sobota, 2 lipca 2016

#LIFESTYLE Ulubieńcy czerwca

Dziś będzie post z kategorii "na rozluźnienie", ale takich, które sama przeglądam zawsze z przyjemnością - oczywiście wiem, że najfajniej ogląda się tego typu filmiki, ale cóż - zdecydowanie nie jestem gotowa na taki krok poza moją strefę komfortu, więc wybaczcie, ale pojedziemy tradycyjnie :) 


Jak widać, uzbierało mi się kilka rzeczy, które chciałabym Wam polecić - zaznaczam tylko, że określenie "ulubieńcy czerwca" jest w stosunku do niektórych z nich dość umowne - bardziej pasowałoby "ulubieńcy kilku ostatnich miesięcy", ale wierzę w to, że raczej nikt z Was nie bierze takich haseł dosłownie. No i oczywiście nie wszystko znalazło się na zbiorowym zdjęciu, bo wiadomo nie od dziś, że mam świetną pamięć, tylko odrobinkę przykrótką i o dwóch rzeczach przypomniałam sobie już po fakcie :) 

Do rzeczy - żeby było bardziej przejrzyście, podzieliłam sobie wszystko na kategorie:

* KOSMETYKI

1. Maseczka Origins Drink-Up Intensive - na kosmetyki tej firmy czaiłam się od nie pamiętam już kiedy i jakoś zawsze przy okazji zakupów o nich ostatecznie zapominałam. Wreszcie parę miesięcy temu podczas rozmowy z koleżanką jakoś zeszłyśmy na polecane kosmetyki i kiedy zaczęła się rozwodzić nad tym, jaki to jest świetny produkt, to wiedziałam, że tym razem nie odpuszczę. I słusznie, bo od pierwszego użycia jestem totalnie zachwycona - zużyłam już prawie całe opakowanie (a jest spore!), kolejne czeka grzecznie w szafce. W Polsce chyba wyłączność na Origins ma Sephora i warto wstrzelić się w promocję -20% - wtedy wydatek nie boli aż tak bardzo :) 




Co do samej maseczki, to dla mojej wrażliwej (i suchej) skóry, jest ona prawdziwym objawieniem - stosuję ją po prostu jako krem na noc - z tym, że oczywiście nie codziennie. I widzę różnicę - skóra jest dobrze nawilżona i elastyczna, w dodatku maseczka przepięknie pachnie. Wiem, że niektórzy narzekają, że po jej nałożeniu klei się twarz, ale powiem szczerze, że ja nawet nie zwróciłam na to uwagi. Dla mnie to zdecydowanie jedno z tegorocznych odkryć. 

2. Krem Embryolysse Lait-Creme Concentre - tu nie pamiętam, jak na niego trafiłam, pewnie gdzieś przeczytałam opis, potem kupiłam na próbę małe opakowanie i...przepadłam :) Cóż mogę powiedzieć - moja skóra go uwielbia - stosuję go rano pod makijaż i czasem też na noc, zwłaszcza kiedy mam jakieś podrażnienia - jest bardzo delikatny i po prostu świetny! 



3. Hydrolat różany - mój jest z Biochemii Urody, ale pewnie większość działa podobnie - ja przelewam sobie trochę do małej buteleczki ze spryskiwaczem, trzymam go w lodówce i używam kilka razy dziennie jako toniku, ale także w momencie, kiedy potrzebuję natychmiastowego odświeżenia (cudowne uczucie, zwłaszcza w upalny dzień!). 



4. Balsam do ust Hurraw! 

Te balsamy to moje małe uzależnienie - nie wiem, ile już ich miałam, ale przyznam się, że odkąd je odkryłam, nie wyobrażam sobie nie posiadania przynajmniej jednego w zapasie - ten na zdjęciu jest limonkowy (świetny!), mam też wersję kakaową, rumiankową, o smaku earl greya i gdzieś zgubiłam wiśniową. Zamawiam je na IHerb, ale z tego co wiem, w Polsce też można je dostać online (oczywiście z przebitką cenową). Produkt jest organiczny, wegański i (co najważniejsze) - fantastycznie nawilża usta! Ja uwielbiam. 





* JEDZENIE

Tu tylko jeden produkt, ale za to jaki pyszny :) 
Chipsy kokosowe DANG o smaku słonego karmelu - o mamo, chyba dobrze, że nie są one tak łatwo dostępne (również zamawiam je na IHerb), bo podejrzewam, że źle by się to dla mnie skończyło - a tak, delektuję się nimi raz na jakiś czas, a potem tęsknię :) Jeśli będziecie mieli okazję spróbować, serdecznie polecam, tylko uprzedzam - wciągają dokładnie tak samo, jak zwykłe chipsy - ciężko się od nich oderwać! 





* KSIĄŻKA

Mój czytelniczy czerwiec zdecydowanie upłynął pod znakiem serii o Lipowie, autorstwa Katarzyny Puzyńskiej. Poświęciłam jej cały poprzedni post, więc nie będę się powtarzać - powiem tylko, że wciągnęłam się po same uszy, kończę właśnie "Łaskuna" i czekam niecierpliwie na kolejne części. 




* MUZYKA

O tym, że od jakiegoś czasu (a konkretniej odkąd zdecydowałam się oddać do naprawy gramofon mojego Taty), słucham już właściwie wyłącznie muzyki na winylach, być może już wspominałam (a jeśli nie, to właśnie to robię) - w związku z tym często wśród moich prezentowych życzeń znajdują się płyty. Z okazji ostatnich urodzin moja kolekcja powiększyła się m.in. o nowy album Lany Del Rey "Honeymoon" i właściwie od tej pory nie przestaję jej słuchać - to jest po prostu idealna płyta na wakacje, no a jak widać na zdjęciu - dodatkowym smaczkiem jest jej czerwony kolor (a właściwie ich, bo to jest podwójny album!). Moim numerem jeden jest "High by the Beach" i "Freak" - do tego zimny drink, okulary słoneczne na nos i czuję się jak w Kalifornii :) 




* MIEJSCE

Miejscem, które odkryłam w czerwcu (i to właściwie pod jego koniec, więc troszkę umieszczam je tu na wyrost, ale myślę, że warto) jest sklep TerraVege na Kabatach w Warszawie (adres to Kabacki Dukt 4, na samym końcu Al. KEN). Jeśli ktoś jest z tych okolic, albo będzie w pobliżu, a szuka czegoś przyjaznego weganom, alergikom, osobom na diecie bezglutenowej lub po prostu lubi wiedzieć, co kupuje i je, to serdecznie polecam - jak na malutki sklepik, jest zaskakująco dobrze zaopatrzony, ma przesympatycznych właścicieli i bardzo dobre ceny!!! Stronę internetową  i FB też ma :) 

* AKCESORIA/INNE

W tej kategorii mam aż cztery rzeczy, ale dwie z nich omówię szybko razem: 

1 i 2. Butelka Bobble bottle i butelka szklana 

O Bobble bottle chyba już kiedyś pisałam, bo mam ją już od kilku lat (właściwie chyba odkąd pojawiła się w Polsce - wtedy można było ją kupić wyłącznie online, teraz jest dostępna np. w Duce). Jeśli kogoś interesują szczegóły, to odsyłam na tę stronę. Ja tylko dodam, że odkąd ją mam, właściwie przestałam kupować wodę w jednorazowych butelkach. Poza aspektem eko, ważna jest też wygoda, to że można do niej nalać wodę z kranu w dowolnym miejscu, jest poręczna i ładna (filtry mają różne kolory - ostatnio trzymałam się różu, ale teraz mam taki wakacyjny morski turkus i też jest super). 




Jakiś czas temu kupiłam sobie również butelkę szklaną, która sprawdzała się dobrze przede wszystkim w pracy (nalewałam sobie do niej wodę z pojemnika z filtrem i pilnowałam, żeby popijać przez cały dzień), teraz używam jej też w domu. Bardzo ją lubię (dopasowanie kolorystyczne obu butelek jest całkiem przypadkowe :)) ale przyznaję, że na wyjścia "w miasto" wybieram Bobble, bo jednak wiadomo, że szkło swoje waży. Moja butelka jest z TkMaxx - wiem, że co jakiś czas pojawiają się w ich ofercie w różnych kolorach. 



3. Przedostatnią rzeczą, o której chciałabym Wam napisać, jest opaska do spania na oczy z firmy Lunaby (pewnie każdy o tym wie, ale jeśli nie, to jest to firma Joasi Glogazy, czyli Styledigger - myślę, że za jakiś czas skuszę się na którąś z ich pięknych piżam). 

Jakoś do tej pory wydawało mi się, że to jest dodatek z kategorii całkiem zbędnych, na zasadzie "a, nie mam na co wydać pieniędzy, to sobie kupię opaskę na oczy". No i co? No i pudło :) Moja sypialnia utrzymana jest w jasnych barwach, na oknach mam białe drewniane żaluzje i wprawdzie wyglądają one świetnie, ale niestety w okresie wiosenno-letnim, kiedy na zewnątrz jasno zaczyna się robić już w okolicach 4 nad ranem, brakuje mi jakiegoś zaciemnienia. Do tego dochodzą problemy ze snem, na tle nerwowym (polega to na tym, że zasypiam w miarę łatwo, ale budzę się około 3 i męczę przez kolejne dwie godziny, walcząc ze sobą o jeszcze odrobinę odpoczynku). Dlatego jakiś czas temu stwierdziłam, że sprawdzę na sobie, czy przypadkiem taka maseczka nie będzie dobrym rozwiązaniem - i okazało się, że owszem - nie zakładam jej od razu wieczorem, tylko kładę na stoliku przy łóżku i korzystam z z niej po wybudzeniu nad ranem. I działa - mój organizm sam się jakoś wycisza w ciemności, więc siłą rzeczy budzę się rano znacznie bardziej wypoczęta. Dla mnie bomba! No i ten uroczy wzór z ptaszkami (na IG dowiedziałam się, że to Rudziki) :) Do kompletu mam jeszcze kosmetyczkę, która może służyć jako pokrowiec do Kindle. PS właśnie zauważyłam, że w dwóch miejscach zrobiły mi się zacieki od czerwonej wstążeczki - nie wiem od czego to, ale w sumie nie wpływa to na komfort użytkowania (poza względami estetycznymi). 




4. No i last but not least to gadżet, który wzbudza spore zainteresowanie niemal wszędzie - jest to Ring (mój nazywa się Ring Thing, a najbardziej popularny to iRing), czyli uchwyt do telefonu. 

Ja mam dwa - ten na zdjęciu oraz aktualnie używaną wersję złotą (nie miałam jak jej pokazać, bo robiłam zdjęcie telefonem) - przykleja się go do obudowy z tyłu i tyle. A zastosowanie? Jeśli kiedykolwiek szliście ulicą z telefonem w ręku, który niespodziewanie wyślizgnął się Wam z ręki, jeśli lubicie używać smartfona w wannie i boicie się, że w końcu go utopicie, albo przeglądacie sobie coś na leżąco przed snem i chociaż raz telefon wylądował Wam na twarzy, to owszem, to jest gadżet dla Was :) Może też służyć jako podstawka do telefonu, kiedy np oglądamy sobie coś na YT. Ja uwielbiam! 




No i dobrnęliśmy do końca :) Trochę tego było, ale tak to jest, jak się ma długą przerwę i potem chce się pokazać wszystko naraz. 

Dajcie znać, czy coś Was zainteresowało/zainspirowało, a może znacie/używacie z czegoś, o czym wspomniałam wyżej? Sama też jestem bardzo ciekawa Waszych ulubieńców. 
Follow on Bloglovin
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...