Moje soboty często wyglądają podobnie - pobudka ok. 7 (mój organizm jakoś po całym tygodniu nie przyjmuje do wiadomości, że tego dnia akurat MOŻE sobie pospać dłużej), śniadanie, wylegiwanie się do oporu w łóżku, albo chociaż snucie po mieszkaniu w piżamie, a potem to już w zależności od nastroju - zdarza mi się cały dzień spędzić w domu (nie licząc jakichś szybkich zakupów w pobliskim sklepie), z czego chyba najbardziej zawsze zadowolona jest Koka :)
Staram się nie zmuszać do robienia na siłę czegoś, na co nie mam ochoty - dlatego też, jeśli nie chce mi się wychodzić i uprawiać życia towarzyskiego, zostaję w domu bez żadnych wyrzutów sumienia - wychodzę z założenia, że widocznie mój organizm potrzebuje odrobiny izolacji po tygodniu przebywania z ludźmi (w mojej pracy stety, czy też niestety, nie da się tego uniknąć).
W najnowszych "Wysokich obcasach" jest bardzo ciekawy artykuł, w sam raz na dzisiejszy Dzień Matki - o matce Diane Keaton (którą notabene uwielbiam!), Dorothy. Jak tylko zobaczyłam tę okładkę, pognałam do najbliższego kiosku po gazetę :)
Dzięki niej przypomniałam sobie także, że parę miesięcy temu zamówiłam sobie w Amazonie wspomnienia Diane - te same właśnie, o których traktuje ów artykuł. Do tej pory jakoś nie miały szczęścia trafić na listę do czytania, tylko leżały sobie na stoliku w sypialni czekając na swoją kolej. Ale teraz już wiem, co będę dziś podczytywać :) Jupi!
Poniżej piękna Diane w rozkwicie i razem z moim ulubionym brzydalem, Woody'm :)
A do lektury pyszny i zdrowy smoothie. Tym razem wymieszałam ze sobą:
- sporą garść świeżych truskawek
- pełną łyżeczkę lnu
- łyżeczkę amarantusa
- dojrzałego banana
- 1 badylek selera naciowego (nie znoszę jego smaku i próbuję znaleźć jakiś w miarę nieinwazyjny sposób przemycenia go do mojego organizmu)
- kilkanaście liści świeżego szpinaku
- pół szklanki niegazowanej wody
Wyszło smacznie, chociaż przyznam się, że seler jednak przebija przez pozostałe smaki, ale w tej formie jest dla mnie jeszcze do przeżycia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz - jest mi bardzo miło, że do mnie zajrzałeś :)
Ale uprzedzam, że uwagi typu "super, obserwujemy?" lub "zapraszam do siebie", w moim przypadku odnoszą odwrotny skutek.
Ogólnie zaglądam do wszystkich, którzy pozostawiają po sobie jakiś ślad, a jak mi się spodoba, to nie trzeba mnie zachęcać do obserwowania :)