wtorek, 20 listopada 2012

Shangri la od LUSHa

Było już o kremie bezzapachowym (TUTAJ) , to teraz dla równowagi będzie o jego przeciwieństwie, czyli kremie od LUSHa, o którym można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że nie pachnie :)

Lush Skin's Shangri La - Krem nawilżający do cery suchej i dojrzałej



Jest to krem przeznaczony dla skóry dojrzałej, tzn po 30-ce i suchej. 

To mój pierwszy krem od Lusha i wiele wskazuje na to, że nie ostatni :) Zacznę od minusa, bo nie był tani (zapłaciłam za niego 100 zł ze sporym hakiem), ale z tego, co widzę, jest dosyć wydajny i jeśli nadal będzie się sprawdzał tak dobrze, jak do tej pory, to jest szansa, że się zaprzyjaźnimy na dłużej :)

Z ciekawostek - w swoim składzie zawiera Wodę Królowej Węgier (czyli wodę, wódkę i rozmaryn w jakichś super proporcjach), która (według legendy ofkors) ma działanie zapobiegające starzeniu, a nawet odmładzające - hehe, zobaczymy za parę lat :)
 
To, co po otwarciu charakterystycznego czarnego plastikowego opakowania (45g) rzuca się w oczy (a raczej w nos), to zapach - jest on tak intensywny, że myślę, że albo się go od razu pokocha, albo trzeba się przemóc i do niego po prostu przyzwyczaić. U mnie było (i jest) pół na pół - czasem stoję i wącham sobie opakowanie, próbując przede wszystkim dociec, co to jest za zapach, a czasem po sekundzie odrzuca mnie na kilometr :)


Skład: Queen of Hungary Water, Cold Pressed Almond Oil (Prunus Dulcis), Cold Pressed Jojoba Oil (Simmondsia Chinensis), Fresh Wheatgrass Decoction (Triticum Vulgare), Toothed Wrack Seaweed (Fucus Serratus), Aloe Vera Gel (Aloe Barbadensis), Glycerine, Stearic Acid, Fair Trade Cocoa Butter (Theobroma Cacao), Cetearyl Alcohol, Cold Pressed Evening Primrose Oil (Oenothera Biennis), Coconut Oil (Cocos Nucifera), Cold Pressed Wheatgerm Oil (Triticum Vulgare), Beeswax (Cera Alba), Vanilla Absolute (Vanilla Planifolia), Violet Leaf Absolute (Viola Odorata), Lanolin, Triethanolamine, Benzyl Salicylate, Geraniol, Benzyl Benzoate, Farnesol, Linalool, Perfume, Propylparaben.

Jak widać powyżej, w składzie mamy tłoczone na zimno olejki migdałowy, jojoba, kokosowy, z pszenicy, masła i dużo fajnych składników, które podobno potrafią zdziałać cuda z naszą twarzą. 

Krem ten najlepiej nadaje się właśnie na późniejszą jesień i zimę i/lub na noc, bo fantastycznie odżywia skórę - trzeba tylko pamiętać, żeby nie "przedobrzyć" - wystarczy naprawdę niewielka ilość, ponieważ przy większej możemy mieć problem z jego wchłonięciem, a mała porcja cudownie się rozprowadza na buzi.

Przyznam się, że na początku, jako mega wrażliwiec, trochę się bałam tak mocno pachnącego kosmetyku. A jednak muszę powiedzieć, że używam go od jakichś trzech tygodni (nie codziennie, ale raz na kilka dni, głównie na noc, lub wówczas kiedy czuję, że potrzebuję dodatkowego "podpompowania") i jak dotąd, nie zauważyłam żadnych niepokojących objawów. Pomijam moje zwykłe niepokojące objawy, ale są one niezwiązane z tym kremem :) 

Moja skóra go polubiła - już po kilku użyciach widać zdecydowane "odżywienie" i wzmocnienie ujędrnienia - wiem, że to może efekt placebo, ale ja jestem zadowolona :) 

Pod makijaż go nie stosowałam, więc nie wiem, czy i jak z nim współdziała. Myślę, że przy nałożeniu niewielkiej ilości (która naprawdę w zupełności wystarcza), nie powinno być z tym problemów. 

Ogólnie widzę same plusy (poza wspomnianym zapachem, który może być zarówno zaletą, jak i wadą) oraz - a zwłaszcza - dostępnością - nadal bowiem czekamy na otwarcie polskiego sklepu LUSH, a tymczasem pozostają nam zakupy w krajach, do których firma ta już dotarła, znajomi, lub ebay/allegro :) 

To nie koniec mojej przygody z LUSHem, ale podchodzę do tych kosmetyków dość sceptycznie - tzn wiem już, że w jej ofercie są zarówno hity, jak i totalne buble, w związku z czym staram się najpierw zrobić porządny research, a dopiero potem decyduję się na zakup. Póki co system ten sprawdza się u mnie, tzn udało mi się jeszcze nie trafić na lushową minę, zobaczymy, co będzie dalej :)

Wiem, że wśród blogerek LUSH cieszy się dość sporym powodzeniem. 
A jak jest z Wami  - znacie / lubicie? Polecicie / odradzicie mi coś? 

16 komentarzy:

  1. Swoją przygodę z kremami z Lusha zaczęłam od Skin Drink. Niestety nie był to udany początek. Nie polubiliśmy się i to bardzo.
    Liczyłam, że to będzie świetny nawilżacz jednak w okresie jesienno-zimowym nie poradził sobie a to miało być jego główne zadanie.
    Porzuciłam ich kremy na długi czas. Jednak pojawiła się okazja, by spróbować Enzymion i TO był strzał w 10-tkę :D Miałam zamiar go kupić ale odkładałam na później ale swoją recenzją przypomniałaś mi o nim na nowo. Muszę go dorwać :D Akurat nie mam większych zapasów więc to jest dobry czas.

    Mam spore grono ulubieńców z Lusha, ale jest też wiele produktów, które omijam lub po prostu nie kupię. I może nie tyle, że nie warto ale szkoda mi kasy na gadżet, który tylko ładnie wygląda i pachnie ;)

    Zanotowałam nazwę i poproszę o próbkę jak będę na zakupach bo brzmi obiecująco.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja właśnie zaryzykowałam z tym i powiem szczerze, że odkąd moja skóra się uspokoiła (w końcu trafiłam na świetną dermatolog, którą mam chęć ozłocić!!!), to on bardzo dobrze mi robi na noc. Tylko koniecznie go powąchaj, bo ten zapach jest naprawdę specyficzny :)

      A Lusha traktuję dokładnie tak jak Ty - bardziej w kategorii gadżetów, niż właściwych kosmetyków, zamówiłam sobie właśnie płyn do kąpieli z limitowanej kolekcji (ze względu na zapach) i czyścik do twarzy, ale wiem doskonale, że bez nich też bym się obyła :)

      Usuń
  2. Ja z Lusha mam dwa szampony w kostce - Karma Kombę i New Shampoo Bar. Byłam na początku bardzo zadowolona, ale teraz mam wrażenie, że moje włosy się do nich przyzwyczaiły i zrobiłam odwyk. Dzisiaj po 2 miesiącach sięgnę po Karmę zobaczymy jak się spisze :)
    Miałam również czyścik Angels On Bare Skin - i niestety minął termin ważności - choć myłam twarz i rano i wieczorem nie dałam rady go zużyć - genialny kosmetyk, wydajny, ale raczej powinno się go zamawiać na pół z kimiś. Zdzierak Dark Angels - bardzo fajny.
    Ten krem kusi, ale cena jak na razie mnie odrzuca :P
    No Lush miał być już w październiku u nas i jakoś temat ucichł :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś nie mam szczęścia do ich szamponów, bo kiedyś zamówiłam kilka i to była pierwsza paczka w mojej karierze, która mi zaginęła :( Nie udało mi się także odzyskać pieniędzy, więc się zraziłam.
      Teraz robię kolejne podejście i chyba też zamówiłam Karma Kombę, z tego co pamiętam - ciekawa jestem jak się sprawdzi u mnie.

      Co do Lusha w Polsce, to obawiam się, że może się skończyć tak jak z polskim Amazonem, czyli marnie - też miał już być dawno, a tymczasem ani widu, ani słychu :(

      Usuń
  3. Lush mnie jakoś nie kusi i do tej pory nic z tej firmy nie miałam. Może dlatego że ich kosmetyki są drogie i u nas jeszcze niedostępne. No właśnie... teraz mi się przypomniało, że chodziły słuchy o październikowym wielkim otwarciu ich sklepu w stolicy. Albo się przesunęło albo to były tylko plotki. Szkoda, bo zawsze lepiej pomacać i powąchać zanim się kupi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, widzisz, a ja mam odwrotnie - jak coś jest u nas niedostępne, to automatycznie kusi mnie znacznie bardziej :)

      Też jestem ciekawa, co z tym polskim Lushem - wydaje mi się, że to nie tylko plotki, bo słyszałam to z wielu naprawdę różnych źródeł.

      Usuń
  4. Mam kilka ulubionych a nawet ukochanych produktów marki Lush, ale nie ma wśród nich kremów do twarzy. Wypróbowałam Vanishing i Enzymion i oba są dla mnie za bogate ;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, a co masz wśród tych ulubieńców? Bo raz na jakiś czas mam chęć wypróbować coś nowego, może mnie zainspirujesz :)
      Ten krem też należy do tych bogatych, ale dla mnie osobiście to zaleta - oczywiście dopóki nie zacznie mnie zapychać :P

      Usuń
  5. Ciekawi mnie ten krem. Co do ceny, to w przypadku Lusha trochę ją "neutralizuje" wydajność. A "Woda Królowej Węgier" dostępna w Polsce jest znacznie droższa... ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, podobno te produkty są szalenie wydajne, co zresztą sama widzę po kremie i faktycznie wówczas cena zdecydowanie mniej boli :)

      Przyznam się, że o tej Wodzie wcześniej nie słyszałam - idę zrobić rozeznanie :)

      Usuń
  6. ja z lusha znam tylko dwa peelingi do ciała, których kawały dostałam od Hexx. sama jeszcze nie eksperymentowałam z marką, ale kiedyś pewnie to nadrobię :]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie kuszą ich produkty do kąpieli - te wszystkie bomby, tęcze etc. Na razie czekam na płyn do kąpieli, pastę do mycia twarzy i szampon w kostce, co do reszty to zobaczymy :)

      Usuń
    2. W takim razie gorąco polecam Comfortera ♥

      Usuń
    3. Sprawdzę sobie zaraz, co to za cudo :)

      Usuń
  7. Byłam ostatnio w Lushu i kupiłam kilka produktów. W tym odżywkę American Cream - w miarę spoko, ale i tak nie pomogła na moje przesuszone włosy. Najbardziej zaskoczyl mnie krem, ktorego nazywam kremem z konia, bo byl to Charity Pot Humanity for Horses, ale niestety jaki produkt jest w pudełku nie napisali. Etykieta głosi tylko: Hand and Body Lotion. Jest super, bardzo nawilża, skóra się po nim zdrowo błyszczy i ogólnie same plusy. Polecam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Krem z konia" mnie rozbawił :) Przy okazji przypomniałaś mi, że moje szampony w kostce upchnęłam gdzieś w czeluściach łazienki i zupełnie o nich zapomniałam, chyba muszę je odkopać :)

      Usuń

Dziękuję za każdy komentarz - jest mi bardzo miło, że do mnie zajrzałeś :)

Ale uprzedzam, że uwagi typu "super, obserwujemy?" lub "zapraszam do siebie", w moim przypadku odnoszą odwrotny skutek.

Ogólnie zaglądam do wszystkich, którzy pozostawiają po sobie jakiś ślad, a jak mi się spodoba, to nie trzeba mnie zachęcać do obserwowania :)

Follow on Bloglovin
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...