Czytając na wielu blogach peany nt kremów BB, a potem robiąc własne, nieśmiałe podejście do nich byłam przekonana, że oto znalazłam mojego osobistego świętego Graala! Naprawdę miałam nadzieję, że dzięki tym kosmetykom moja skóra będzie wyglądała wiecznie świeżo i naturalnie, a jednocześnie perfekcyjnie - coś w stylu muśniętej słońcem porcelany :)
I tak właśnie było.
Przez chwilę...
Bardzo krótką chwilę...
Dopóki moja twarz się nie zbuntowała i nie stwierdziła, że ona jednak nie za bardzo lubi dokonywane ostatnio na niej eksperymenty i jeśli tak, to ona mi pokaże. I pokazała.
Tak więc po jakichś dwóch tygodniach nieregularnych testów chyba muszę pogodzić się z faktem, że ciężko mi będzie się kiedykolwiek uwolnić od nieinwazyjnych podkładów Clinique'a, zdradzanego przeze mnie sporadycznie z Chanel Mat Lumiere.
Ponieważ jednak jestem dosyć uparta, druga opcja jest taka, że jak tylko uda mi się pozbyć uczulenia, zrobię kolejne podejście do BB po to, żeby raz na zawsze się upewnić, że to jednak nie są kosmetyki dla mnie.
A tymczasem osobom z trochę mniej wrażliwą cerą niż moja i ciekawym działania tych słynnych azjatyckich specyfików mogę powiedzieć, że udało mi się przetestować widoczną na zdjęciach próbkę Misshy Perfect Cover w najciemniejszym odcieniu nr 23 (dla mnie idealny w okresie wiosennym, a nie należę do ciemnoskórych), Misshy Signature Real Complete (też odcień 23) oraz Skin 79, Triple Functions (to ta mała tubka w kolorze fuksji) z kolekcji miniaturek, które kupiłam żeby zdecydować, która formuła najbardziej mi odpowiada.
Jak można wywnioskować ze zdjęcia powyżej, nadal do wypróbowania zostały mi trzy kremy Skin 79 - Diamond The Prestige, VIP Gold Super Plus i Diamond Luminous Pearl, chociaż chwilowo na pewno dam mojej twarzy odpocząć pod cienką warstwą tego, co zna i lubi :)
Jeśli zaś chodzi o wynik moich mini testów, to powiem tak - jeśli chodzi o konsystencję, trwałość, zapach, krycie i wygląd cery po zastosowaniu, zdecydowanie najbardziej odpowiadała mi Missha Perfect Cover (to to największe opakowanie - ma ono 20 ml). Moja buzia (dopóki się nie zbuntowała) wyglądała naprawdę fajnie i naturalnie, zwłaszcza w duecie z cienką warstwą bronzera.
Skin 79 jest dla mnie za jasny, niby powinien stapiać się z kolorem skóry, ale u mnie było widać efekt wybielania, krycie też miał zdecydowanie gorsze (nie, żebym potrzebowała robić sobie na twarzy maskę, ale Missha jakoś potrafiła sprawić, że twarz była po prostu gładsza, nawet przy niewielkiej ilości). Nie przepadam też za "kolorami uniwersalnymi" (tak jak nie znoszę rozmiarów uniwersalnych w ubraniach - jak coś jest dla każdego, to wiadomo, że tak naprawdę jest dla nikogo), więc moim zdaniem ten krem lepiej sprawdziłby się u kogoś z naprawdę jasną karnacją.
I tyle. Chwilowo więc moja przygoda z kremami bb zostaje zawieszona na czas bliżej nieokreślony. Ale nie powiedziałam w tej kwestii jeszcze ostatniego słowa :)
tak to już jest z tymi kremami ;)
OdpowiedzUsuńTo prawda - czasem się człowiek na coś napali, a okazuje się, że to nam zupełnie nie służy :(
OdpowiedzUsuńCzekam obecnie na przesylke z kilkoma malymi bb kremami z Misshy, wiec niedlugo przetestuje. Natomiast uwielbiam Skin79. W ogole co do niego nie mam zastrzezen. Szczerze mowiac, nie spodziewalam sie, ze az tak mi przypadnie do gustu.
OdpowiedzUsuńJa też się zajarałam kremami BB, głównie przez to, że jako nastolatka kochałam kremy tonujące. Nie mam problemowej cery, ale nie znoszę jej wyglądu sute, chodzi głównie o szary, ziemisty koloryt, przez który wyglądam na wiecznie zmęczoną. Pomyślałam więc, ze kremy BB będą tak, jak Ty opisujesz, naprawdę objawieniem ;) Ja za to na razie spróbowałam ponoć bardzo-nie mającego-nic wspólnego-z prawdziwymi-kremami BB, Nude Magique od L'orela. Pisałam o im u siebie i uważam, ze jest naprawdę świetnych, choć oczywiście właśnie kończę druga tubkę i mnie nudzi. A co do właśnie "prawdziwych" kremów BB, to słyszałam (wydaje mi się, że na kanale Azjatyckiego Cukru), że one mogą dość silnie uczulać i dlatego ja zrezygnowałam z prób, bo jak na razie wychodzi na to, że moja skóra nie lubi się z kosmetykami BIO, czy z licznymi naturalnymi ekstraktami, również miałam reakcje alergiczne, np. na REN.
OdpowiedzUsuńZ zakupem podkładu Clinique noszę się już od dawna, ale cena nie jest dla mnie niska i szczerze jestem kompletnie rozbita i nie wiem na który się kierować...
Hmm, co do Clinique'a, to ja już miałam kilka podkładów i właściwie ze wszystkich byłam zadowolona, ale gdybym miała wybrać zdecydowanego faworyta, to byłby to Repairwear - tych buteleczek miałam już kilka i ciągle do nich wracałam, chociaż od jakiegoś czasu zdradzam go namiętnie z podkładem mineralnym Everyday Minerals, w którym jestem po prostu zakochana!
UsuńZajrzyj sobie przy okazji do Agi z http://agicosmoholic.blogspot.com/ bo ona lubi i często poleca Clinique'a - na pewno Ci doradzi coś sensownego :)
A co do alergii na składniki kosmetyków, to ja bym mogła na ten temat napisać książkę i to w paru tomach - uczulają mnie zarówno naturalne składniki, jak i chemia, więc naprawdę muszę uważać na to, co na siebie nakładam.
ja tez sprawilam sobie zestaw skin79 ale zaden z kremów nie przypadł mi do gustu.
OdpowiedzUsuń