Niestety przegrałyśmy walkę z czasem...
Nie doszłam jeszcze do siebie i nie wiem, kiedy to nastąpi, strasznie ciężko jest się otrząsnąć po takiej decyzji, zwłaszcza jeśli praktycznie do samego końca miało się nadzieję na cud.
Nie doszłam jeszcze do siebie i nie wiem, kiedy to nastąpi, strasznie ciężko jest się otrząsnąć po takiej decyzji, zwłaszcza jeśli praktycznie do samego końca miało się nadzieję na cud.
Tak jak pisałam wcześniej, nie mogę obiecać, że prędko (jeśli w ogóle) tu wrócę - na razie mierzi mnie sama myśl o pisaniu o czymkolwiek. Ale kto wie - może kiedyś zatęsknię...
Dziękuję Wam za wszystkie ciepłe słowa pod poprzednim wpisem i za dobre myśli - jestem pewna, że Koka też je odczuła.
Okazuje się, że można się rozchorować ze smutku - tzn rozchorować fizycznie, dosłownie z dnia na dzień.
Jeśli macie obok siebie jakieś
zwierzątko, przytulcie je mocno w moim imieniu i obyście nigdy nie
musieli stawać przed taką decyzją jak ja ostatnio.