niedziela, 29 kwietnia 2012

Praskie zakątki

Czasem fajnie jest zabawić się w turystę we własnym mieście. 

Powłóczyć się po rejonach, które są nam obce (choć nie ukrywam, że najlepiej robić to z kimś, dla kogo nie są one aż takie obce, żeby uniknąć ewentualnego zagubienia w godzinach wieczornych w dzielnicy o wątpliwej sławie), bez planu, bez celu - po prostu snuć się po ulicach, oglądając stare, rozpadające się kamienice, pamiętające jeszcze czasy przedwojenne, mnóstwo malutkich kapliczek niepozornie poupychanych w bramach podwórek, lub też - przeciwnie - wyeksponowanych na niewielkich skrzyżowaniach. 

Pstryknąć zdjęcie wylegującemu się na okiennym parapecie kotu, który przygląda się nam z apatyczną obojętnością. 

Zobaczyć coś, a nie tylko patrzeć. 


Praski piękny leniwiec:


Typowe praskie podwórko z kiedyś piękną, a dziś mocno zaniedbaną kamienicą. 


Słynni grajkowie - po wrzuceniu monety, rozlegają się dawne warszawskie szlagiery:



Jedna z wielu kapliczek: 



 No i Praga by night :)



sobota, 28 kwietnia 2012

Pastelowo-kwiatowa majówka

Całkiem niespodziewanie z nieśmiało czającej się wiosny, nagle zrobiło się upalne lato - słońce szaleje na całego, a mój organizm cieszy się z tego każdą komórką. Pewnie lada moment będę sobie pod nosem narzekać, że jest za gorąco, ale póki co korzystam ile mogę i chłonę energię z powietrza :)

Dziś jeszcze czeka mnie popołudniowy spacer po praskich zaułkach, które cały czas są dla mnie sporą  egzotyką, a jutro być może wybiorę się nad Wisłę. 

A tymczasem kilka kwiatowo-pastelowych kadrów, pstrykanych w różnych kątach - takich kolorów jest u mnie zdecydowanie najwięcej. 

Miłego weekendu! 








piątek, 27 kwietnia 2012

Koło fortuny :)

Coś ostatnio nie mam szczęśliwej ręki do zakupów - najpierw w poniedziałek, zrobiłam spore zamówienie w Matrasie z okazji Światowego Dnia Książki, po czym po jakichś trzech dniach dostałam maila, że moje zamówienie zostało anulowane i źe bardzo im przykro - a tymczasem moje wyczekane książki przepadły w niebycie, a mnie samą trafił już niewielki szlag.

Ale, jak się okazało, to jeszcze nie był koniec...

Następnego dnia koleżanka domawiała tym razem w Empiku jedną książkę dla mnie, po czym oczywiście książka nagle tajemniczym trafem uzyskała status "niedostępny" - tadam!

Ale to nadal nie był koniec :)

Żeby bowiem prawu serii stało się zadość, wczoraj wybrałam się do Sephory z zamiarem nabycia kremu do twarzy Pat& Rub i co się okazało? Oczywiście, było chyba wszystko z ich oferty, Z WYJĄTKIEM tego właśnie kremu...

Promocja wprawdzie trwa do 29, więc niby mam jeszcze szansę, ale trochę mi się włos na głowie jeży na myśl o tym, co jeszcze mnie czeka - mam nadzieję, że tymi trzema nieprzyjemnymi doświadczeniami wyczerpałam mojego zakupowego pecha - zwłaszcza, że wczoraj zamówiłam śliczną kafetierę i naprawdę chciałabym sie wkrótce napić z niej pysznej kawy :)

Pocieszam się myślą, że już prawie weekend :) I to jaki! Ja co prawda pracuję i w środę i w piątek, ale jakoś niespecjalnie mnie to boli, bo to raczej będą luźne dni. A poniedziałek mam wolny, więc i tak zdążę się zrelaksować.

Miłego piątku!

czwartek, 26 kwietnia 2012

a tymczasem w pracy :)

A w pracy tea time, w ulubionej filiżance, dzięki której kilka razy dziennie staję się "kobietą z wąsem" :)




A herbata zielona z żurawiną - bardzo delikatna i smaczna!

Doładowuję w ten sposób akumulatory na zapas, bo po pracy mam zamiar w końcu skorzystać z 20% rabatu w Sephorze (może uda mi się kupić krem do twarzy Pat&Rub i ich świeczkę, na które się czaję od pewnego czasu).

A pogoda wiosenno-letnia! Pięknie jest...

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Wiosenny koktajl

Odkąd jakiś czas temu dokonałam dosyć spontanicznego zakupu małego blendera do koktajli (dokładnie takiego, jak na poniższym zdjęciu), uzależniłam się od kombinowania co połączyć z czym, żeby wyszło zdrowe i jak najsmaczniejsze :)


Tym razem zmieszałam ze sobą:
- 1 dojrzałego banana,
- 1 kiwi,
- garść świeżej pietruszki (to taki mój prywatny sposób na przemycenie jej w czymkolwiek, bo przyznam się, że nie jestem fanką),
- łyżeczkę brązowego cukru,
- 3 łyżki mleka kokosowego (miałam resztkę z para-tajskiego sosu, w którym ostatnio dusiłam indyczą pierś na obiad :))
- szklankę mleka
I już. Wyszło pysznie, dokładnie tak jak miało.



sobota, 21 kwietnia 2012

Męska przyjaźń po francusku, czyli wzruszająco-zabawni "Nietykalni".



Dawno już nie oglądałam tak świeżego i bezpretensjonalnego filmu. Niełatwo jest opowiedzieć TAKĄ historię w sposób, który będzie jednocześnie zabawny, chwytający za serce, ale i pozbawiony wszelkiego kiczu i taniego melodramatyzmu. A jednak, wg mnie, twórcom tegorocznego francuskiego hitu "Nietykalni" sztuczka ta udała się w 100 %. 
Oglądając opowieść o przyjaźni rodzącej się pomiędzy pozornie tak niedopasowanymi do siebie mężczyznami, że już bardziej byłoby to niemożliwe, odzyskujemy wiarę w piękno tkwiące w każdym z nas i w ludzkość jako całość. Myślę, że gdyby tej historii nie napisało samo życie, wydawałaby się ona przerysowana i niewiarygodna, ale to kolejny przykład na to, że to właśnie rzeczywistość wymyśla najdziwniejsze scenariusze. 
Bo jak inaczej połączyć sparaliżowanego milionera z nieprzystosowanym (choć pełnym swoistego, łajdackiego uroku) chłopakiem, który w operze wybucha głośnym śmiechem na widok śpiewającego drzewa, pomaga się wyluzować swojemu pracodawcy paląc z nim skręty i co krok zapomina o jego kalectwie, wyciągając do niego rękę z dzwoniącym telefonem :) W tej relacji nie ma miejsca na litość, czy sztuczne współczucie, a Driss, ze swoją nonszalancją i pozornym brakiem szacunku okazuje się dla Philippe'a najlepszym lekarstwem. 
Mnie "Nietykalni" urzekli, choć przyznaję, że na końcu popłakałam sobie i to zdrowo, ale to było takie radosne wzruszenie, bez poczucia, że ktoś próbuje manipulować moimi emocjami. 
Odtwórcy dwóch głównych ról, czyli zarówno Francois Cluzet, jak i słusznie nagrodzony Cezarem Omar Sy, zasługują na stojącą owację. I warto pamiętać, że ta historia zdarzyła się naprawdę, a jej prawdziwi bohaterowie, czyli Philippe Pozzo di Borgo i Abdel Sellou do dziś pozostają w przyjaźni. Takie zakończenia zdecydowanie napełniają serce radością - warto obejrzeć ten film choćby tylko po to, aby potem z większą sympatią spojrzeć na ludzi obok nas :)

Wszystkim niezdecydowanym polecam wycieczkę do kina - potężna dawka optymizmu po wyjściu gwarantowana! 



czwartek, 19 kwietnia 2012

Toczy się, toczy...

Czasem trzeba wyjść do i z ludźmi, założyć okropne buty, w których KAŻDY wygląda lekko pokracznie, zniszczyć sobie manicure i wypić drinka, który podświetlony wygląda jakby była w nim mała żaróweczka :)


Pozostała część wieczoru zdecydowanie spokojniejsza - z nowymi Wysokimi Obcasami Extra i kryminałem Marthy Grimes.

środa, 18 kwietnia 2012

Ogarnianie chaosu :)

Ciekawa jestem, czy jesteście osobami zorganizowanymi. Ja sama jestem niestety chodzącym chaosem, który czasem przybiera iście monstrualne rozmiary, ale od czasu do czasu mam swoje "zrywy", dzięki którym moje życie ma stać się idealnie uporządkowane (we wszystkich aspektach) - oczywiście jak to zrywy, na ogół kończą się one równie gwałtownie, jak się rozpoczęły i wszystko wraca do stanu początkowego.

Od dłuższego już czasu wiem, że w moim przypadku posiadanie tradycyjnego kalendarza mija się z celem, bo i tak nawet jeśli ambitnie zacznę w nim coś zapisywać, to po jakimś miesiącu zapominam żeby do niego zajrzeć i ostatecznie targam go po prostu ze sobą jako dodatkowe (i całkiem zbędne) obciążenie torebki...

A jednak nie da się ukryć, że zwłaszcza z nadejściem wiosny odczuwam potrzebę uporządkowania swojego otoczenia chyba z nadzieją, że wówczas łatwiej przyjdzie mi ogarnięcie tego, co dzieje się wewnątrz mojej głowy, chociaż to jest o wiele bardziej skomplikowane zadanie...

Na chwilę obecną rozwiązaniem, które stosuję, jest Remember The Milk, czyli przejrzysty program, polegający na tworzeniu własnych list, a następnie w ich ramach konkretnych zadań, z których rozliczamy się po kolei sami przed sobą - odkrywam właśnie jakie to miłe uczucie móc odhaczyć kolejny punkt i przejść do kolejnego.
Używam "Milka" w domu, wpisując do niego wszystko, począwszy od planów dotyczących sprzątania mieszkania, imienin i urodzin bliskich mi osób, regularnych ćwiczeń etc. oraz w pracy, tworząc listy zadań na nabliższe godziny, dni i tygodnie. Przyznam się z satysfakcją, że dzięki niemu udało mi się pchnąć do przodu kilka mniejszych i większych projektów, które do tej pory stały w miejscu, bo jakoś nie mogłam się wewnętrznie zmobilizować do podjęcia jakiejkolwiek związanej z nimi akcji.

Program Remember The Milk odkryłam dzięki blogowi Edyty z Life Skills Academy, ale wiem też, że jest ich więcej (choćby Asana).

Jeśli ktoś zmaga się z podobnymi problemami z organizacją swojej przestrzeni życiowej, to polecam książkę "Getting Things Done" Davida Allena, która w prosty sposób pokazuje, od czego można i należy zacząć i co więcej - zawiera wiele bardzo przydatnych wskazówek dla takich organizacyjnych nowicjuszy jak ja :)


sobota, 14 kwietnia 2012

Naturalna pielęgnacja włosów

Obecnie nie używam wielu kosmetyków, chociaż nawet ta względnie niewielka ilość okazuje się zajmować naprawdę sporą część łazienki - zupełnie nie wiem, jak to się dzieje :) Ale faktem jest, że staram się nie dublować produktów, które już mam i przed kupnem kolejnego, wykańczam zapasy - oczywiście nie jest to łatwe, zwłaszcza kiedy na kolejnym blogu czytam bardzo zachęcający opis fajnego kosmetyku, który z pewnością przypadłby mi do gustu - ale nie, trzymam się twardo i notuję sobie nazwy w moim małym notesiku, żeby w odpowiedniej chwili wiedzieć, czego chcę.

Przeprowadzając jakiś czas temu małą "rewolucję" w moim życiu, zaczęłam od kosmetyków, kupując zestaw podstawowy, czyli szampon + odżywkę bez tych strasznych parabenów i sls, o których się wcześniej naczytałam i aż dziwne, że moje włosy się całkiem nie wyprostowały po takiej dawce emocji :)

Bo, jak widać na zdjęciu obok, włosy mam kręcone (w tych lepszych okresach) lub falowane (w tych gorszych), ale jak pewnie wie każdy posiadacz loków, najczęściej mam wrażenie, że żyją one własnym, niezależnym od mojego życiem i w dodatku ich żywot wydaje się znacznie barwniejszy niż mój...No, ale cóż - są jakie są i po latach nierównej walki, dawno już poddałam się i pogodziłam z tym, że raczej nie będę miała śliskich, przelewających się między palcami delikatnych fal - mogę jedynie dbać o to, aby te moje niesforne loki były zdrowe i powstrzymywać je przed przeistoczeniem się w jakieś totalnie dzikie afro...

Tak więc do rzeczy - chwilowo używam w zasadzie tylko czterech poniższych produktów - przez jakiś czas używałam do układania ich cudownego żelo-musu kupowanego w salonie fryzjerskim, ale po pierwsze chyba przestali go produkować, a po drugie, jego skład był dosyć podejrzany i zaczął się kłócić z moimi próbami powrotu do natury. Tak więc zostało to, co widać + suszarka z dyfuzorem (koniecznie z opcją suszenia chłodnym powietrzem).


Serię Yes to... pewnie zna większość z Was - obecnie chyba ma ona trochę inne opakowanie, ale wydaje mi się, że skład się nie zmienił, więc pozwolę sobie bezczelnie skopiować go ze strony dystrybutora:

Szampon YES TO TOMATOES:

Szampon z organicznymi ekstraktami z m.in. pomidorów, czerwonej herbaty, arbuza. Polecany do włosów oklapniętych, przetłuszczających się i pozbawionych objętości. Nie zawiera SLS i parabenów.

Skład: Aqua (Water), Sodium Coceth Sulfate, Solanum Lycopersicum (Tomatoes) Extract*, Aspalathus Genus (Red Tea) Extract, Sodium Cocoamphoacetate, Citrullus Vulgaris (Watermelon) Extract*, Capsicum Annuum (Red Pepper) Extract*, Maris Limus (Silt) Extract, Maris Aqua (Dead Sea Water), Punica Granatum (Pomegranate Peel) Extract*, Parfum (Fragrance), Magnesium Chloride, Algea (Spirulina, Rhodella, Dunaliella), Spirulina Pacifica Extract*, Aloe Barbadensis (Aloe Vera) Gel*, Citric Acid, Prunus Amygdalus Dulcis (Almond) Extract*, Olea Europaea (Olive) Oil*, Benzyl Alcohol, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil*, Dehydroacetic Acid, Niacin*, Tocopheryl Acetate (Vitamin E) *, Ginkgo Biloba*, Panthenol*. 

i odżywka:


Odżywka zawierająca składniki w 99.6% naturalne, bez pochodnych ropy naftowej, SLS oraz parabenów, wzbogacona minerałami Morza Martwego. Likopen jest składnikiem pomidorów - jest on silnym przeciwutleniaczem, usuwa on nadmiar tłuszczu z włosów i skóry głowy, pozostawia włosy miękkie.

Skład: Water (Aqua), Cetearyl Alcohol, Behentrimonium Chloride Cetyl Esters, Solanum Lycopersicum (Tomato) Fruit Extract*, Citrullus Vulgaris (Watermelon) Fruit Extract*, Chenopodium Quinoa Flower/ Leaf Extract, Ganoderma Lucidum (Mushroom) Extract, Prunus Persicus Nectarina Fruit (Nectarine) Extract*, Capsicum Annuum Extract, Dead Sea Water (Maris Aqua), Maris Limus (Dead Sea Silt) Extract, Aloe Barbadensis Leaf Juice (Aloe Vera)*, Olea Europaea (Olive) Fruit Oil, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil*, Spirulina Maxima Extract, Camellia Sinensis Leaf (Green Tea) Extract, Algae Extract, Gingko Biloba Leaf Extract, Triticum Vulgare (Wheat) Germ Oil, Punica Granatum Extract, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Fragrance (Parfum), Sodium Hydroxide, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate.

**
 
Powiem tak - nie są to może najtańsze produkty i zapewne nie najlepsze na rynku, ale po pierwsze pachną przyjemnie, włosy je lubią i w dodatku są tak wydajne, że może to stanowić jednocześnie ich zaletę i wadę (przyznam się, że po kilku miesiącach regularnego używania zaczynam mieć chęć zacząć dolewać ten cholerny szampon do herbaty sobie i gościom, żeby w końcu go zużyć i móc wypróbować coś nowego!!!)...
Ogólnie - nie mam się za bardzo do czego przyczepić, ale nie mam też porównania - chciałabym wreszcie się przekonać, czy po innych szamponach moje włosy będą jeszcze fajniejsze, czy też warzywka zagoszczą na łazienkowej półce na stałe.


Strasznie długi post mi wychodzi, ale przede mną jeszcze krótki opis dwóch specyfików - pierwszy z nich to widoczny na zdjęciu po lewej stronie olejek Kerastase Elixir Ultime. 
Według producenta:


Uniwersalny eliksir pielęgnacyjny wzbogacony kompleksem czterech cennych olejków połączonych w technologii Oleo-Complexe:

- olejek pracaxi ceniony za swoje właściwości uodparniające
- olejek arganowy, bogaty w witaminy A, D i E, słynie z właściwości ochronnych
- olejek kukurydziany o właściwościach uelastyczniających oraz znany z działania odżywczego
- olejek kamieliowy, aby nadać włosom blask


Olejek można stosować na wiele sposobów. Rozetrzyj w dłoniach kilka kropli produktu i rozprowadź na długościach włosów:

- przed kąpielą, aby usunąć zanieczyszczenia i przygotować włosy do dalszych zabiegów pielęgnacyjnych.
- przed modelowaniem, aby odżywić strukturę włókna włosowego i przygotować włosy do układania.
- po zakończeniu modelowania, jako wykończenie fryzury, aby nadać włosom doskonały wygląd oraz zapobiec puszeniu się włosów.
- w celu poprawienia fryzury, jeśli Twoje włosy potrzebują dodatkowego zdyscyplinowania i odżywienia w ciągu dnia.
- jako odżywka bez spłukiwania, w celu intensywnego odżywienia włosów zawsze wtedy, kiedy włosy potrzebują mocniejszego odżywienia.


I niestety w tym przypadku nie będę raczej najbardziej wiarygodnym źródłem informacji, ponieważ nie mam ABSOLUTNIE żadnego doświadczenia z tzw. olejowaniem włosów i z tego powodu dla mnie jest to produkt wysokiego ryzyka - nigdy nie wiem ile i kiedy dokładnie powinnam go nałożyć. Wcieram więc odrobinę w lekko podsuszone końcówki i na tym się kończy - zawsze boję się, że przy takich włosach jak moje, nakładanie olejku może skończyć się efektem długowłosego psa wylizanego przez wielką krowę, a tego wolałabym uniknąć.

I w końcu produkt, który nadal jest dla mnie zagadką - z jednej strony bowiem moje loki po tej piance są ujarzmione, ale puszyste i nie sklejają się (czyli takie, jakie być powinny), ale z drugiej zaczynam podejrzewać ją o wywołanie u mnie początków łupieżu - nie wiem, czy to możliwe, bo w składzie ma niby same fajne składniki, ale zaznaczam, że chwilowo jest pod baczną obserwacją i jeśli moje podejrzenia się potwierdzą, to będzie nasze ostatnie spotkanie.

Mowa o:
LAVERA HAIR BARDZO MOCNO UTRWALAJĄCA PIANKA STYLIZUJĄCA


Bardzo mocno utrwalająca pianka to odpowiednie rozwiązanie dla tych, którzy chcą nadać objętości swoim włosom i utrwalić fryzurę. Dzięki nawilżającym właściwościom bambusa i aloesu, włosy uzyskują naturalne wsparcie i perfekcyjną ochronę przed wysuszeniem.

Składniki: wodno-alkoholowa substancja roślinna z bambusa, piwo, gliceryna roślinna, sorbitol, kokoglukozyd, prowitamina B5 (pantenol) , żel z aloesu*, wyciąg z chmielu*, wyciąg z zielonej herbaty*, wyciąg z ryżu*, mieszanka olejków eterycznych

produkt wegański
*składniki pochodzące z upraw ekologicznych 

Jeśli komuś udało się dobrnąć aż tutaj, szczere  gratulacje i miłego sobotniego wieczoru :) 

Weekend :)

Uwielbiam soboty, chociaż od dłuższego czasu mój sprytny plan odsypiania w ten dzień całego minionego tygodnia obraca się wniwecz, bo bez względu na to, o której kładę się do łóżka, budzę się około 7, a potem mogę już tylko nerwowo przewracać się z boku na bok, lub wstać i zacząć weekend nieco wcześniej niż planowałam...

Ale to nic - dzięki temu mam więcej czasu na różne mniej lub bardziej przyjemne zajęcia (sobota to także dzień sprzątania mieszkania, jak pewnie u większości pracujących osób), no i na niezbędny relaks przy kawce i maminej szarlotce :)





Dzisiejszy deszczowy i pochmurny poranek nie zapowiadał zbyt ładnego dnia, ale na szczęście rozpogodziło się, więc po kawie wynoszę się z domu na trochę.

A jak wszystko dobrze pójdzie, to nieco później postaram się dodać post o produktach do włosów, których obecnie używam.

Miłej soboty!

środa, 11 kwietnia 2012

These boots are made for walking!

Tak, tak - w końcu wyszło słońce i jest szansa, że wiosna  przypomniała sobie o nas na dobre! Korzystając więc z dwóch dodatkowych wolnych dni, wyciągnęłam najwygodniejsze buty świata, trencz i super optymistyczną różową chustkę w białe kropeczki i lecę na spacer :)



Miłego dnia i łapcie słońce, jeśli tylko macie taką okazję!

A z innych tematów, to jeśli ktoś polubił "Sherlocka" (ale nie wersję kinową, tylko brytyjski serial), a zwłaszcza Benedicta Cumberbatch'a, to polecam mini-serial (tylko 5 odcinków) pt. "The Last Enemy" (TU trochę więcej) z nim w roli głównej - świetnie pokazana i bardzo realistyczna, choć pewnie przez to jeszcze bardziej przerażająca wizja świata, w którym każdy obywatel jest otagowany i inwigilowany - taki orwellowski "Rok 1984" w wersji modern...
Ogólnie brrr, ale Benedict świetny!

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Here comes the sun...

Dziś bardzo spokojnie i wyłącznie stacjonarnie :) Na spacery będzie czas jutro (lucky girl ma urlop :))


Ninę Simone uwielbiam odkąd sięgam pamięcią - nie jestem w stanie powiedzieć, od której piosenki zaczęła się moja fascynacja, ale trwa niezmiennie, bez względu na chwilowe "skoki w bok". 
Cieszę się jak dziecko za każdym razem, kiedy słyszę ją w jakimś modnym serialu lub filmie - ostatnio był to genialny "Sinnerman" w równie genialnym bądź co bądź "Sherlocku". 

Jak ktoś jeszcze nie zna, a chciałby poznać panią Ninę, proponuję zacząć od "Feeling good" albo "My baby just cares for me", a potem stopniowo zagłębiać się w nieco bardziej melancholijne utwory, takie jak: "Wild is the wind", "Mr Bojangles", "Black is the colour of my true love's hair", czy cudowne "I want a little sugar in my bowl". 

Tylko ostrożnie, bo ona uzależnia i nawet się nie zorientujecie, kiedy zaczniecie kompletować jej dyskografię!

sobota, 7 kwietnia 2012

wieczorową porą...

Prawie świąteczny wieczór, mieszkanie posprzątane, ciasteczka na jutro upieczone, pora na wieczorny relaks :)
W kubku jedna z najpyszniejszych herbat, jakie piłam (a mam prawdziwego fioła na punkcie tego napoju i całą szafkę przeróżnych smaków) - ta jest na wyjątkowe okazje, obłędnie pachnie (i smakuje!) różą...



A do herbaty - lektura - w tym odkryty przeze mnie niedawno bardzo interesujący magazyn "Coaching" (właściwie powinnam się raczej go wystrzegać, bo pełno w nim inspirujących tytułów, co dla takiego książkowego maniaka jak ja jest niebezpieczne) oraz książka, która bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła, a mianowicie "Smak szczęścia" Agnieszki Maciąg - bardzo, bardzo polecam wszystkim, którzy tak jak ja chcieliby zdrowiej, mądrzej i świadomiej żyć - pełno w niej pozytywnej energii i dobrych rad, bez jednoczesnego wymądrzania się.

 

piątek, 6 kwietnia 2012

Przedświątecznie...

Spokojnych, zdrowych i pełnych radości Świąt, spędzonych w zgodzie ze sobą i innymi, z uśmiechem na ustach i pysznym jedzeniem w żołądku, chwili odpoczynku od wszechobecnego zgiełku, czasu na dobre lektury i/lub ciekawe filmy i pozytywnej energii...


 
                                                        życzą Dziewczyna i Koka :)


środa, 4 kwietnia 2012

moje kosmetyki cz.1

W poprzednim poście wspominałam, że od pewnego czasu "przerzucam" się na kosmetyki naturalne - nie jest to jeszcze kompletna lista, ale zrobiłam sobie postanowienie, że wykańczając jeden produkt, kolejny, który kupuję, jest już całkiem naturalny, a te, których nadal używam, muszą mieć jak najmniej szkodliwych składników. Te najgorsze powędrowały od razu prosto do kosza.

Ponieważ mam mieszaną i wrażliwą skórę, zawsze z lekkim niepokojem kupuję nowy krem - kiedyś przez wiele miesięcy walczyłam z okropną alergią, dopóki ktoś mądry nie wpadł wreszcie na to, że być może jestem uczulona na jakiś składnik używanych przeze mnie kosmetyków - ponieważ ciężko było jednoznacznie stwierdzić, co to konkretnie mogło być, polecono mi odstawienie wszystkich i przestawienie się wyłącznie na te apteczne (i Clinique'a).
Teraz jestem na kolejnym etapie, czyli wracam do natury z nadzieją, że moja skóra to doceni :)

 
Tych dwóch kremów używam od kilku tygodni. Tu od razu przyznam się, że to mój pierwszy w życiu krem pod oczy - dotąd jakoś nie czułam potrzeby rozdzielania swojej twarzy na różne strefy, ale koleżanka uświadomiła mi, że się mylę, ponieważ skóra pod oczami jest znacznie delikatniejsza i łatwiej się wysusza, siłą rzeczy trzeba więc o nią bardziej dbać.

Opis producenta jest taki:

Bio2You Organiczny krem pod oczy z rokitnikiem:

  • Organiczna woda z rumianku wygładza i uspokaja skórę.
  • Olej z róży piżmowej wygładza i przywraca odpowiedni poziom nawilżenia skórze naturalnie suchej oraz przesuszonej w wyniku starzenia się, suchego powietrza lub innych warunków środowiskowych. Zwalcza także efekty starzenia się skóry powstałe w wyniku intensywnego opalania się (photo-aging).
  • Naturalne masło shea daje skórze długotrwałe uczucie przyjemnej gładkości i wzmacnia ją. To doskonały nawilżacz suchej skóry, który wspaniale ją odżywia i zmiękcza.
  • Olej jojoba i masło shea skutecznie odżywiają i dają skórze długotrwałe uczucie przyjemnej gładkości, miękkości i jędrności.
  • Oliwa z oliwek chroni przed przyspieszającymi starzenie się skóry wolnymi rodnikami. Zapewnia gładką, promienną cerę, utrzymuje elastyczność, dodaje blasku i rozwiązuje problemy suchej skóry.
  • Witamina E i witamina A nawilżają, regenerują i utrzymują młody wygląd skóry.
  • Trójpeptyd 5 SyncollÒ stymuluje syntezę kolagenu. Doświadczenia kliniczne wykazały, że SYNÒCOLL skutecznie redukuje oraz zmienia rodzaj i wygląd zmarszczek, które dodają wieku swoim właścicielkom. Zmniejsza także napięcie mięśni mimicznych wokół oczu i odpręża skórę.
  • Cenny olej z rokitnika, pochodzący z certyfikowanych upraw ekologicznych, wspomaga mikrokrążenie, działa przeciw starzeniu się skóry, idealnie regeneruje ją i nawilża, chroniąc jednocześnie przed szkodliwym promieniowaniem słonecznym.
Skład (INCI): Aqua, Chamomilla Recutita Water*, Glyceryl Stearate Se, Rosa Moschata Oil*, Simmondsia Chinensis Oil*, Cetearyl Alcohol, Cetyl Ethylhexanoate, Glycerin, Ethylhexyl Palmitate, Tocopheryl Acetate, Butyrospermum Parkii Butter*, Olea Europaea Oil Unsaponifiables, Hippophae Rhamnoides Oil*, Retinyl Palmitat eO,live Glycerides, Ceramide 3, Palmitoyl Tripeptide5, Sodium Ascorbyl Phosphate, Sodium Pca, Glucose, Sorbitol, Sodium Glutamate, Hydrolyzed Soy Protein, Glycine, Lactic Acid, Hydrolyzed Wheat Protein, Panthenol, Urea, Citrus nobilis oil, Citrus Aurantium bergamia oil, Lonicera Caprifolium Extract, Lonicera Japonica Extract, Potassium Sorbate, Limonene, Linalool.
* z plantacji ekologicznych

Ta większa buteleczka natomiast to

Bio2You Organiczny krem przeciwzmarszczkowy z rokitnikiem, kwasem hialuronowym od 35 r.ż.

Opis: pozwalając skórze odzyskać utraconą witalność oraz skutecznie opóźniać pojawianie się kolejnych oznak starzenia.
  • Argirelina odpręża skórę i zmniejsza napięcie mięśniowe, dzięki czemu ogranicza pojawianie się zmarszczek i bruzd na skórze. Badania kliniczne dowodzą, że stosowanie Argireliny przez okres od 15 do 30 dni może dać skórze efekt przeciwzmarszczkowy. Testy, zarówno in vitro, jak i in vivo, potwierdziły mechanizm, w jakim Argirelina modeluje zmarszczki i określiły faktyczną efektywność tego produktu w działaniu przeciwzmarszczkowym dla skóry twarzy.
  • Kwas hialuronowy poprawia retencję wody w tkankach organizmu i nawodnienie skóry, dzięki czemu wygląda ona na gładszą i bardziej promienną. Badania kliniczne dowodzą, że kwas hialuronowy pomaga w szybszym leczeniu ran, zmniejszaniu widoczności starych i świeżych blizn oraz głębokich bruzd, obwisłości lub nierówności na skórze, spowodowanych zmianami trądzikowymi lub urazami.
  • Witamina E nawilża, regeneruje i utrzymuje młody wygląd skóry.
  • Chmiel zwyczajny ma silne działanie antyseptyczne, daje ulgę przy podrażnieniach i infekcjach organizmu. Posiada także działanie proestrogenowe, które wspaniale wspomaga łagodzenie objawów menopauzy.
  • Panthenol – czyli prowitamina B5 poprawia i zwiększa możliwości utrzymania odpowiedniego poziomu nawilżenia skóry, wygładza ją i przeciwdziała podrażnieniom. Jest stosowany w leczeniu lekkich oparzeń, oparzeń słonecznych oraz chorób skórnych. Poprawia poziom nawodnienia skóry, zmniejsza jej podrażnienia i stany zapalne oraz przyspiesza i wspomaga leczenie powierzchownych ran naskórka.
  • Naturalne masło shea dają skórze długotrwałe uczucie przyjemnej miękkości i gładkości oraz wzmacnia ją. To doskonały nawilżacz suchej skóry, który wspaniale ją odżywia i zmiękcza.
  • Cenny olej z rokitnika, pochodzący z certyfikowanych upraw ekologicznych, wspomaga mikrokrążenie, działa przeciw starzeniu się skóry, idealnie regeneruje ją i nawilża, chroniąc jednocześnie przed szkodliwym promieniowaniem słonecznym.
Stosowanie: krem należy równomiernie nakładać na oczyszczoną skórę, delikatnie wklepując opuszkami palców rano i wieczorem lub według potrzeby. Pozwolić mu się wchłonąć. Doskonały jako baza pod makijaż.
Skład (INCI): Aqua, Ethylhexyl Palmitate, Cetyl Ethylhexanoate, Glycerin, Argania Spinosa Oil*, Caprylic/capric Triglyceride, Polyglyceryl3 Methylglucose Distearate, Olea Europaea Oil Unsaponifiables, Cetearyl Alcohol, Butyrospermum Parkii Butter*, Tocopheryl Acetate, Glyceryl Stearate, Hippophae Rhamnoides Oil*, Acetyl Hexapeptide8 (Argireline), Sodium Hyaluronate, Allantoin, Humulus Lupulus Extract*, Panthenol, Hydrolized vegetable Protein, Lonicera Caprifolium Extract, Lonicera Japonica Extract, Citrus nobilis oil, Citrus Aurantium bergamia oil, Sodium Phytate, Sodium Dehydroacetate, Xanthan Gum, Cyamopsis Tetragonolobus Gum, Limonene, Linalool.
* z plantacji ekologicznych


Jedno jest pewne - moja skóra polubiła oba kosmetyki, nie miałam problemu nawet przez chwilę z jakimikolwiek podrażnieniami, obu kremów używam na noc, dobrze się wchłaniają i komponują ze sobą, skóra jest po nich ładnie nawilżona, ale nie przeciążona. Co do likwidacji zmarszczek, bruzd i nie wiem czego tam jeszcze, to ciężko jest mi to ocenić po zaledwie kilku tygodniach, ale cudów nie spodziewam się w zasadzie po żadnym kremie. Mnie wystarczy, że twarz jest gładka, nawilżona i zadowolona :)

Oba kosmetyki kupiłam w sklepie Organeo, korzystając z b. korzystnej promocji. W chwili obecnej kosztują 120 (przeciwzmarszczkowy) i 90 zł (pod oczy). 

Ponieważ lubię sprawdzać różne opcje, myślę, że po wykończeniu powyższych, wypróbuję Madarę, John Masters Organics lub Pat&Rub - kuszą mnie wszystkie te firmy, że nie wspomnę o wielu innych. Cały czas szukam "mojego" kremu. 

slowing down...

Od jakiegoś czasu uczę się wolniej i zdrowiej żyć. Nie chciałam robić jakiejś ogromnej rewolucji, bo znając siebie wiedziałam, że skończy się to słomianym zapałem, który zgaśnie równie szybko, jak powstał. Dlatego też wybrałam metodę małych, prawie niezauważalnych kroczków - stopniowe przerzucanie się na zakupy w sklepach ze zdrową żywnością, lub przynajmniej w częściach z produktami jak najmniej przetworzonymi w supermarkecie, omijanie fast foodów, regularne spacery...

Potem przyszedł czas na pożegnanie z chemią, czyli stopniowe przechodzenie na kosmetyki naturalne - w tej dziedzinie nie jest jeszcze idealnie, ale jestem na dobrej drodze :) Szukam też swoich idealnych kosmetyków, o moich ostatnich odkryciach postaram się napisać w najbliższym czasie.

Co jeszcze - jakoś uspokoiłam się wewnętrznie, zaczęłam bardziej świadomie podchodzić do wszystkiego, staram się traktować moje ciało z szacunkiem - tu też czeka mnie jeszcze wiele zmian, ale jestem dobrej myśli - nie zamierzam więcej katować się dietami, zamiast tego wolę jeść rozsądnie, smacznie i jak najzdrowiej się da :) Mój organizm przeszedł w przeszłości wystarczająco dużo, abym oszczędziła mu kolejnych bezsensownych zmagań. Nie napinam się, nie robię nic na siłę - jeśli nie mam na coś ochoty, to widocznie tak ma być - wybieram spokój. Oczywiście nie znaczy to, że nie robię zupełnie NIC, owszem planuję, zapisuję i robię, ale bez stresu, raczej z przyjemnością (zwłaszcza po wykonanym zadaniu).

I chyba w końcu zaczynam lubić samą siebie :)

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

poniedziałkowe przemyślenia...

Są ludzie, którzy nawet na odległość potrafią wytworzyć wokół siebie tyle pozytywnej energii, że nie znając ich osobiście, czujemy się z nimi jakoś "związani". Siłą rzeczy więc cieszymy się z ich radości i smucimy kiedy się im nie układa - to osoby, które przyciągają do siebie i umieją zbudować w wirtualnym świecie coś pięknego.

Dlatego dzisiejsza wiadomość o potencjalnym sukcesie jednej z takich osób bardzo mnie ucieszyła i sprawiła, że ten niezbyt pozytywny dzień skończy się zdecydowanie lepiej niż zaczął. Z uśmiechem na ustach :)

A do tego tarta z nadzieniem ze szpinaku i kaszy orkiszowej na półrazowym cieście i koktajl, który lepiej smakuje niż wygląda - mniam :) czekolada jest na czarną godzinę - dzisiaj nie będzie potrzebna :)



Monday, I look forward to Friday...

W poniedziałkowe poranki w pracy wyglądam mniej więcej tak:


A potem jest niewiele lepiej :) Ratuje mnie myśl o wolnym popołudniu, zapasie nowych książek, które już do mnie "idą" i mruczącej kulce, która czeka w domu...

Poniedziałku, mijaj szybciej!

niedziela, 1 kwietnia 2012

Niedziela

Moje plany na dziś są raczej mało skomplikowane - pieczenie najlepszych na świecie ciasteczek owsianych





a potem relaks przy lekturze i koktajlu owocowym (to moje najnowsze odkrycie, idealne zwłaszcza na początek wiosny, kiedy organizm potrzebuje dodatkowego zastrzyku energii i witamin).



Miłej niedzieli!

1,2,3

Zaklinam wiosnę, żeby wróciła jak najszybciej. Jeśli nie dla mnie, to chociaż dla biednej lawendy, która po tygodniowym pobycie na balkonie, obecnie chyba jest w szoku termicznym.

Wczoraj wieczorem, starając się być przyzwoitą ziemianką, przesiedziałam godzinę przy świecach. Było uroczo i nastrojowo, dopóki omal nie oblałam się wrzątkiem, próbując zalać herbatę po ciemku.


Dzień dobry. To ja i moje niedzielne śniadanie. Jeszcze tu wrócę. Niebawem.

Aha, i postaram się, aby ten blog nie był primaaprilisowym żartem :)

update: ja może i jestem poważna, ale blogger najwyraźniej nie, skoro uważa, że nadal mamy sobotni wieczór :)

Follow on Bloglovin
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...