Dziś będzie post z cyklu "nie-wnoszą-nic-merytorycznego-ale-i-tak-lubimy-je-oglądać", czyli nowe nabytki z ostatnich tygodni (chyba, bo nie pamiętam konkretnie, kiedy co kupowałam).
Co prawda jakiś czas temu miałam ambitny plan trzymania się z daleka od sklepów, ale jak widać na załączonym obrazku, czasem człowiek musi, bo inaczej się udusi... Usprawiedliwiam się wprawdzie dość żałośnie sama przed sobą, że życie dało mi ostatnio nieźle popalić, więc "należy mi się" - oczywiście to guzik prawda, bo niby dlaczego ma mi się coś z tego powodu należeć - no ale cóż - moje pieniądze, więc mogę sobie ich wydawanie usprawiedliwiać w dowolny sposób :)
Nie jest tego jakoś dużo, poza tym wszystko zostało dogłębnie przemyślane lub było na liście do kupienia od dawna. Parę rzeczy nadal jest w drodze, ale to dobrze, bo dzięki temu będę mogła je przerzucić do kolejnego wpisu i udawać sama przed sobą, że jestem taka oszczędna i rozsądna (buhahaha).
No, ale do rzeczy - zbiorczo wygląda to mniej więcej tak:
Jak widać, jest trochę pielęgnacji i kolorówki. No i ciąg dalszy przerwania mojego odwyku lakierowego, o którym wspominałam ostatnio...
Teraz zbliżenia:
Na początek zestaw od Lily Lolo, czyli: mój ulubiony podkład w odcieniu Blondie (odkąd go odkryłam, nie sądzę, żebym kiedykolwiek jeszcze wróciła do podkładów "klasycznych" - dla mnie jest po prostu IDEALNY), do niego dorzuciłam róż Ooh La La, o którym naczytałam się tylu pochwał, że uznałam się za skuszoną (na razie się trochę czaję, bo wydaje mi się bardzo ciemny, ale myślę, że to kwestia przełamania się i wyczucia nakładanej ilości) i miniatura pudru Flawless Silk. Do zamówienia wybrałam sobie próbki trzech innych róży (jednego nie ma na zdjęciu, a co ciekawe - na razie najbardziej mi podpasował - mówię o odcieniu Cherry Blossom) i rozświetlacza Star Dust.
Następnie idzie pielęgnacja: skusiłam się na żel do mycia twarzy z firmy Organique - delikatny i z naturalnych składników, do tego dorzuciłam lawendową kulę do kąpieli (której część widać na zdjęciu powyżej), a jako zachętę do kolejnych zakupów dostałam dużą próbkę maski do mycia ciała z lawendą (tak, wiem, jestem monotematyczna z tą lawendą), cytryną i paczuli, która pachnie bosko i generalnie poza tym, że odstrasza wyglądem, to pewnie będzie moim następnym zakupem (więcej o niej możecie poczytać TUTAJ).
Na zdjęciu widać też mój pierwszy kosmetyk Soap&Glory - nie wiem, czy określenie "kultowy" będzie adekwatne, ale na pewno żel do mycia Clean On Me jest jednym z popularniejszych produktów wśród blogerek - często określa się go jako "pachnący jak perfumy Miss Dior Cherie", co być może nie jest do końca prawdą, ale na pewno pachnie bardzo przyjemnie, słodko i luksusowo.
Tu mała dygresja - jeśli chodzi o mnie i o żele pod prysznic, to muszę powiedzieć, że w mojej łazience można dostać oczopląsu - jestem bowiem osobą, która zmienia zapachy w zależności od nastroju, pory roku, pogody za oknem i nie wiem czego jeszcze - dlatego nie wyobrażam sobie używać jednego produktu non stop aż do końca i dopiero wówczas kupować nowy. Dlatego pewnie te 500 ml będzie u mnie gościć dobre parę miesięcy, bo oprócz niego mam ponapoczynanych jakichś pięć lub sześć innych buteleczek :)
O Beauty Elixir od Caudalie czytałam i słyszałam same dobre rzeczy i od dawna chciałam go mieć, ale jakoś zawsze wylatywało mi to z głowy. W końcu jednak się zmobilizowałam i kupiłam buteleczkę 30 ml.
Używam go codziennie od jakiegoś tygodnia i na razie mogę powiedzieć, że jestem zadowolona, ale nie zachwycona - to, co zauważyłam, to faktyczne delikatne rozświetlenie twarzy (i nadanie jej lekkiej "świeżości"). Nie wiem, jak z trwałością makijażu, ponieważ ja generalnie na to nie narzekam - mój makijaż zarówno z eliksirem, jak i bez niego trzyma się bez problemów cały dzień, więc tu nie mam zdania. Kosmetyk pachnie trochę ziołowo, w sumie przyjemnie. Nie jestem pewna, czy to mój "must have", czy po prostu raczej coś z kategorii kosmetycznych fanaberii, przekonam się pewnie za jakiś czas.
O suchym szamponie z firmy Batiste napisano już pewnie wszystko, więc nie będę się powtarzać - mam wersję dla szatynek, bo bałam się białego osadu na włosach, który jest minusem pozostałych wersji. Dla mnie to zdecydowanie produkt awaryjny, ponieważ na codzień nie mam absolutnie potrzeby używania tego typu specyfików - moje włosy wyglądają ok nawet po kilku dniach niemycia i poza mną nikt nie ma pojęcia, czy potrzebują odświeżenia - taki plus kręconej szopy na głowie :)
Ale testowałam go kiedy byłam mocno chora, a co za tym idzie, nie miałam siły ani chęci na mycie włosów - wówczas sprawdził się ok, nie mówię, że od razu wyglądałam rewelacyjnie, ale uniósł przyklapniętą plerezę i sprawił, że przestałam wyglądać jak wylizana krowim jęzorem :)
Kolejne dwa lakiery od OPI - bardzo wesoła i trochę cyrkowa Polka.com i odcień, który jest ciężki do zdobycia, a który bardzo spodobał mi się na zdjęciach w necie, czyli My Private Jet.
W drodze są kolejne dwie butelki i na razie to będzie chyba wszystko w tym temacie, bo niestety moje ogromne pudło na lakiery okazało się właśnie troszeczkę zbyt małe...
Rozświetlacz The Balm Mary-Lou Manizer to z kolei kosmetyk, o którym marzyłam od wielu miesięcy. Co prawda biłam się ciągle z myślami, czy nie kupić raczej Mineralize Skinfinish z MACa, ale The Balm kusił mnie swoim przepięknym opakowaniem retro i wydawał mi się trochę lepiej dopasowany do mojej cery. No i w końcu udało mi się go zdobyć i przyznam się, że na razie jestem zachwycona - jest delikatny, daje efekt idealnej tafli na kościach policzkowych i właściwie nie jestem w stanie znaleźć w nim żadnych wad :)
I ostatni zakup, czyli chubby stick z firmy Clinique. Ta kredka jest w docieniu 04 Mega Melon, druga (Strawberry coś tam) do mnie idzie (tak to jest, jak człowiek nie potrafi podjąć prostej decyzji).
Dla kogoś kto, tak jak ja, lubi mieć na ustach COŚ, ale niekoniecznie w kolorze sprawiającym, że widać je (usta) z odległości dwóch kilometrów, jest to produkt idealny - nakłada się bardzo wygodnie, nie trzeba nawet mieć przy sobie lusterka, bo jeśli tylko mniej więcej wiemy, gdzie mamy wargi, nie da się tym zrobić krzywdy :) Ogromny plus za niewysuszanie (nie jestem pewna tego nawilżania, bo ja i tak zawsze najpierw nakładam bezbarwny balsam - aż takiego zaufania do kosmetyków kolorowych nie mam) i naprawdę ładny odcień - w moim przypadku ciężko mówić o jakimś konkretnym kolorze, ale usta wyglądają świeżo i zdrowo.
Jak doczekam się wersji truskawkowej, to obiecuję podgląd na ustach.
Na razie mogę powiedzieć, że obecnie to chyba mój ulubiony kosmetyk kolorowy do ust.
Ufff, zaczynając ten wpis, byłam przekonana, że zakupów nie jest dużo, więc będzie w miarę krótko. Nie uwzględniłam jednak mojego wrodzonego słowotoku, więc przepraszam tych, którym może zdarzyło się w połowie zdrzemnąć :)
też kupiłam caudalie :P lakiery sliczne :) o LL mam dokładnie takie samo zdanie , moja siostra używa tego koloru :P ja jestem o ton jaśniejsza ;)
OdpowiedzUsuńKosmetyki S&G marzą mi się ale jakoś na razie nie 'po drodze' mi , żeby je kupić
Ciekawa jestem Twojej opinii o Caudalie :) Wiem, że też lubisz OPI, więc nie dziwię się, że lakiery Ci się spodobały :)
UsuńA podkład LL to zdecydowanie jeden z moich KWC - nie wyobrażam sobie już bez niego życia, chociaż wcześniej używałam wielu bardzo dobrych podkładów. Trzeba tylko się wstrzelić z kolorem :)
A Soap&Glory też mi chodziło długo po głowie, w końcu się złamałam, chociaż to akurat nie był produkt pierwszej (ani drugiej) potrzeby...
ja też uwielbiam żele pod prysznic.
OdpowiedzUsuńw Twoich zakupach chyba każdy produkt jest kultowy: caudalie, mary-lou manizer, chubby stick..
i zgadzam się, ja uwielbiam oglądać posty z zakupami :):):)
W sumie masz rację - niemal każdy z tych produktów przewijał się przez blogi, zdobywając popularność - pewnie dlatego znalazły się one na mojej liście - na ogół najpierw zapoznaję się z opiniami lubianych przeze mnie blogerek, a dopiero potem decyduję na zakup :)
UsuńWitaj. Widze pare lub trzy produkty,ktore mam. Od czego zaczac..oze od Soap&Glory. Mam i zapach mi sie podoba, myje sie tym przyjemnie,ale nie kupie ponownie chyba ze bedzie za pol ceny bo 40zl za duzo mammozliwosc kupienia Balea ,ktore kosztuja w przeliczeniu 4 zl i sa jak najbardziej ok. Co do suchego szamponu, to tez dlamnie produkt w sumie zbedny. Nie umiem zyc bez mycia glowy i efekt mi sie sredni widzi. Ewentualnie na czyste wlosy dodaje obejtosci, ale inaczej u mnie nie ma mowy. I Caudali. CUDO! Kocham ten produkt. Czytalam duzo recenzji i duzo osob pisze ze im to smierdzi i nie daje efektow. To chyba zalezy czego oczekujemy. Ale dla mnie to typowo zilowy zapach z odrobiny miety, ktory uzywamalbopod krem ,albo juz na gotowy makijaz i dzieki temu przedluzam jego trwalosc. Ale sie rozpisalam;) jak bedziesz chciala znac doladnie moje zdanie to 3 recenzje sa na blogu. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWitaj :) Jeśli chodzi o Caudalie, to wydaje mi się, że właśnie między innymi po Twojej recenzji zdecydowałam się kupić ten eliksir - często mam tak, że wpisuję sobie jakiś produkt do kalendarzyka i potem nie pamiętam już, u kogo o nim czytałam, ale kojarzy mi się, że się nim bardzo zachwycałaś - i nie tylko nim :) Też używam go pod krem, bo tak jak napisałam, bardziej mi zależy na takim zdrowym rozświetleniu skóry niż przedłużeniu makijażu.
UsuńA po S&G sięgnęłam z czystej ciekawości - tak samo od czasu do czasu kupuję żele pod prysznic Lush, ale nie powiem, żebym specjalnie szalała na ich punkcie - są fajne, ale to tyle.
Witaj :)
OdpowiedzUsuńCaudalie lubię, ale nie wszystkie produkty mnie zachwycają i tak też jest w przypadku słynnego Elixiru. Mam za to inne typy, a teraz kupiłam ich nowy olejek, który mnie zniewolił od pierwszego użycia :D
The Balm Mary-Lou Manizer mam i bardzo sobie chwalę, jednak trafił do mnie przypadkiem i wtedy dopiero odkryłam, co mogłam stracić ;)
Ofertę LL poznałam dawno temu, lubię ich róże. I to tyle, bez okrzyku radości ;)
My Private Jet wpadl w moje ręce dawno temu i za każdym razem kiedy go noszę utwierdzam się w słuszności wyboru :)
Dałam się namówić na zakup Chubby Sticków, wybrałam dwa kolory i testy na dłoni dobrze rokują. Na pewno wygrywają z Revlonem :)
Soap & Glory mam pod nosem, lecz jakoś specjalnie nie wchodziłam wgłąb firmy po nieudanym spotkaniu z tuszem ;) Ale kto wie, tym bardziej że nie jest to specjalnie droga firma a dość popularna w UK.
Niech Ci wszystko dobrze służy :*
Miło mi Cię widzieć, Asiu :)
UsuńCo do Caudalie, to kusi mnie jeszcze bardzo ich krem (Vinexpert chyba), ale chwilowo mnie na niego nie stać, więc zużywam zapasy z nadzieją, że jak je pokończę, to będę mogła go sobie kupić...
Chubby Stick są fajne i z tego co widziałam, to niestety Revlon się nie do nich nie umywa (przede wszystkim raczej przesusza usta, zamiast je nawilżać, co dla mnie go dyskwalifikuje z miejsca).
A Soap& Glory to taka moja fanaberia - lubię fajne zapachy pod prysznic, dlatego też czasem kupuję coś z Lusha, ale to nie są produkty, bez których nie mogłabym żyć - jest tyle innych firm, że zawsze można znaleźć coś fajnego (ot, choćby Balea czy Alverde) :)
Same smakołyki ;D na wiele kosmetyków mam już chrapkę, ale poczekam na Twoją opinię :)
OdpowiedzUsuńSama jestem ciekawa, czy po dłuższym stosowaniu zmieni mi się pogląd w stosunku do tego, co napisałam co pierwszych testach :)
Usuńo widzę Lily Lolo, też uwielbiam ten podkład, na razie mam miniaturkę, ale na pewno kupię pełne opakowanie i podobnie jak Ty, nie sądzę, żebym chciała coś innego:] super zakupy:]
OdpowiedzUsuńA ja właśnie niedawno gdzieś widziałam bardzo krytyczny wpis, pod którym inne dziewczyny się żaliły, że taki zachwalany ten podkład, a u nich się nie sprawdził i aż się zdziwiłam, bo u mnie naprawdę działa cuda - jak określiła moja koleżanka - "robi twarz jak z photoshopa" :)
UsuńDla mnie podkłady Lily Lolo sprawdzają się przy suchej skórze. Przy tłustej lubią się warzyć. Minusem jest krycie, jedne z najsłabszych jakie miałam okazję testować :)
UsuńJa mam cerę mieszaną i LL jest idealny, nigdy nic mi się nie zwarzyło, ale wierzę, że nie u wszystkich może się sprawdzać tak świetnie. A co do krycia, to dla mnie akurat to jest zaleta, bo unikam jak ognia ciężkich, kryjących podkładów :) A przy LL krycie można delikatnie dozować, bez ryzyka uzyskania efektu maski, co też mi się podoba.
Usuńwidzę OPI i już mi się oczka śmieją -.- :)
OdpowiedzUsuńWidzę, że kolejna fanka OPI :) Ja mam słabość do tej firmy, chociaż oczywiście wybieram dość krytycznie to, co chcę mieć w swoich zbiorach :)
Usuńheh u mnie żeli do wyboru do koloru ;) a Polkę widziałam na lotnisku, ale drożej niż w PL...
OdpowiedzUsuńNo właśnie na ogół ścierają się chyba dwie frakcje - osób, które zużywają pojedyncze egzemplarze do końca i dopiero wtedy przerzucają się na nowy i takich żelomaniaków jak ja, u których te kosmetyki zajmują pół łazienki :) Cieszę się, że nie jestem odosobniona :)
UsuńA z polką muszę pokombinować, co by ładnie wyglądało pod nią - na razie na zdjęciach podoba mi się jakaś jasna baza.
ile dobroci :) ja bym miała dobry humor co najmniej przez tydzień ;)
OdpowiedzUsuńObawiam się, że to nie takie proste, ale na pewno zakupy trochę poprawiły mi nastrój :)
UsuńPodoba mi się ta kolekcja "Europa Środkowa" z OPI a Polka wygląda bardzo optymistycznie. Mam ochotę na płyn micelarny albo tonik z Caudalie i chyba w najbliższym czasie skuszę się na Chubby. :)
OdpowiedzUsuńMnie z kolei zauroczyła kolekcja z Czarnoksiężnika z Oz, ale wszelkimi siłami staram się opanować :)
UsuńA na Caudalie też mam chęć jeszcze na kilka rzeczy.
A Chubby polecam - są jeszcze wersje z mocniejszymi kolorami!
Lawendowa dziewczyna poszalała :) Nawet nie wiedziałam, że ten żel z Soap&Glory jest taki popularny i dobrze oceniany, muszę w końcu wypróbować, w końcu mam na wyciągnięcie ręki ich produkty :) Batiste ciekawa jestem, jak Ci się sprawdzi, ja zdecydowanie wolę standardowe wersje. U mnie ta z odrobiną koloru pozostawia taki sam osad, jak inne, a działa gorzej i obciąża włosy, zresztą pisałam nie dawno o nim u siebie :) Za to zwykłe wersje są lekkie, łatwo się wyczesują i super działają :)
OdpowiedzUsuńTroszkę poszalała, ale pocieszam się, że nie kupiłam tego wszystkiego na raz, tylko jakoś sobie porozdzielałam (tia, nie ma jak się usprawiedliwiać przed samą sobą) :)
UsuńCo do S&G, to nie tylko ten żel jest popularny, kilka innych również - mnie jeszcze kusiło masło do mycia, ale cena mnie trochę zniechęciła - może kiedyś uda mi się je zdobyć jakoś taniej - dlatego też zazdroszczę dostępu do ich produktów...
A Batiste tak jak napisałam, u mnie będzie stosowany raczej awaryjnie, bo na codzień nie mam takiej potrzeby. Ale na razie nie zauważyłam osadu - przy następnym użyciu będę go bacznie obserwować :)
No, kochana zakupy są świetne. Mam pytanie odnośnie kosmetyków firmy Organique, gdzie je kupujesz. Tydzień temu na dzień kobiet postanowiłam się troszkę dopieścić i pojechałam do Parku Wola i kupiłam parę kosmetyków. Były to moje pierwsze zakupy z tej firmy, ale już wiem, że przepadłam ( uwielbiam je i chcę więcej). Widziałam je na stronie leyla.pl w całkiem atrakcyjnej cenie, ale jakoś dziwnie się ja tam zamawia. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOrganique kupowałam w sklepie na Kabatach - mam to szczęście, że dosłownie kawałeczek od moich rodziców :) Dodatkowy plus za przemiłą panią (chyba kierowniczkę) - gdyby nie to, że się trochę spieszyłam, mogłabym tam spędzić dużo czasu :)
UsuńOooo Soap&Glory :) Clean on me bardzo dobry żel pod prysznic wprost rewelacyjny polecam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńNa razie mogę powiedzieć, że urzeka zapachem :) jeśli do tego nie będzie wysuszał skóry, to być może skuszę się potem na coś innego :)
UsuńŚwietne zakupy ;) Będę musiała w końcu wypróbować ten szampon Batiste ;)
OdpowiedzUsuńPrzy Batiste chyba najtrudniej jest podjąć decyzję, którą wersję wybrać :)
UsuńPozazdroscic zakupow:)
OdpowiedzUsuńTeraz jeszcze czekam na drugą turę i potem pewnie nastąpi dłuższa przerwa, bo wszystko mam, więc pozostanie mi podglądanie zakupów u Was :)
UsuńChubby Stick - uwielbiam :) Mam już kilka i nie przestanę :) Żadne z wychodzących podobnych produktów nie dorastają im do pięt ;) Mam mega melon i ten strawberry coś tam też.. i pewien nudziak :):) Cudne są, nawilzaja moje usta, kolor jest bezpieczny :) nie razi :) ideały
OdpowiedzUsuńA mnie kuszą teraz te wersje intense - nie wiem, czy już są w Polsce (ale chyba tak) :) co prawda ja bardzo rzadko noszę mocniejszy kolor na ustach, ale może to jest rozwiązanie dla mnie :)
Usuń