W moim ostatnim poście zdjęciowym wspominałam o kosmetyku, który podbił moje serce i w ciągu kilku tygodni awansował do miana odkrycia ostatnich miesięcy (a może nawet roku).
Mowa o maśle do ciała greckiej firmy MYTHOS, o którym usłyszałam najpierw za pośrednictwem Agnieszki, a potem Magdy. To dzięki Magdzie właśnie dowiedziałam się, że kosmetyki te można w końcu kupić w Polsce, więc długo się nie zastanawiałam, zwłaszcza że kusiły mnie już od kilku miesięcy :)
Uwielbiam zapach lawendy, więc w moim przypadku wybór był prosty - kupiłam masło o zapachu lawendowo-oliwkowym. I tu od razu uwaga - jeśli ktoś nie przepada za prowansalskimi fioletowymi łanami, lepiej niech wybierze inną wersję, żeby potem nie miał do mnie pretensji, że pachnie jak saszetka przeciwmolowa :)
Masełko otrzymujemy w plastikowym pojemniczku o pojemności 200 ml, moje kosztowało ok. 35 zł, pozostałe są chyba w zbliżonych cenach. Co do konsystencji, to przypomina ono raczej gęsty balsam (co dla mnie osobiście jest zaletą), nie jest tłuste, świetnie się wchłania i nie zostawia na ciele śliskiej "powłoczki".
No i PACHNIE. Mamo moja, jak ono pachnie! To lawenda, ale taka prawdziwa, bez żadnych sztucznych "ulepszaczy"... Odkąd je mam, po nasmarowaniu ciała nie mogę przestać się wąchać - co być może brzmi nieco dziwnie, ale cóż - taka jest prawda :)
No i PACHNIE. Mamo moja, jak ono pachnie! To lawenda, ale taka prawdziwa, bez żadnych sztucznych "ulepszaczy"... Odkąd je mam, po nasmarowaniu ciała nie mogę przestać się wąchać - co być może brzmi nieco dziwnie, ale cóż - taka jest prawda :)
Ale i tak najważniejsze jest działanie - i tu mogę powiedzieć z ręką na sercu, że moje ciało pokochało ten kosmetyk i w tej chwili wszystkie masła TBS etc. mogą się schować i to głęboko, bo jeśli w najbliższym czasie nic się nie zmieni, to raczej już do nich nie wrócę.
Uwielbiam takie odkrycia, bo mimo że lubię testować różne produkty, to kiedy uda mi się trafić na kosmetyk, który spełnia obietnice producenta oraz moje oczekiwania, to cieszę się jak dziecko i z chęcią wracam po kolejne opakowanie. Mam więc nadzieję, że tak właśnie będzie z tym masełkiem, bo kuszą mnie kolejne wersje zapachowe.
Produkty te można kupić w sklepie internetowym Flax oraz wybranych sklepach stacjonarnych.
W składzie mamy m.in. masło shea, witaminę E, masło oliwki, olejek migdałowy i oczywiście lawendę.
Inne dostępne wersje to: granat, wanilia, mleko z miodem, zielona herbata i aloes.
Ja do kompletu kupiłam jeszcze oliwkowo-szałwiowy tonik do twarzy, ale jest jeszcze za wcześnie żeby wydać o nim konkretną opinię.
A wspomniane masło na pewno zostanie ze mną na dłużej - tu mogę powtórzyć za Magdą, że odkąd je mam, codzienne nawilżanie skóry stało się przyjemnością, a nie czymś, co robiłam z poczucia obowiązku :)
A Wy miałyście coś firmy Mythos? Macie na coś ochotę czy te kosmetyki w ogóle do Was nie przemawiają?
bardzo ciekawią mnie produkty tej marki.
OdpowiedzUsuńMnie póki co urzekło opisane masło, co do toniku to jeszcze mam mieszane uczucia. Mam jeszcze rumiankową pomadkę ochronną do ust, ale to będzie raczej jednorazowa przygoda. Za jakiś czas pewnie coś jeszcze przetestuję, ale na razie mam pewność, że masła zostają ze mną na dłużej!
UsuńNie znam tej nazwy nawet. Kota masz pięknego i dostojnego :)
OdpowiedzUsuńJa też nie znałam firmy, dopóki nie wspomniała o niej kiedyś Niesia - taka jest właśnie zaleta czytania blogów - można natknąć się na nazwy, o których pewnie inaczej byśmy w życiu nie usłyszały :)
UsuńA kotek niestety już jest w kocim niebie, ale to prawda - była piękna, dziękuję :)
Jestem bardzo ciekawa tych kosmetyków Mythos:)
OdpowiedzUsuńMnie jeszcze ciekawią ich szampony, może przy okazji się skuszę :)
UsuńFirma już mi się rzuciła w oczy jakiś temu gdzieś na blogach, ale nie pamiętam, co jak, gdzie i kiedy ;) W każdym razie napisałaś o nim na tyle zachęcająco, że lecę sobie obejrzeć ofertę tej firmy :)
OdpowiedzUsuńPewnie czytałaś o niej u Magdy właśnie, bo pamiętam jakiś czas temu kilka wpisów.
UsuńA co do zachęty, to autentycznie nie pamiętam już kiedy coś mnie zachwyciło do tego stopnia jak to masełko :)
oooo, brzmi bardzo zachęcająco :)
OdpowiedzUsuńJest absolutnie cudowne :) Oczywiście pod warunkiem, że jest się fanem lawendy, nie mam pojęcia jak pachną inne masła, ale obstawiam, że pewnie równie pięknie :)
UsuńMam wielką ochotę na te kosmetyki i jest to kwestią czasu kiedy po nie sięgnę (czytaj zużyję zapasy). Dzięki Tobie wiem, że po wersję lawendową nie mam co sięgać ;) Za to na okres wiosenny marzy mi się kremik aloesowy lub z zieloną herbatą!
OdpowiedzUsuńOj tak, od lawendy trzymaj się z daleka, bo nie chciałabym Cię mieć potem "na sumieniu" :)
UsuńMnie kusi jeszcze wanilia, chociaż trochę się obawiam, czy nie będzie za dusząca i słodka...
Umieram z ciekawości i chęci przetestowania tych maseł, moja szafka pęka w szwach od nagromadzonych tam maseł ( mam ostatnio szał na punkcie maseł do ciała). Ale i tak planuję zakup tego o zapachu zielonej herbaty lub aloesowe. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa wprawdzie też miałam zaczekać z kupnem dopóki nie wykończę zapasów, ale nie wytrzymałam... No i teraz mam w szafce chyba jeszcze dwa albo trzy inne nieruszone masła, do których nie wiem kiedy (i czy w ogóle) wrócę...
UsuńAle nie żałuję :)
Nie znam marki, ale masło wpisałam na listę chciejstw. Kocham lawendę :)
OdpowiedzUsuńOj, to zdecydowanie jest kosmetyk dla lawendomaniaków :) A jeśli lubisz różne "gadżety", to polecam lawendowo-ziołowy odświeżacz do poduszek z Tchibo - trafiłam kiedyś na niego przez przypadek i bardzo mi się spodobał, a teraz znowu jest w ofercie.
Usuń