środa, 5 lutego 2014

Filmowo - Tajemnica Filomeny

Tadam! Mili moi - dziś kolejny post recenzyjny - ale niech ci z Was, którzy nie przepadają za oglądaniem filmów w obłędnych ilościach nie rwą jeszcze włosów z głów - niedawno ambitnie zrobiłam sobie plan blogowania (o, tak - jakkolwiek niewiarygodnie by to nie brzmiało w moim wypadku) i mam całą rozpiskę, co, kiedy i po co zamierzam tu wrzucać :) Tak więc będzie znowu (oby!) trochę o wszystkim (i trochę o niczym :))
Oczywiście przy wdrażaniu tegoż planu w życie wiele może się zdarzyć, ale póki co - bądźmy dobrej myśli!

A tymczasem zapraszam Was do lektury mojej mocno entuzjastycznej recenzji, którą niektórzy mogli widzieć już  w serwisie Filmosfera TUTAJ :)


Z pewnością nie raz spotkaliście się ze stwierdzeniem, że "najlepsze scenariusze pisze życie". To jeden z tych truizmów, które od czasu do czasu powtarzamy bezmyślnie aż do znudzenia, nie zastanawiając się głębiej nad jego znaczeniem. A jednak oglądając filmy takie jak "Tajemnica Filomeny", to banalne zdanie nagle urasta do rangi objawienia i po zakończonym seansie mamy wręcz chęć zaciągnąć do kina wszystkich naszych znajomych, a także przypadkowe i nieświadome niczego osoby, które mijamy na ulicy. Są po prostu takie historie, których nie chcemy zatrzymywać wyłącznie dla siebie, ale którymi chcemy się dzielić. Opowieść o Filomenie z pewnością należy do tej kategorii.

Magia opowiadanej historii opiera się na zestawieniu dwójki głównych bohaterów, którzy nie mogą się od siebie bardziej różnić - Filomena Lee (genialnie zagrana przez Judi Dench, która zresztą za tę rolę otrzymała nominację do Oscara) to prostolinijna i nieco naiwna (ale jednocześnie o zaskakująco nowoczesnych poglądach, uzasadnianych tym, że przez 30 lat pracowała jako pielęgniarka) Irlandka, dla której oparciem nawet w najcięższych chwilach jest jej wiara. Martin Sixsmith z kolei (w którego wcielił się Steve Coogan) to inteligentny i cyniczny dziennikarz, zmagający się z zawodowym kryzysem, dla którego znajomość z Filomeną miała być wyłącznie zleceniem i szansą na znalezienie lukratywnego zajęcia po publicznym upokorzeniu, jakiego doznał. Tę specyficzną parę połączyła ze sobą niezwykła historia, która wydarzyła się naprawdę - w latach 50. nastoletnia Filomena zaszła w ciążę, po czym została oddana przez rodzinę do Opactwa Roscrea, w którym wraz z innymi dziewczętami w podobnej sytuacji miała odpracować wydatki, jakie poniosły zakonnice przygarniając ją pod swój dach i udzielając pomocy.

Po urodzeniu dziecka, młodej matce pozwalano spędzać z nim zaledwie godzinę dziennie, po czym po kilku latach przekazano jej syna (bez konsultacji z nią) do adopcji przez amerykańską rodzinę. Innymi słowy - sprzedano zarówno synka bohaterki, jak i wiele innych dzieci, uniemożliwiając nieletnim matkom zarówno jakikolwiek kontakt z odebranymi dziećmi, jak i możliwość odszukania ich po latach. Filomena nosiła w sobie tę tajemnicę przez 50 lat, przekonana zarówno o swoim grzechu, jak i hańbie, jaką przyniosła swoim postępowaniem. Dopiero pod koniec podróży z Martinem, do której doszło przez przypadkowe spotkanie, zmieniła swoje nastawienie i doznała czegoś w rodzaju katharsis, chociaż muszę powiedzieć, że biorąc pod uwagę wszystko, przez co przeszła, jej dar wybaczenia wydaje się czymś nieprawdopodobnym.

Można powiedzieć, że "Tajemnica Filomeny" to nietypowy film drogi - ta przedziwna para - przygarnięta przez zakonnice, zaczytująca się w tanich romansach Irlandka i przyzwyczajony do obracania się w wyższych sferach inteligent, wyruszają na poszukiwanie zaginionego przed laty syna, mozolnie pokonując kolejne mury niechęci, zarówno tej irlandzkiej, uosabianej przez (wyjątkowo niesympatyczne) zakonnice, jak i amerykańskiej, reprezentowanej przez przyrodnią siostrę i partnera poszukiwanego mężczyzny oraz wszechobecną biurokrację.

Oczywiście oceniając film wyłącznie po opisie, należałoby wyobrazić sobie łzawą i pretensjonalną historię, która może i chwyta za serce, ale jednocześnie wywołuje u widza wyrzuty sumienia i ból głowy. Nic bardziej mylnego! Tu oklaski zbiera przede wszystkim Steve Coogan, który wraz z Jeffem Pope stworzył wyjątkowy scenariusz i zbudował wokół tej historii niezwykle ciepły i wzruszający klimat. Oprócz tego zarówno on, jak i reżyser Stephen Frears (znany kinomanom m.in. z kultowego obrazu „Niebezpieczne związki” czy „Królowa”) wycisnęli z relacji dwójki bohaterów tyle ciepłego humoru, że mimo ciężaru całej tematyki, film po prostu oczarowuje i momentami autentycznie bawi (jak choćby w uroczych scenach streszczania kolejnego strasznego romansidła przez zafascynowaną Filomenę i próby zainteresowania szmirowatą powieścią zaskoczonego Martina). I wzrusza, co oczywiście po wszystkim, co napisałam wyżej, nie powinno nikogo dziwić. Z tym, że nie jest to "tanie" wzruszenie, a my w trakcie seansu nie czujemy się emocjonalnie zmanipulowani - to co mnie ujęło najbardziej, to niesamowite wyważenie i takt, z jakim poruszają się twórcy oraz brak jakiejkolwiek sugestii, która z postaci ma "lepsze" podejście - Filomena i Martin reprezentują dwie skrajności, ale widz sam dokonuje wyboru, która z dróg jest mu bliższa i dlaczego. Wiara katolicka przedstawiona w tym filmie także ma dwa oblicza - jedno to bezduszna i arogancka zakonnica, która w swojej pysze nie potrafi nawet po wielu latach przyznać się do błędu, uważając, że jedyną osobą, która ma prawo ją osądzać, jest Bóg (sic!), na drugim natomiast biegunie mamy czystą i ufną Filomenę, która pomimo chwilowej słabości, ostatecznie zdobywa się na akt wybaczenia bez cienia wahania. To piękna scena, zresztą jedna z wielu, bo gdybym miała zabrać się do opisania wszystkich momentów, które chwyciły mnie za serce i sprawiły, że miałam chęć przytulić się do przypadkowego widza siedzącego obok mnie, musiałabym szczegółowo zrelacjonować co najmniej połowę filmu.  

Dlatego zamiast tego napiszę - zanotujcie sobie koniecznie w kalendarzu datę 21 lutego, bowiem wtedy będzie miała miejsce polska premiera "Tajemnicy Filomeny" i koniecznie zarezerwujcie bilet do kina! Nie z uwagi na kontrowersyjny temat, czy poruszane kwestie wiary, ale ponieważ jest to po prostu kino najwyższej klasy i poruszająca historia, którą szkoda byłoby przegapić w zalewie lepiej rozreklamowanych tytułów. 
A prawdziwa Filomena, zaskoczona niezwykłym odzewem na całym świecie, niedawno założyła fundację na rzecz pomocy kobietom w podobnej sytuacji, które próbują odnaleźć swoje zaginione przed laty dzieci. Jak widać - życie pisze także niezłe epilogi... 

6 komentarzy:

  1. Nie oglądałam tego filmu, zresztą tym postem uprzytomniłaś mi, że strasznie zaniedbuję ostatnio kino i niedługo w tym temacie buzi nie będę umiała otworzyć. Czas nadrobić zaległości!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety (lub stety) interesujących filmów jest taka ilość, że chcąc być na bieżąco z większością z nich, trzeba by zrezygnować z wszelkich innych aktywności :) Ja sama jestem całe lata świetlne do tyłu z mnóstwem tytułów! Ale może moje recenzje kogoś zachęcą do sięgnięcia po jakiś konkretny obraz :)

      Usuń
  2. cos dla Ciebie: http://szarabluza.pl/products/wzory/im-a-cat-person-268764 :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, Anonimie :) Indeed, I'm a cat person :)

      Usuń
  3. Wlasnie obejrzalam. Piekny, cieply film, w ktorym rzeczywiscie udalo sie idealnie wywazyc emocje i, unikajac ckliwosci, opowiedziec bardzo wzruszajaca historie. A pewnie gdyby nie Twoj post, pewnie nie szybko bym sie zdecydowala na seans (odrzucaja mnie kanarkowo zolte plakaty... :P)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, plakat jest średnio zachęcający i pewnie gdyby nie przypadek, to mogłabym przegapić tę perełkę :) Cieszę się, że zachęciłam kogoś swoim opisem do obejrzenia, a przede wszystkim - że film Ci się spodobał! :)

      Usuń

Dziękuję za każdy komentarz - jest mi bardzo miło, że do mnie zajrzałeś :)

Ale uprzedzam, że uwagi typu "super, obserwujemy?" lub "zapraszam do siebie", w moim przypadku odnoszą odwrotny skutek.

Ogólnie zaglądam do wszystkich, którzy pozostawiają po sobie jakiś ślad, a jak mi się spodoba, to nie trzeba mnie zachęcać do obserwowania :)

Follow on Bloglovin
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...