Oficjalnie możecie mówić do mnie "Chomik".
Ja w ogóle nie wiem, jak to się dzieje, że niczego nie potrzebuję, nie mam w planach żadnych zakupów, nic mi się nie kończy, grzecznie sobie zużywam to, co już jest na stanie, po czym nagle w różnych miejscach w mieszkaniu nagle ni stąd ni zowąd zaczynają wyrastać jakieś wielce tajemnicze stertki (żeby nie powiedzieć "kupki") o różnorodnym zastosowaniu :) Czary jakieś czy co? :PP
Ja w ogóle nie wiem, jak to się dzieje, że niczego nie potrzebuję, nie mam w planach żadnych zakupów, nic mi się nie kończy, grzecznie sobie zużywam to, co już jest na stanie, po czym nagle w różnych miejscach w mieszkaniu nagle ni stąd ni zowąd zaczynają wyrastać jakieś wielce tajemnicze stertki (żeby nie powiedzieć "kupki") o różnorodnym zastosowaniu :) Czary jakieś czy co? :PP
I tak oto w dniu wczorajszym i dzisiejszym zlokalizowałam następujące atrybuty, które są dość mocno powiązane ze zbliżającym się przedłużonym (dla szczęśliwców) weekendem:
Dwie książki, które oczywiście wołają już do mnie "przeczytaj nas natychmiast!", ale które będą musiały zaczekać, aż skończę Trumana Capote (który z kolei jest straszliwą - w sensie objętości - cegłą, choć naprawdę fantastycznie napisaną) - ale słowo honoru, mimo mojego uwielbienia dla Trumana, nie mogę się już doczekać tych dwóch tytułów i już wiem, że będę miała problem od którego mam zacząć...
Jako wielbicielka długaśnych i aromatycznych kąpieli, nie mogłam sobie odmówić tych oto dwóch olejków - jeden jest relaksujący, z lawendą, a drugi energetyzujący - pomarańczowo-cynamonowy. Jako, że są to totalne świeżaki w mojej łazience, póki co mogę jedynie powiedzieć, że pachną obłędnie, a czy i co robią w kąpieli, to się okaże po pierwszych testach :)
Oprócz tego do szafki z zapasami (w której niedługo urwie się dno) trafił również krem do cery wrażliwej naturalnej firmy AnneMarie Börlind (ze sklepu Matique) - muszę chwilę zaczekać, dopóki nie wykończę tego, czego aktualnie używam i ten pan jest następny w kolejce :)
No i ostatecznie coś dla nosa :))
Skusiłam się w końcu na świeczkę z Pat & Rub, która "chodziła" za mną już naprawdę długo...Ostatecznie złamałam się dlatego, że w Merlinie jest na nią promocja (i zamiast 60 zł, zapłaciłam 48), dorzucając do zamówienia również balsam do rąk z serii rozgrzewającej.
Świeczka przyszła przepięknie zapakowana w filcowy woreczek ze wstążką.
Po rozwiązaniu tasiemki, od razu można było poczuć bardzo intensywny zapach.
Dziś odbyło się pierwsze palenie i muszę powiedzieć, że póki co - nie żałuję ani jednej wydanej złotówki i jak tak dalej pójdzie, to świeczka z melisą także będzie moja, bo zapach jest przepiękny - naturalny, intensywny (czuć głównie cynamon), ale nie duszący - idealny na zimę!
A krem jest po prostu rewelacyjny - po pierwsze pachnie jak herbata imbirowa (a ja razem z nim) - zapach jest tak intensywny, że przebija wszelkie perfumy, które mam na sobie - naprawdę czułam się dzisiaj jakbym się przez całą noc kąpała w herbacie imbirowej, albo nacierała świeżym imbirem :D
Do tego rozgrzewa i pielęgnuje dłonie, co jest naprawdę odczuwalne już po pierwszym użyciu.
Przyznam się, że do tej pory podchodziłam do kosmetyków z firmy Pat & Rub jak pies do jeża - oczywiście podejrzewałam, że są fajne i wiedziałam, że mają dobre składy, ale jednocześnie byłam przekonana, że są przereklamowane i niewarte swojej wysokiej ceny. A tymczasem mały zonk - powiem tak - jeśli dalej będzie równie cudownie, jak do tej pory, to mnie kupili i na pewno skuszę się jeszcze na inne produkty (już mam na oku kolejny krem do rąk, tym razem z serii relaksującej oraz masło do ciała).
Znacie któryś z moich nabytków? Lubicie?Wesołego Halloween, btw :))