czwartek, 27 lutego 2014

Hurtowy wpis filmowy, czyli co ostatnio obejrzałam (nie w kinie) cz.1

Jeśli chodzi o moje recenzenckie wycieczki do kina, to staram się na bieżąco wrzucać tutaj opisy wybranych filmów, które wcześniej pojawiają się w serwisie filmosfera.pl 

Ponieważ jednak nie zawsze mam czas i wenę na pełną recenzję, a oglądam całkiem sporo, to od czasu do czasu będę także w skrócie wspominać tytuły, które obejrzałam w domu, a które uznam za warte polecenia. Z reguły będą to pozycje mniej popularne, może trochę starsze, bo mam słabość do kina niekomercyjnego i jeśli "zafiksuję" się na jakimś temacie/aktorze/kraju, to potem z reguły lecę całą listą z jednej szufladki - w ten sposób już nie raz zdarzyło mi się odkryć jakiś ciekawy i oryginalny film, na który pewnie nigdy nie trafiłabym standardową drogą :)
Kiedyś wrzuciłam już podobny post, więc jeśli macie chęć, możecie się z nim zapoznać TUTAJ. Teraz być może zrobię z tego coś w rodzaju bardziej rozbudowanego mini-cyklu. 

Moją obecną małą "fiksacją" jest Skandynawia i jakoś tak się złożyło, że te pozornie spokojne i chłodne klimaty, skrywające z reguły pod powierzchnią coś o wiele bardziej mrocznego i zepsutego, bardzo się wpasowują w mój obecny nastrój. Ponadto zarówno Duńczycy, jak i Szwedzi mają taki zestaw świetnych aktorów, że wystarczy właściwie obejrzeć dowolny film (najlepiej wychodzą im dramaty), a potem zbierając szczękę z podłogi, wypisywać sobie listę nazwisk do zapamiętania :)

Moja ostatnia odsłona skandynawskiej fascynacji zaczęła się od serialu Bron/Broen, o którym pisałam TUTAJ, potem przyszła pora na Den som draeber (Those Who Kill). 


Serial na pewno wart jest polecenia, chociaż jego tematyka nie jest aż tak oryginalna, żeby zwalać z nóg - to po prostu bardzo przyzwoicie zrobiony kryminał, z dwójką interesujących postaci w rolach głównych - na tyle interesujących, żeby Amerykanie zdecydowali się nakręcić własną wersję - w marcu ma się pojawić ona w tv (chociaż z tego, co widziałam, w przepastnym internecie już chyba jest), a w postać młodej policjantki po przejściach wcieli się Chloe Sevigny. To, co wyróżnia ten serial spośród innych, to momentami dość ciężka tematyka i ciekawe podejście (co widać zwłaszcza w ostatniej części, która funkcjonowała w duńskich kinach jako samodzielny pełnometrażowy film - mamy tam mordercę z ostrymi zaburzeniami psychiki, który został wcześniej wypuszczony ze szpitala i pozostawiony sam sobie, ponieważ lekarze uznali, że jego brutalne fantazje nie stanowią realnego zagrożenia - fabuła tej części koncentruje się w równym stopniu na kryminalnej zagadce, jak i społecznej dyskusji o trafności takiego postępowania) - zarówno od strony psychologicznej, jak i policyjnej. Trochę mnie ciekawi, na ile wierna oryginałowi będzie wersja amerykańska, ale mimo wszystko pozostanę przy Duńczykach, zwłaszcza, że bardzo lubię Jakoba Cedergrena, który gra współpracującego z policją psychologa.
Lubię go tak bardzo, że aż dwa z trzech filmów, o których wspomnę poniżej, to właśnie wycinki z jego filmografii. 

Pierwszy z nich to "Terribly Happy" z 2008 r., dziwny, klimatyczny film z gatunku neo-noir, który momentami odrobinę przypomina swoją gęstą atmosferą wczesne obrazy Davida Lyncha. Cedergren wcielił się w Roberta, policjanta, który za karę zostaje zesłany na głęboką prowincję, do małego miasteczka w Południowej Jutlandii, w którym po pierwsze nic nie jest takie, jak się wydaje, a po drugie gdzie mieszkańcy przyzwyczajeni są do załatwiania problemów na własną rękę. Mamy tu bitą znudzoną żonę, która stanie się katalizatorem kolejnych nieszczęśliwych wydarzeń, dziwną zamkniętą społeczność, w której obcy znikają w tajemniczych okolicznościach i wrzuconego w to wszystko niezrównoważonego outisdera. W skrócie - niby nic się nie dzieje, ale jednak kilka razy dostajemy fabułą po głowie i jeśli lubicie takie trochę "dziwne" obrazy, to polecam i ten tytuł. W dodatku jest tam powiązanie z rodzaju tych, które zawsze sprawiają mi przyjemność, a mianowicie w jednej z ról wystąpił Kim Bodnia (który z kolei gra główną postać w serialu Bron/Broen i z którym Jacob Cedergren spotkał się także w dwóch odcinkach Den som draeber). 


Drugi film to całkiem inny gatunek i kaliber. "Submarino" to przytłaczający dramat o bardzo dysfunkcyjnej, a nawet patologicznej rodzinie i o tym, jak to, co przeżywamy w dzieciństwie wpływa na nasze dorosłe życie. Ostrzegam lojalnie, że to jest bardzo ciężki film (zwłaszcza dla osób, które mają dzieci) i choć na samym końcu można się dopatrzeć czegoś w rodzaju małego promyczka nadziei, to jednak większość historii jest raczej dołująca. To opowieść o dwóch braciach, wychowywanych (chociaż w tym przypadku to słowo zdecydowanie na wyrost) przez matkę alkoholiczkę, którzy opiekują się swoim maleńkim braciszkiem. Spotykamy ich ponownie po wielu latach, obserwując jak tragedia z dzieciństwa odbiła się na ich życiu - jeden z nich ma problem z przystosowaniem się do życia w społeczeństwie, orbitując gdzieś na jego obrzeżach, spędzając dni na piciu i ćwiczeniach w siłowni, drugi wprawdzie dorobił się synka, którego kocha ponad wszystko, jednak jego słabość do narkotyków doprowadzi do kolejnego dramatu. Bracia spotykają się raz na pogrzebie matki, a następnie na krótko w więzieniu i właściwie na tym zakończę ten opis. Film wyreżyserował Thomas Vinterberg, który wyrobił sobie nazwisko po świetnym "Festen" (a ostatnio także rewelacyjnym "Polowaniu") i choć "Submarino" nie jest kręcony metodą dogmy, to realizm i smutek tej opowieści jest naprawdę uderzający. Polecam, jeśli macie nastrój na prawdziwy dramat, albo chcecie sprawdzić swoją emocjonalną odporność. 


Z nieskandynawskich ostatnio obejrzanych (z niezwykłym dla mnie poślizgiem) filmów, polecam także "Blue Jasmine", czyli ostatni obraz Woody'ego Allena. W.A. to jeden z moich ukochanych twórców i przyznam się, że jeśli chodzi o niego, to nie potrafię być obiektywna; w dodatku mam ogromną słabość do jego poważnych produkcji (jednym z moich ukochanych filmów wszechczasów jest "Wrzesień"), więc nie jest żadnym zaskoczeniem, że i Blue Jasmine mi się spodobała. Warto jednak wspomnieć, że TO NIE JEST KOMEDIA - wręcz przeciwnie, ten film jest tak depresyjny, jak tylko się da, zmusza do myślenia o naszym własnym życiu i tym, w jakim kierunku zmierzamy, więc niech nie zwiedzie Was nazwisko reżysera, ani materiały promocyjne, bo możecie przeżyć spore zaskoczenie! To mistrzowsko zagrana (zarówno przez Cate Blanchett, za którą będę trzymać kciuki podczas tegorocznych Oskarów, jak i fantastycznie partnerującą jej Sally Hawkins) i bardzo smutna historia mocno niestabilnej psychicznie Jasmine, która boryka się z nagłą i niespodziewaną utratą wszystkiego. Przez półtorej godziny obserwujemy jej mniej lub bardziej histeryczne zmagania z usuwającą się spod stóp ziemią i kolejne próby powrotu do równowagi, a jej bohaterka koncertowo przechodzi od wzbudzania naszej sympatii i współczucia, przez lekką niechęć, antypatię i irytację, aż po coś w rodzaju zabarwionego życzliwością politowania. Wiele osób porównuje kreację Blanchett do Blanche Dubois z "Tramwaju zwanego pożądaniem" i coś faktycznie w tym jest - obie kobiety są równie rozedrgane i na skraju załamania nerwowego i obie ogląda się z fascynacją, ale i przerażeniem. Dla mnie to jeden z lepszych filmów nakręconych w ostatnich latach przez mojego ulubieńca i polecam go z całego serca!

Nie wiem, czy Was zachęciłam, ale może mi się udało :) Znacie któryś z wymienionych przeze mnie tytułów? A może oglądaliście ostatnio coś ciekawego, o czym chcecie wspomnieć?  

6 komentarzy:

  1. Żadnego z podanych nie widziałam. Aktualnie cierpię, bo Sleepy Hollow skończyłam oglądać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to szukaj zastępstwa :) Bardzo nie lubię, kiedy kończy mi się serial, do którego się niemal fizycznie przywiązałam, bo normalnie mam potem syndrom odstawienia...Może dlatego oglądam DUŻO różnych, żeby zawsze mieć coś w zapasie :)

      Usuń
  2. Zaciekawił mnie bardzo Submarino...koniecznie muszę obejrzeć!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie ma coś w sobie (poza Jacobem, rzecz jasna :)) chociaż tematycznie jest bardzo nieprzyjemny. Ale za nawiązanie do "Myszy i ludzi" Steinbecka dodatkowy plus dla reżysera (zapomniałam o tym wspomnieć w mini-opisie).

      Usuń
  3. Jako przedstawiciel filmowej blogosfery, muszę przyznać że z niezmiernym zainteresowaniem przeczytałem posta. Co ciekawe, w ogóle nie słyszałem o Submarino. Hmm :) Za to "Blue Jasmine" oczywiście widziałem i oceniam wysoko. To co napisałaś o mniej lub bardziej histerycznych zmaganiach pociągnął bym dalej. Miałem wrażenie że postać grana przez Cate, przeszła trochę właśnie z nieco "udawanej" depresji, przez prawdziwe załamanie nerwowe, na schizofrenii kończąc. (scena na końcu nie daje ŻADNEJ nadziei co do przyszłych losów bohaterki). Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za miłe słowa :) Co do Submarino, to w sumie nie dziwię się, bo to jeden z tych filmów, które bardzo łatwo przeoczyć, no chyba że stosuje się ten "system", co ja :)
      Bardzo ucieszył mnie Oskar dla Cate, bo uważam, że to rola stworzona do nagradzania!

      Usuń

Dziękuję za każdy komentarz - jest mi bardzo miło, że do mnie zajrzałeś :)

Ale uprzedzam, że uwagi typu "super, obserwujemy?" lub "zapraszam do siebie", w moim przypadku odnoszą odwrotny skutek.

Ogólnie zaglądam do wszystkich, którzy pozostawiają po sobie jakiś ślad, a jak mi się spodoba, to nie trzeba mnie zachęcać do obserwowania :)

Follow on Bloglovin
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...