Zgodnie z obietnicą, dziś druga, zdecydowanie krótsza (i mniej kosmetyczna) część moich najnowszych "zdobyczy". N
Na początek mini grupka, o której jakoś zapomniałam w poprzednim poście, czyli:
krem do twarzy z filtrem, dezodorant oraz świetnie znany wszystkim płyn micelarny do demakijażu Biodermy. Płynu używam od nie pamiętam już kiedy, moim zdaniem jest bardzo wydajny i skuteczny i nie zamierzam denerwować mojej twarzy i zmieniać go na nic innego; dezodorant - z tego co zaobserwowałam przez ostatnie trzy czy cztery dni - sprawdza się bardzo dobrze - nie podrażnia, ma delikatny, nieinwazyjny zapach i, co najważniejsze, działa :) Krem dziś będzie miał swoją premierę.
To tyle z kosmetyków.
Teraz coś dla ducha i węchu :)
Świeczki i woski Yankee Candle zna pewnie każdy - oczywiście, można narzekać na ich ceny etc., ale uważam, że te malutkie tarty, które są dostępne chyba we wszystkich możliwych kompozycjach zapachowych i które kosztują parę zł., do drogich nie należą, a w ten sposób możemy sprawdzić na własnym nosie, który zapach odpowiada nam na tyle, żeby ewentualnie zainwestować w droższą świecę.
Najbardziej lubię zapachy świeże, zwłaszcza w okresie wiosenno-letnim (zimą wybieram raczej te ciepłe i otulające, z dodatkiem cynamonu, zapachu grzanego wina etc.) - tym razem wybrałam Coastal Waters (zaintrygowało mnie jak pachną wody przybrzeżne :)), wakacyjny Beach Walk, Garden Hideaway (mogę powiedzieć, że ten zapach już bardzo przypadł mi do gustu - jest naprawdę fajny i pozwala w wyobraźni przenieść się do pachnącego, ale nie duszącego ogrodu).
Dodatkowo wybrałam Fluffy Towers, czyli zapach świeżo wypranego i wysuszonego na słońcu prania (sic!) oraz sampler Country Linen - mam wrażenie, że jeśli tylko zapachy te nie okażą się słodko-duszące, to powinny przypaść mi do gustu.
Skoro zapewniłam sobie ładny zapach w pomieszczeniu, postanowiłam zadbać również o odpowiednio relaksującą, ale przy tym niegłupią lekturę :)
KMag kupiłam pierwszy raz i jeszcze nie bardzo wyrobiłam sobie o nim zdanie - na razie mogę powiedzieć, że w oczy rzuciły mi się dość interesujące sesje zdjęciowe i karta na 20% zniżki do H&M :)
"Papermint" kupuję jakoś z rozpędu i sentymentu od kiedy zaczął się ukazywać, ale przyznam się, że z numeru na numer tracę do niego serce - ten konkretny numer jest dla mnie osobiście kompletnie nieinteresujący, w całym wydaniu znalazłabym może jeden ciekawy artykuł - szkoda pieniędzy. Z podobnej kategorii zdecydowanie wolę "Książki".
Natomiast chyba powoli staję się fanką "Coachingu' i zaczynam dojrzewać do prenumeraty tego naprawdę interesującego magazynu - to mój drugi kupiony numer i na razie jest bardzo ok! Oby tak dalej!
No dobrze, rzekłam, a teraz uciekam nacieszyć się piękną pogodą (najpierw szybka kawa) :)
Miłej niedzieli!
bardzo ciekawa jestem zapachu country linen , bo jeszcze go nie mialam :)
OdpowiedzUsuńjeśli lubisz te "czyste" zapachy, to powinien Ci się spodobać :)
UsuńNa stronce nie widziałam, następnym razem napiszę do P. Uli, może mi pomoże w tej sprawie :)
UsuńNo właśnie ja go kupowałam już dawno temu, leżał sobie i czekał na swój moment :) Muszę trzymać te zapachy w miarę na wierzchu, bo inaczej zapominam, co mam i dokonuję takich "odkryć" np po kilku miesiącach :)
UsuńTo tak samo jak w moim woskowym pudełku. W każdym bądź razie jak nie przekonałam sie do samplerów ...
UsuńMam jeden Fruit Fusion bodajże. Wcale go nie czuję, gdy się pali.
Najchętniej przerobiłabym go na wosk :D
Coś w tym jest, chyba faktycznie samplery pachną najsłabiej. Ja mam chyba tylko dwa, bo z reguły jednak kupuję woski.
Usuń