Już od jakiegoś czasu zbierałam się, żeby zrobić coś w rodzaju zestawienia moich ulubionych kosmetyków wszechczasów - taki prywatny ranking produktów, których używam od dłuższego czasu (w większości od lat) i których nie zamierzam zmieniać, bo sprawdzają się rewelacyjnie (a jak wiadomo - lepsze jest wrogiem dobrego). Są to po prostu rzeczy, które sprawdziły się u mnie w różnych okolicznościach, nigdy mnie nie zawiodły i sprawiły, że w danej kategorii nie szukam już nawet ich odpowiedników ani nowości. To taka moja osobista Creme de la Creme :)
Oczywiście znając mnie i moją sklerozę (chociaż ja wolę jak moi znajomi mówią, że mam po prostu pamięć złotej rybki - kto ciekaw, niech sobie wygoogla co to znaczy :)), to pewnie zapomniałam o całym mnóstwie rzeczy, stąd cz.1 w tytule. Nie wykluczam bowiem, że pojawią się kolejne, gdy:
a) przybędzie mi ulubieńców
b) coś mi się przypomni
c) postanowię zrobić kontynuację dotyczącą np. pielęgnacji ciała lub kolorówki
Jak widać, poza sklerozą, cierpię również na lekki słowotok :D
Podejrzewam, że większość prezentowanych przeze mnie produktów lepiej lub gorzej znacie, dlatego postaram się ograniczyć do krótkiego (haha!) komentarza, a jeśli ktoś chciałby dowiedzieć się jakichś szczegółów, to zapraszam na dół do pytań :)
1. Kultowy płyn micelarny Bioderma Sensibio.
Nie wiem, czy jest jeszcze coś nowego i odkrywczego, co można o nim napisać - dla mnie to ideał, oczywiście można ponarzekać na cenę, ale przyznam się, że tak jak używam go od dobrych paru lat, to naprawdę chyba ani razu nie zdarzyło mi się go kupić w standardowej cenie - ZAWSZE gdzieś jest na niego promocja, trzeba tylko poszukać. Co tu dużo mówić - uwielbiam go i absolutnie się nie zgadzam z osobami, które twierdzą, że jest przereklamowany i że na rynku są fantastyczne, o połowę tańsze odpowiedniki. NIE MA :P
2. Dwufazowy płyn do demakijażu oczu Yves Rocher z wyciągiem z bławatka.
Jak już gdzieś pisałam, to kolejny produkt, którego używam od wielu, wielu lat i tak jak Biodermę, także zawsze kupuję go na promocji i mam w szafce zapas kilku buteleczek (inaczej bym chyba nie zasnęła).
3. Żel do mycia twarzy Nuxe Perfection.
W moim zestawieniu zdarzają się także produkty, które dosyć szybko awansowały do grona ulubieńców i to jest jeden z tych przykładów. To moje pierwsze opakowanie, używam go od kilku miesięcy, natomiast muszę powiedzieć, że skubaniec jest tak wydajny, że mam wrażenie, że chociaż go w ogóle nie oszczędzam, ubywa go niezmiernie wolno. Bardzo delikatny i skuteczny specyfik, idealnie współpracuje z moją ulubioną szczoteczką do mycia twarzy Shiseido - tak więc czegóż chcieć więcej? Nie mówię, że już nigdy nie wypróbuję nic nowego z tej kategorii (bo np na liście jest jeszcze Sanoflore), ale na 100% do tego żelu jeszcze wrócę.
4. Woda termalna Avene.
Miałam wprawdzie uogólnić to hasło do samej "wody termalnej", ponieważ cały czas poluję na wodę Uriage, która podobno jest lepsza od Avene, no ale ponieważ ranking robię dziś, to muszę przyznać, że do tej pory nie znalazłam lepszego odpowiednika. Wiem, że niektórzy uważają, że kupowanie takiej wody to fanaberia i ogólnie przewaga techniki nad zdrowym rozsądkiem, ale ten kto jest "szczęśliwym" posiadaczem mega wrażliwej cery z całą pewnością potwierdzi, że taka woda naprawdę potrafi ukoić podrażnioną skórę i nie ma w ogóle porównania ze zwykłą kranówką, nawet przegotowaną, przefiltrowaną czy nie wiem jeszcze jaką.
5. Hydrolat oczarowy.
Mój kosmetyczny "must have". Używam go jako toniku, a także każdorazowo, kiedy chcę odświeżyć swoją skórę, lub też załagodzić jakieś podrażnienia. To kolejny produkt, który po prostu muszę mieć w szafce, a jak się kończy, to natychmiast zamawiam kolejną butelkę. Od czasu do czasu zdarza mi się przetestować inne hydrolaty (chwilowo mam jeszcze lipowy), ale oczarowy bije wszystkie na głowę.
6. Olejek z drzewa herbacianego.
Koniecznie ze sprawdzonego źródła (z upewnieniem się, że można go nakładać bezpośrednio na twarz) - produkt maksymalnie wydajny i po prostu cudotwórca - na wszelkie niespodzianki, nieprzyjaciół, czy jakkolwiek nazwiemy te paskudztwa, które postanawiają od czasu do czasu uprzykrzyć nam życie (i twarz) - pięknie dezynfekuje, wysusza (ale tylko punktowo) i sprawia, że to co dopiero się wykluwało, prawdopodobnie nigdy już nie wyjdzie poza tę fazę :)
7. Peeling enzymatyczny z owoców tropikalnych.
To kolejna rzecz, którą mam od niedawna, ale która momentalnie (właściwie po pierwszym użyciu) wskoczyła na listę ulubieńców i pewnie długo z niej nie zejdzie :) Właściwie ciężko powiedzieć, czy to jest bardziej peeling, czy maseczka, ale na pewno coś, co tacy wrażliwcy jak ja uwielbiają - nawet nie potrafię dokładnie określić, co ten produkt robi z moją twarzą, ale na pewno zostawia ją przepięknie rozjaśnioną, oczyszczoną i szczęśliwą :) Więcej uwag nie mam, mam tylko nadzieję, że moja radość nie okaże się przedwczesna i za miesiąc nie wrócę tu odszczekiwać wszystkie te peany :)
8. Krem Lipobase (a także Elo baza, którego nie ma na zdjęciu, ale uwielbiam oba!)
Kosmetyk, który nie raz uratował mi twarz - tu mała dygresja, ponieważ jak się niedawno okazało, zdiagnozowano u mnie ŁZS (czyli Łojotokowe Zapalenie Skóry), które nasila się w okresach intensywnego stresu i niestety objawia się potwornym wręcz wysuszeniem skóry w niektórych partiach (okolice nosa, brody, uszy, czasem szyja, powieki oraz linia przy włosach) - kto czegoś podobnego nie przeżył, ten pewnie nawet nie jest w stanie sobie tego wyobrazić, bo to jest po prostu koszmar - obłażenie żywcem ze skóry :(
Dlatego kosmetyki takie jak Lipobase, które jednocześnie nawilżają, natłuszczają i łagodzą te objawy, są prawdziwym skarbem. Minus jest taki, że Lipobase wchłania się tylko do pewnego stopnia, więc generalnie po aplikacji świecę się jak psu jajca, ale cóż - wolę to, niż wyobrażać sobie, że jestem jaszczurką :P
9. Masło shea.
Właściwie chyba też nie mam co się zbytnio rozwodzić - uniwersalny klasyk - używam go niemal do wszystkiego - począwszy od twarzy, ust, przesuszonych części ciała, jako maskę na stopy, nawilżacz do skórek, a czasem nawet jako okład na włosy. Uwielbiam i koniec. Zwłaszcza w chłodniejszych porach roku staram się wyszukiwać kosmetyki z dodatkiem masła shea - głównie w produktach do rąk i stóp.
10. Olej arganowy.
Kolejny produkt z milionem zastosowań. Ja używam głównie do twarzy i włosów, ale zdarza mi się rozprowadzić kilka kropel na wybrane miejsca na ciele (tam, gdzie pojawiają się jakieś podrażnienia, wysuszenie etc., na wysuszone dłonie, skórki i paznokcie, pod oczy) - często mieszam go z olejkiem ze słodkich migdałów i wówczas to już jest mieszanka prawie wybuchowa, w sensie kosmetyk idealny :)
11. Krem do skórek Burt's Bees.
Skoro już jesteśmy przy skórkach, to nie mogę nie wspomnieć o tym kosmetyku, który choć niepozorny, naprawdę potrafi wiele :) Moje skórki go uwielbiają, chociaż przyznaję, że czasem są tak wysuszone, że muszę się wspomagać innymi preparatami. Ale używany regularnie (a ze względu na cudowny cytrynowy zapach, to sama przyjemność!), daje widoczne rezultaty.
Ostatnio jednak (z uwagi na słabą dostępność na polskim rynku) zaczęłam szukać potencjalnego zamiennika i powiem szczerze, że nie wykluczam, że go znalazłam w postaci bardzo podobnego produktu z Lawendowej Farmy - testy trwają, ale póki co muszę powiedzieć, że Balsam do skórek z LF ma szansę zdetronizować BB, głównie ze względu na cenę oraz dostępność.
12. Balsam do ust Reve de Miel firmy Nuxe.
Chyba nic nie robi tak dobrze moim ustom jak ten balsam - nie wyobrażam sobie nie mieć go przy łóżku, aby móc po niego sięgnąć przed snem. Co wieczór nakładam grubą warstwę i zapominam o problemie pękających i wysuszonych ust :) Można się przyczepić do opakowania (bo to niehigieniczny słoiczek, w którym maziamy paluchami!), ale mnie osobiście to nie przeszkadza, zwłaszcza że używam tego produktu wyłącznie wieczorem przed snem - w torebce noszę inne rzeczy :)
Aktualnie również testuję kolejny potencjalny zamiennik, czyli Pomarańczowy Cukierek do ust, również z Lawendowej Farmy (jak widać, mamy spory potencjał, który może z powodzeniem konkurować z zagranicznymi firmami) - ten balsamik ma świetny, naturalny skład i póki co sprawdza się wyśmienicie. Na razie nie zdetronizował Nuxe'a, ale kto wie co przyniesie przyszłość :)
13. Balsam ułatwiający zasypianie z lawendą i bergamotką firmy Badger.
Niestety to najtrudniej dostępny produkt ze wszystkich opisywanych powyżej - znalezienie go i sprowadzenie do Polski wymagało ode mnie trochę trudu, ale muszę powiedzieć, że opłacało się. Nie wiem jak wytłumaczyć fenomen tego produktu - jest to organiczny balsam o dość intensywnym zapachu, który wcieramy w skronie (i ewentualnie w przeguby dłoni) przed snem. Uwalniające się olejki eteryczne sprawiają, że po pierwsze łatwiej przychodzi nam zasypianie (a to liczy się zwłaszcza kiedy mamy jakiś bardziej stresujący okres, jak ja obecnie), a po drugie autentycznie budzimy się w lepszej kondycji i bardziej wyspani - wiem, że brzmi to co najmniej jak bajka o żelaznym wilku, ale u mnie sprawdza się to w 100%. Chwała Bogu, że to taki wydajny produkt, bo przynajmniej mogę mieć nadzieję, że zanim mi się skończy, to uda mi się go znaleźć w jakimś polskim sklepie :)
14. I ostatni produkt na dziś, który oczywiście kompletnie wyleciał mi z pamięci.
A mowa o kultowej oliwce blogerskiego światka, czyli Oliwce HIPP.
Bardzo ją lubię i stosuję zamiennie ze wszelkimi masłami i balsamami do ciała. Ładnie pachnie, dobrze się wchłania, cudownie nawilża. Większej reklamy chyba nie potrzebuje, bo chyba wszyscy ją znają :)
Ufff, trochę mi się tego nazbierało...Oczywiście miałam rację, że o czymś zapomnę, dlatego sądzę, że za jakiś czas zrobię kontynuację tego mini cyklu.
Podoba Wam się idea przedstawiania takich osobistych Kosmetyków Wszechczasów?
A jak jest z Wami - macie takie produkty, których używacie od lat, czy raczej należycie do grupy poszukiwaczy i wolicie testować ciągle coś nowego? Chętnie poczytam jakie kosmetyki znalazłyby się na Waszej liście.
różowa Bioderma to również mój KWC, co ciekawe zaczęłam jej używać jako tańszego zamiennika niebieskiej Biodermy Hydrabio :P więc nie patrzę na nią jako na drogi produkt, bo i tak jest tańsza od Hydrabio.
OdpowiedzUsuńodnośnie peelingu enzymatycznego to czytałam już na jego temat kilka pozytywnych opinii, że rzekomo jest lepszy od tego z BU. mam ochotę sama przekonać się czy to prawda ;)
A u mnie zielona Bioderma :)
UsuńNo i mój ukochany od wielu lat dwufazowiec z YR.
Olejek arganowy też lubię, ale ja wolę ten z Helfy.
Vilandre - a zaczęłam od różowej i już tak zostało - chyba nigdy nie próbowałam żadnej innej :)
UsuńNie używałam peelingu z BU, bo czytałam, że sporą część osób któryś ze składników uczulał i że właśnie ten z e-naturalne jest delikatniejszy i lepszy dla wrażliwców. Na razie mogę to tylko potwierdzić, zobaczymy, co będzie dalej.
tova - co do olejku arganowego, to powiem szczerze, że nie mam jakichś preferencji firmowych - ogólnie olejki kupuję w różnych sklepach i nie widzę między nimi wielkiej różnicy.
UsuńA dwufazowiec z YR jest genialny :)
Sensibio kocham, ale nie wykluczam odskoków do innych miceli. Dwufazy porzuciłam odkąd odkryłam Sensibio (zmywam nim również oczy). Balsam do ust Nuxe planuję kupić odkąd firma weszła na polski rynek :D i jakoś się od lat mijamy. Nigdy nie miałam hydrolatu i coraz bardziej żałuję :)
OdpowiedzUsuńJa micelem przemywam tylko twarz po uprzednim umyciu jej szczoteczką Shiseido i żelem Nuxe. Nie przepadam za używaniem tego samego kosmetyku do twarzy i do oczu, ale to takie moje osobiste skrzywienie :)
UsuńA hydrolaty bardzo polecam, tylko najpierw lepiej poczytać sobie o ich właściwościach, bo np różany po dłuższym używaniu wysusza mi skórę.
moim ulubionym micelem jest Bourjois :) hydrolaty w ogóle kocham miłością ogromną - uważam, że są lepsze niż toniki - a na wypryski sprawdza się u mnie maść cynkowa. lubię Cukierka z LF. zaś w kategorii demakijaż kocham olejki myjące :)
OdpowiedzUsuńOj tak, hydrolaty są świetne i bardzo uniwersalne :)
UsuńMiałam (a nawet nadal mam) olejek myjący z BU i też bardzo go lubię, ale jednak chwilowo mam swój żelazny zestaw i jego się trzymam, bo dzięki temu moja skóra przestała chwilowo szaleć :)
Z tych wszystkich produktów znam tylko oliwkę!:)
OdpowiedzUsuńO, widzisz, a byłam pewna, że większość produktów jest znana i popularna :)
Usuńomg pokaźny post :) Większość kosmetyków znam, ale tylko część miałam okazję używać i okazały się także moimi faworytami :) Zaintrygował mnie ten balsam ułatwiający zasypianie. Skąd go ściągasz?
OdpowiedzUsuńNo, trochę się uzbierało, a to właściwie tylko produkty do pielęgnacji (i to też nie wszystkie, bo zapomniałam co najmniej o dwóch) :)
UsuńCo do Badgera, to jeśli dobrze pamiętam (bo się go porządnie naszukałam), to kupiłam go w brytyjskim Amazonie. Ta firma ma jeszcze inne balsamy - koleżanka kupowała chyba balsam do skórek i też była zachwycona!
właśnie oblukałam sobie w necie i znalazłam go na ebay :)
UsuńPrzyznam się, że tam go nie szukałam :) I pewnie jest tańszy niż w Amazonie :)
UsuńSleep balm! I want it! I want it now!!! :)
OdpowiedzUsuńMówisz, masz :)
Usuńhttp://www.amazon.co.uk/Badger-Balm-Sleep-0-75oz/dp/B0006GZBOI
Oraz, jak podpowiada z góry Iwetto, na ebayu :)
Wiele z Twoich KWC pokrywa się z moją własną listą :)
OdpowiedzUsuńZ nieznanych mi pozycji najbardziej zainteresował mnie balsam "nasenny"- oj, przydałby się i to nie raz ;)
Tłumaczę sobie to tak, że to są po prostu dobre kosmetyki i dlatego jak ktoś raz ich wypróbuje, to potem z reguły wraca :)
UsuńA balsam jest naprawdę fajny - oczywiście nie ma co się oszukiwać, że działa jak proszek nasenny, ale mnie rozluźnia i kiedy go stosuję, budzę się bardziej wypoczęta.
Bardzo zaciekawił mnie ten balsam ułatwiający zasypianie! Mi na pewno by się przydał ;)Ciekawi mnie też ten żel do mycia twarzy z Nuxe, trzeba tylko sprawdzić, czy ma SLSy, mi strasznie nie służą w przypadku twarzy. Piszesz, że planujesz wypróbować Sanoflore - jeżeli masz na myśli ten zielony, to uwielbiam go, według mnie to żel idealny :) Wkrótce na pewno zamieszczę jakoś jego recenzję.
OdpowiedzUsuńUdało mi się znaleźć pełny skład tego żelu:
UsuńAqua/Water, Glycerin, Sodium Cocoyl Apple Amino Acids, Acrylates Copolymer, Ammonium Lauryl Sulfate, Hydroxyethyl Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Sodium Cottonseedamphoacetate, Carapa Guaianensis Seed Oil, Gluconolactone, Butylene Glycol, PPG 2 Hydroxyethyl Cocamide, Zinc PCA, Sodium Lauroyl Sarcosinate, Sodium Hydroxide, Capryloyl Glycine, Citric Acid, Ethylhexylglycerin, Hydroxypropyl Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Parfum/Fragrance, Sodium Benzoate, Polysorbate 60, Sorbitan Isostearate, Acacia Senegal Gum, Phytic Acid, Salicylic Acid, Benzoic Acid, Hydrolyzed Algin, Disodium EDTA, 10 Hydroxydecanoic Acid, Sebacic Acid, 1, 10 Decanediol, Calcium Gluconate, Saponaria Officinalis Leaf/Root Extract
Jak piszą, jakieś 78% składników to składniki naturalne, reszta jak widać powyżej (ale SLSów nie ma).
Tak, mam na myśli zielony Sanoflore, myślę, że kiedy skończę Nuxe, to skuszę się albo właśnie na niego, albo ewentualnie na żel z Biodermy (do kompletu z micelem), który podoba mi się, bo jest przeznaczony do skóry problematycznej, zobaczymy :)
Świetny pomysł!
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie Badgerem bo dawno temu Avon miał w swojej ofercie taką serię i ona faktycznie działała. Na pewno go sobie sprawię tym bardziej, że uwielbiam bergamotkę ♥
Co do reszty :) Lipobase, oliwka Hipp, olej arganowy, olejek z drzewa herbacianego, dwufaza z YR to moi ulubieńcy także rozumiem dlaczego namiętnie wracasz :)
Jak wrócę do domu pomyślę nad podobnym zestawieniem bo jest pewna grupa, do której wracam regularnie.
Nie wykluczam, że jakaś inna firma też produkuje coś w stylu Badgera, ale ich kosmetyki mi się podobają, bo są w 100% naturalne, więc mam pewność, że pomagają mi zasnąć olejki, a nie chemia :)
UsuńBardzo chętnie poczytam o Twoich KWC - zawsze to coś sprawdzonego, co na pewno jest warte wypróbowania :)
Kupiłam balsam Nuxe i dobrałam także pomadkę. Jak mogłam się wcześniej nie zdecydować na zakup??;)
UsuńW moim odczuciu Lawendowa Farma przegrywa i to bardzo. Moje usta doceniły MOC Nuxe :)
No, u mnie zwłaszcza teraz Nuxe jest bezapelacyjnym numerem 1. Chociaż Lawendową nadal bardzo lubię, ale na noc zawsze tylko Nuxe :)
UsuńCieszę się, że Tobie też podpasował :)
Kupiłam ostatnio wodę Uriage, ale wciąż mam resztkę Avene, więc na razie nie porównałam :).
OdpowiedzUsuńHydrolat oczarowy przegrywa u mnie z różanym, sama nie wiem, czemu akurat różany pasuje mi lepiej.
Oliwkę Hipp także kocham - nieustannie od roku, gdy ją poznałam.
Ten peeling chcę poznać, mam nadzieję, że niedługo :).
Olejek z drzewa herbacianego też znam, ale od jakiegoś czasu go nie używam, bo z moim okropnym trądzikiem sobie nie radził. To jakiś bardziej skomplikowany problem, a już miałam dość jego zapachu :).
O widzisz, a mnie hydrolat różany na dłuższą metę miejscowo wysuszał - raz na jakiś czas jest fajny, ale nie mogę go używać regularnie, a szkoda, bo bardzo lubię zapach :(
OdpowiedzUsuńOlejek z drzewa herb. świetnie się sprawdza przy sporadycznych "wyskokach", ale tak jak piszesz, poważniejsze problemy wymagają lepiej opracowanej kuracji.