sobota, 21 kwietnia 2012

Męska przyjaźń po francusku, czyli wzruszająco-zabawni "Nietykalni".



Dawno już nie oglądałam tak świeżego i bezpretensjonalnego filmu. Niełatwo jest opowiedzieć TAKĄ historię w sposób, który będzie jednocześnie zabawny, chwytający za serce, ale i pozbawiony wszelkiego kiczu i taniego melodramatyzmu. A jednak, wg mnie, twórcom tegorocznego francuskiego hitu "Nietykalni" sztuczka ta udała się w 100 %. 
Oglądając opowieść o przyjaźni rodzącej się pomiędzy pozornie tak niedopasowanymi do siebie mężczyznami, że już bardziej byłoby to niemożliwe, odzyskujemy wiarę w piękno tkwiące w każdym z nas i w ludzkość jako całość. Myślę, że gdyby tej historii nie napisało samo życie, wydawałaby się ona przerysowana i niewiarygodna, ale to kolejny przykład na to, że to właśnie rzeczywistość wymyśla najdziwniejsze scenariusze. 
Bo jak inaczej połączyć sparaliżowanego milionera z nieprzystosowanym (choć pełnym swoistego, łajdackiego uroku) chłopakiem, który w operze wybucha głośnym śmiechem na widok śpiewającego drzewa, pomaga się wyluzować swojemu pracodawcy paląc z nim skręty i co krok zapomina o jego kalectwie, wyciągając do niego rękę z dzwoniącym telefonem :) W tej relacji nie ma miejsca na litość, czy sztuczne współczucie, a Driss, ze swoją nonszalancją i pozornym brakiem szacunku okazuje się dla Philippe'a najlepszym lekarstwem. 
Mnie "Nietykalni" urzekli, choć przyznaję, że na końcu popłakałam sobie i to zdrowo, ale to było takie radosne wzruszenie, bez poczucia, że ktoś próbuje manipulować moimi emocjami. 
Odtwórcy dwóch głównych ról, czyli zarówno Francois Cluzet, jak i słusznie nagrodzony Cezarem Omar Sy, zasługują na stojącą owację. I warto pamiętać, że ta historia zdarzyła się naprawdę, a jej prawdziwi bohaterowie, czyli Philippe Pozzo di Borgo i Abdel Sellou do dziś pozostają w przyjaźni. Takie zakończenia zdecydowanie napełniają serce radością - warto obejrzeć ten film choćby tylko po to, aby potem z większą sympatią spojrzeć na ludzi obok nas :)

Wszystkim niezdecydowanym polecam wycieczkę do kina - potężna dawka optymizmu po wyjściu gwarantowana! 



5 komentarzy:

  1. ;) obiema rączkami się podpisuję


    P.S. Łzawo będzie właśnie wtedy kiedy zrobią to Amerykanie... ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie jak gdzieś przeczytałam tę informację o wersji made in USA, to mnie leciutko zmroziło... W ogóle nie rozumiem tej tendencji do poprawiania i przerabiania na siłę czegoś, co jest naprawdę dobre - tak jakby "nieamerykańskie" było dla nich synonimem "niezjadliwe"...

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam "Nietykalnych"! ;) I popieram Twoją recenzję- uważam, że ten obraz jest przykładem idealnych wprost proporcji pomiędzy wszystkimi elementami wykorzystywanymi w kinematografii :)
    Osobiście nie mogę wyjść z oburzenia, że film nie otrzymał w tym roku nawet jednej nominacji do Złotych Globów, czy też Oscarów... to skandal, tak dobrze zrobione i niebanalne produkcje powinno się gratyfikować... no ale o zrobić, Akademia rządzi się swoimi prawami :-/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do nagród, to wydaje mi się, że z filmami nieamerykańskimi jest tak, że dany kraj daje swojego kandydata i spośród nich są wybierane te nominowane - ciężko powiedzieć, czy "Nietykalni" w ogóle byli brani pod uwagę - kiedyś śledziłam to dokładnie, od jakiegoś czasu jakoś mi te uroczystości zobojętniały.
      A film faktycznie jest taką perełką w zalewie przeciętnych produkcji - dobrze się go ogląda i daje do myślenia, a to nie takie częste w dzisiejszych czasach :)

      Usuń

Dziękuję za każdy komentarz - jest mi bardzo miło, że do mnie zajrzałeś :)

Ale uprzedzam, że uwagi typu "super, obserwujemy?" lub "zapraszam do siebie", w moim przypadku odnoszą odwrotny skutek.

Ogólnie zaglądam do wszystkich, którzy pozostawiają po sobie jakiś ślad, a jak mi się spodoba, to nie trzeba mnie zachęcać do obserwowania :)

Follow on Bloglovin
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...