niedziela, 2 grudnia 2012

Wykończeni, czyli kolejne denko

Początek nowego miesiąca oznacza zazwyczaj wysyp tego typu postów, więc tym razem wbijam się w trend  :)

Oczywiście nie jest tak cudownie, że to wszystko udało mi się zużyć w ciągu ostatniego miesiąca, co to, to nie. Niemniej jednak uzbierałam parę rzeczy, a pokazywanie tego, co zdołałam wykończyć, bardzo dobrze robi mi na samopoczucie,  więc voila: 


Nie jest tego zbyt dużo, wiem, ale i tak jestem z siebie dumna, bo jednak CZEGOŚ mi po troszku z łazienki ubywa, a to dla mnie niemałe osiągnięcie :) 

No to lecimy. 

Na początek dwa opakowania mojego ukochanego dwufazowego płynu do demakijażu oczu Yves Rocher - jako potwierdzenie tego, co twierdziłam tu już wielokrotnie, a mianowicie jest to dla mnie kosmetyk niezastąpiony, którego nie mam nawet zamiaru zmieniać. W szafce oczywiście jest zapas :) 



Dalej mamy dwa płyny do płukania ust - tego pierwszego, Listerine Stay White już nie kupię, bo jest dla mnie zdecydowanie za mocny i powiem szczerze, że mniej więcej od połowy męczyłam się z nim strasznie i skończyłam go chyba tylko dzięki mojemu oślemu uporowi.  



Ten z firmy Colgate Total Pro-Zdrowe Dziąsła był o niebo lepszy (przede wszystkim bez alkoholu!) i dużo delikatniejszy, ale z kolei bardzo niewydajny i naprawdę szybko się skończył. Teraz mam znowu jakiś Listerine, ale bez alkoholu. W tej kategorii zdecydowanie brakuje mi faworyta i na ogół szukam po omacku, więc jeśli macie jakiś produkt wart polecenia, to dajcie znać w komentarzach pls!



Skoro jesteśmy przy produktach do higieny jamy ustnej, to do kosza poleciały także dwie pasty - pierwsza z nich to Denivit Anti-Stain, mająca pomagać w usuwaniu przebarwień. Jeśli chodzi o mnie, to nie zauważyłam właściwie żadnej różnicy, więc nie sądzę, abym jeszcze ją kupiła - ot, zwykła pasta, bez rewelacji. Jedyne, co mi się w niej podoba, to praktyczne opakowanie - można ją postawić na zakrętce i nie ma problemu ze zużyciem do końca.




Z kolei pasta R.O.C.S Carribean Summer była miłą odmianą, bo po 1) nie zawierała fluoru, a po drugie miała delikatne, ale skuteczne działanie - po jej użyciu naprawdę czułam, że coś robi dla moich zębów :) Minusem jest dostępność, bo z tego co pamiętam, zamawiałam ja online, natomiast chyba nie widziałam jej w normalnym sklepie. Kupię ponownie, jak ją znajdę :)


Następny w kolejności jest krem z firmy Uriage, Tolederm Riche, o którym pisałam więcej TUTAJ
Jest to krem kojąco-odżywczy do twarzy, który świetnie się sprawdza pod makijaż w zimniejsze dni oraz do cery wrażliwej. Lubię i nie wykluczam powrotu za jakiś czas (ale chwilowo mam w kolejce spory zapas innych produktów). 




A'propos "pod makijaż" - zużyłam już chyba drugie pełnowymiarowe opakowanie mineralnego podkładu Everyday Minerals z serii Jojoba base. Mój podkład był w jaśniutkim odcieniu Vanilla, który udało mi się dobrać po wykończeniu wielu próbek :)




Powiem tak - sądziłam, że znalazłam swój podkładowy ideał i naprawdę nie mam najmniejszych zastrzeżeń do jakości tego produktu. Natomiast w moim przypadku jest to zakup kompletnie nieopłacalny, bowiem za pojemność 4,8 g trzeba zapłacić sporo ponad 60 zł, przy czym ja wykańczam takie opakowanie w przeciągu miesiąca. Nie mam pojęcia, jak to robię, ale okazało się, że Lily Lolo jest równie dobry (nie wiem, czy nawet nie lepszy), a znacznie tańszy (10g, czyli dwukrotnie więcej! za 69,90 zł). Tak więc - sorry, Gregory, ale ekonomia wygrywa.

Pana poniżej pewnie część z Was dobrze zna, bo chociaż niełatwo go zdobyć, jest dość popularny :) To wersja amerykańska dezodorantu Secret w sztyfcie, nie pamiętam zupełnie czym się różni, poza wielkością. W każdym razie jest skuteczny. Ale chyba nie będzie mi się chciało go znowu szukać, na razie mam Biodermę i zieloną kulkę Vichy, które są jakieś dwa razy droższe, ale moim zdaniem lepsze. Tak więc Secret być może jeszcze u mnie zagości, ale nie będę specjalnie się udawać na rundę poszukiwawczą po sklepach czy allegro.


No i zbliżamy się dużymi krokami do końca :) Na finiszu znalazł się również balsam do ciała z H&M o zapachu Vanilla & Apple (pachniał bardzo słodką szarlotką), który był całkiem fajny (przytargałam go z Madrytu i nie mam pojęcia, czy jest też u nas, bo jakoś nigdy nie sprawdzam kosmetyków w tym sklepie, ale podejrzewam, że jest). Dla mnie produkt ok - wydajny, gęsty, nieźle nawilżał (chociaż nie jakoś baaaardzo spektakularnie), zapach utrzymywał się na ciele dość długo, więc trzeba lubić takie kuchenne aromaty :) Mimo tych zalet nie sądzę, żebym do niego wróciła, bo zarówno na rynku, jak i w mojej szafce jest taki wybór tego typu produktów, że pewnie prędzej o nim zapomnę niż wykończę te kilka innych, które czekają w kolejce :) 


No i na sam koniec został mi produkt niekosmetyczny, ale polecony mi przez moją panią dermatolog przy okazji moich problemów skórnych. To tzw. kwas borny/borowy, czyli Borasol, do dostania w aptece. Ja używałam go do przemywania problematycznych miejsc na twarzy, bo delikatnie ją łagodził i koił. To środek antyseptyczny, ma działanie odkażające, ale też ściągające i wysuszające. Trzeba jednak uważać, żeby nie wcierać go w skórę, nie używać zbyt długo i najlepiej oczywiście robić to pod kontrolą lekarza, bo stosowany nierozważnie może narobić więcej szkód niż pożytku - ja tylko sygnalizuję, że jest coś takiego, z myślą, że ta informacja może się komuś przydać.



I to już wszystkie moje ostatnie "wyrzutki", ciekawe kiedy uda mi się zrealizować kolejne denko :)

20 komentarzy:

  1. Te pasty R.O.C.S. mają przedziwny wybór smaków, szkoda, że nie ma ich w każdym sklepie - miałam tylko próbkę cytryny z colą, ale wybór oszałamia - kwiat wiśni, róża, malina, czekolada/mięta, ananas itd. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, smaki mają oryginalne i niespotykane :) Też żałuję, że nie są ogólnodostępne :(

      Usuń
  2. Borasol jest mi doskonale znany, teraz już nie sięgam po niego, ale był czas, że regularnie gościł na półce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sięgam od czasu do czasu, ale teraz kiedy moja skóra się uspokoiła, używam hydrolatów. Borasol jest na wszelki wypadek :)

      Usuń
  3. Miałam płyn do demakijażu oczu YR, ale wersję jednofazową...Plus za śliczną buteleczkę i łagodność, ale przynajmniej u mnie dobrze nie usuwał tuszu, efekt pandy po przebudzeniu murowany ;) Dobrze, żę dwufazówka sprawuje się lepiej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wersji jednofazowej nie znam, natomiast dwufazówka to mój KWC - używam go niezmiennie od kilkunastu lat i nigdy nie miałam z nim żadnych problemów (i z demakijażem również nie :))

      Usuń
  4. Muszę przyznać, że "nie wiem o czym Ty do mnie rozmawiasz", tzn. nie znam Twoich marek kosmetycznych! Jeszcze tyle przede mną, do emerytury świat kosmetyków będzie mnie zaskakiwał, uwielbiam to :) Gratuluję denka, ja jak zobaczyłam dzisiejsze pierwsze pojawiające się też tak pomyślałam, że czas na moje...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No popatrz, a sądziłam, że nic specjalnie oryginalnego nie wyciągnęłam :)
      Ogólnie jak patrzę na posty innych dziewczyn, to popadam w kompleksy - wiem, że to nie wyścigi i nic na siłę, ale no naprawdę - okazuje się, że strasznie mało zużywam! A przynajmniej nieproporcjonalnie mało w stosunku do tego, co kupuję - muszę nad tym popracować :)

      Usuń
    2. Rozumiem o co Ci chodzi, ja też tak miałam ostatnio (ostatnio czyli ponad 2 miesiące temu, dlatego pisałam, że posty denkowe tak mnie zasmucają, uświadamiają jak czas zasuwa) i październikowe denko poszło do przodu, a listopadowe już całkiem ładnie :) Za to grudniowe będzie pewnie już słabsze. A co do wyścigów to wiadomo, że nie ale za to to motywuje i przypomina ile u nas zalega zapasów, przynajmniej u mnie :)

      Usuń
    3. Oj, u mnie też - chyba muszę sobie kupić specjalne pudło na zapasy, bo w tej chwili już nie mam na nic miejsca i wszystko się na mnie rzuca, jak otwieram szafkę :(

      Ogólnie jednak akcja denko bardzo mnie mobilizuje, bo na ogół jestem mało systematyczna, a np zaczęłam dość regularnie zużywać balsamy i oliwki do ciała :) Z tym, że niestety nie potrafię się nauczyć, żeby zużywać JEDNĄ rzecz z danej kategorii, tylko się miotam z dziesięcioma i dlatego tak mi to wolno idzie...

      Usuń
  5. ja z past to tylko colgate i colgate; jakoś tak się przyzwyczaiłam na przestrzeni lat :0

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się staram wyszukiwać takie z lepszym składem :) Tzn bez popadania w skrajności, ale czasem używam takiej z fluorem, a czasem nie - żeby była równowaga :)

      Usuń
  6. Interesujące "wyrzutki" ;)

    Zaciekawił mnie podkład Base z EDM- miałam kiedyś zwykłą wersję, ale ona niestety mi nie służyła( "wymęczyłam" już kilka marek mineralnych, ale dopiero Pixie mnie "ustatkowało" ;))
    Teraz krążę wokół odcieni Base'ów jak lisek koło drogi, bo jednorazowy (być może ;)) skok w bok dla zdrowia i czysto damskiej rozrywki by mi chyba nie zaszkodził ;)

    A co do demakijażowych płynów z YR- od nich to ja się trzymam z daleka... skusiła mnie kiedyś promocja w ich salonie, co skończyło się rzecz jasna zakupem ;) zielonego micelu... na który klęłam potem niemiłosiernie, po poparzył mi skórę na powiekach :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)

      U mnie podkład EM sprawdzał się naprawdę bardzo dobrze - tak jak napisałam, jedyne zastrzeżenia miałam do proporcji cena-wydajność, trochę problemów zajęło mi tylko wybranie odcienia - od razu uprzedzam, że bez próbek się nie obejdzie, bo w moim przypadku było tak, że obstawiałam jakieś trzy inne kolory, a to Vanilla okazała się idealna :) Tak więc poluj na próbki i może w ten sposób przekonaj się, jak Twoja skóra zareaguje na ten podkład...

      Oj, YR jest bardzo "nierówną" firmą - ja też miałam od nich kilka rzeczy, które mi zrobiły krzywdę, ale ten płyn i chyba seria rumiankowa do demakijażu (jeśli dobrze pamiętam), sprawdzają się u mnie świetnie, a ja naprawdę mam baaardzo kapryśną skórę... No, ale nie będę agitować, żeby potem nie było na mnie, bo wiadomo, że co jednemu służy, może drugiemu zaszkodzić. Trzeba testować na sobie niestety...

      Usuń
  7. u mnie kiepsko niestety z denkowaniem ostatnio

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No u mnie też nie jest to powalający efekt :P Ale nie poddaję się, bo zabroniłam sobie kupować nowe kosmetyki (z niektórych kategorii oczywiście), dopóki nie zużyję przynajmniej części z tego, co mam na składzie :)

      Usuń
  8. oo rany ile Ty masz kosmetykó;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, sporo się tego uzbierało. Ale zużywam, zużywam :)

      Usuń
  9. Ciekawe, ja tego dwufazowca z YR używam może od jakichś dwóch tygodni, ale dotąd miałam go za przeciętniaka. Muszę chyba bliżej mu się przyjrzeć i zrobić mu test na czymś wodoodpornym :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym temacie się nie wypowiem, bo nie używam żadnych wodoodpornych kosmetyków, więc nie mam pojęcia, jak się sprawdzi :) Ale na moim "standardzie" jest niezawodny :)

      Usuń

Dziękuję za każdy komentarz - jest mi bardzo miło, że do mnie zajrzałeś :)

Ale uprzedzam, że uwagi typu "super, obserwujemy?" lub "zapraszam do siebie", w moim przypadku odnoszą odwrotny skutek.

Ogólnie zaglądam do wszystkich, którzy pozostawiają po sobie jakiś ślad, a jak mi się spodoba, to nie trzeba mnie zachęcać do obserwowania :)

Follow on Bloglovin
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...