienie o Mildred Pierce, która czeka już od dawna na odpowiedni nastrój (tak dawno, że zdążyłam o niej zapomnieć!), a ponieważ uwielbiam Kate Winslet, to chyba się w końcu doczeka :) O House of Cards słyszę zewsząd same peany (moi rodzice m.in. są wielkimi fanami tego serialu), ale przyznam się, że choć Kevin Spacey jest jednym z moich ulubionych aktorów, to pierwszy odcinek kompletnie mnie nie wciągnął. Nie poddaję się jednak i zrobię kolejne podejście - tak miałam z Homeland - poczułam klimat dopiero za drugim rzutem :)

      PS Nie znoszę Matta Damona :))

      Usuń
  8. a z tymi językami to ciekawe, dobrze wiedzieć! Jak byłam w Rumunii, to dowiedziałam się, że podobnie Rumuni mają z językiem włoskim, nie jest to aż tak mała różnica, ale to ta sama grupa językowa, bardziej można to porównać do nas i Słowaków, z którymi też w miarę można się dogadać ... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo lubię takie "smaczki" i tytuły, które wzbudzają we mnie jakąś ciekawość - zdarzało mi się już nie raz, że po jakimś filmie/serialu zaczynałam zgłębiać temat, o którym wcześniej nie miałam zielonego pojęcia - za to też zawsze daję od siebie dodatkowy plus :)
      Co do języków, to myślę, że można to porównać do czeskiego/słowackiego - wiadomo, że to dwa autonomiczne języki, ale brzmią i wyglądają bardzo podobnie.

      Usuń
  9. Mam podobny gust serialowy jak widzę. Podoba mi się pomieszanie subtelności z surowością zarówno jeśli chodzi o ujęcia jak i relacje międzyludzkie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak - dobrze to ujęłaś - "połączenie subtelności z surowością" to jest także mój ulubiony mix praktycznie w każdej dziedzinie życia :))

      Usuń

Dziękuję za każdy komentarz - jest mi bardzo miło, że do mnie zajrzałeś :)

Ale uprzedzam, że uwagi typu "super, obserwujemy?" lub "zapraszam do siebie", w moim przypadku odnoszą odwrotny skutek.

Ogólnie zaglądam do wszystkich, którzy pozostawiają po sobie jakiś ślad, a jak mi się spodoba, to nie trzeba mnie zachęcać do obserwowania :)

Follow on Bloglovin
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...