piątek, 26 kwietnia 2013

Sowy nie są tym, czym się wydają, czyli Twin Peaks - powrót po latach...

Dziś będzie filmowo-wspomnieniowo. 
Kilkanaście ostatnich dni spędziłam bowiem w małym amerykańskim miasteczku, na granicy z Kanadą, miasteczku, które pozornie wydaje się miejscem idealnym, azylem dla przybysza spragnionego spokoju i natury. Wystarczy jednak lekko poskrobać tę idealną powierzchnię, aby naszym oczom ukazało się Zło w najczystszej postaci – mroczna siła, która zaczyna się do nas szczerzyć niemal z każdego zakamarka, kiedy już raz się ją ujrzy.


Miasteczko nazywa się Twin Peaks, a Zło pojawia się w nim pod imieniem Bob. I gwarantuję, że po obejrzeniu całości, już nigdy nie spojrzycie z tą samą serdeczną otwartością na żadnego Boba, który stanie Wam na drodze...





Serial niedługo skończy 25 lat, pierwszy raz oglądałam go będąc na granicy dzieciństwa i okresu nastoletniego i choć niektóre sceny wywoływały u mnie śmiertelny strach, to jednak przeważała ogólna fascynacja i to ona sprawiła, że do dziś czuję dziwną więź z Davidem Lynchem (to on razem z Markiem Frostem jest odpowiedzialny za scenariusz dużej części odcinków, mimo że – wbrew obiegowej opinii – wcale nie wyreżyserował większości z nich).
To, co jest niezwykłe to siła, jaką ten obraz nadal posiada – po tylu latach mogę powiedzieć, że mój odbiór właściwie prawie się nie zmienił – z tym samym strachem oglądałam fragmenty z Bobem i koszmary agenta Coopera i z tą samą fascynacją zagłębiałam się w historie kolejnych mieszkańców Twin Peaks.  To, co doceniłam (i zauważyłam) bardziej po latach to poczucie humoru – nie pamiętałam, że jest on aż tak przesycony autentycznie zabawnymi dialogami i scenkami.



   ten mały śliczny ptaszek symbolizuje tę pozorną "sielskość" miasteczka...



Odpowiedź na słynne pytanie „kto zabił Laurę Palmer” jest tutaj tylko jednym z elementów układanki. Pozostałe to barwna plejada postaci, z których właściwie każda mogłaby stanowić materiał na oddzielny film – nie ma tu postaci płaskich, nieciekawych, wręcz przeciwnie – oczywiście część z tych historii ociera się bardzo blisko o granicę z typową operą mydlaną (która zresztą pojawia się co jakiś czas symbolicznie w tle) – mamy cały szereg dramatów miłosnych – trójkąt Shelly – Leo – Bobby, kolejny Laura/Maddy – James – Donna, miłosne interakcje Norma – Hank, Nadine – Ed, szeryf Truman – Josie, Audrey – agent Cooper etc. , mamy przemoc domową, zdrady, intrygi, narkotyki i w końcu brutalne morderstwo.
 

 
Te słowa do dzisiaj wywołują u mnie ciarki na plecach...

Jednak to, co zaczyna się jako typowy kryminał (na samym początku jesteśmy świadkami, jak zostaje odnalezione ciało popularnej i pięknej nastolatki), stopniowo zaczyna zataczać coraz szersze kręgi gatunkowe i być może właśnie ta cecha stała się zarówno największą zaletą, jak i przekleństwem serialu. 
 
 Tak całkiem na marginesie uważam, że Sheryl Lee była najpiękniejszym nieboszczykiem EVER!

W pewnym momencie bowiem okazało się, że dla konserwatywnej publiczności był to zbyt gwałtowny przeskok od tego, co znane i lubiane. Moim zdaniem Twin Peaks położyło podwaliny pod wszystkie niezwykłe i oryginalne scenariusze, które powstały wiele lat później, płacąc za to cenę popularności – twórcy zrobili bowiem coś niespotykanego – w połowie drugiej serii ujawnili mordercę Laury i właściwie na tym serial powinien się zakończyć (niektórzy do dziś są zdania, że szkoda iż tak się nie stało). A tymczasem powstało kilka kolejnych odcinków, pozornie zupełnie niezwiązanych z głównym tematem, które właściwie bardziej przypominały historie z rodem „Z Archiwum X” niż cokolwiek innego, aż do autentycznie przerażającego finału, który niestety urwał większość wątków w bardzo niefortunnym momencie, pozostawiając wszystkim ogromny niedosyt i mnóstwo znaków zapytania.  Niestety TP nie doczekał się trzeciego sezonu, który wyjaśniłby wszystkie zagadki i być może również to jest powodem, dla którego nadal ten serial wzbudza tak intensywne emocje – przez lata pojawiło się tyle spekulacji, historia ta została opowiedziana na tyle sposobów, że właściwie można powiedzieć, że w pewnym momencie zaczęła żyć niemal własnym życiem...

Powiem tak – ja osobiście mam do tego obrazu ogromny sentyment i uważam go za arcydzieło. Oczywiście mam swoje ulubione odcinki i uważam, że pierwszy sezon był znacznie lepszy, mam problem z „oswojeniem” części drugiego sezonu, z zakończeniem, wprowadzeniem kilku kontrowersyjnych postaci, doborem reżyserów etc., ale gdyby pominąć to wszystko, to jest to chyba jedyny serial (a wierzcie mi, że obejrzałam ich w swoim życiu naprawdę wiele), do którego wróciłam z taką przyjemnością i który właściwie wcale się nie zestarzał (pomijając stroje i fryzury). 

Wiem jednak, że są osoby, które nigdy nie pojmą tej fascynacji (vide moja własna Mama) i dla których jest to po prostu zlepek dziwactw i wytwór chorej wyobraźni pary wariatów :)



Co ciekawe, mam bliską koleżankę, sporo ode mnie młodszą, która nie „załapała” się na Twin Peaks, kiedy był wyświetlany lata temu w naszej tv i dopiero niedawno zabrała się za oglądanie. I kompletnie przepadła, co potwierdza moją tezę, że jeśli masz rozwiniętą wyobraźnię, to jest spora szansa, że ta historia do Ciebie przemówi. 


 No i nie wyobrażam sobie, że można nie pokochać agenta Coopera i jego nieśmiertelnego „Diane, it’s me...” :) Uważam, że Kyle MacLachlan urodził się, żeby zagrać tę rolę :)
 


A jak jest z Wami - znacie / oglądaliście / lubicie? Podejrzewam, że większość z Was jest raczej w wieku wspomnianej przeze mnie koleżanki, czyli byliście za młodzi, żeby śledzić serial na bieżąco, ale ciekawa jestem, czy widzieliście go później, czy ominął Was ten fragment popkultury?

A jako bonus „historyczne” intro (moim zdaniem ta muzyka bije na łopatki wszystko i jest nieodłączną częścią historii). 




46 komentarzy:

  1. A ja go nigdy nie oglądałam, ale od dawna chcę, bo ludzie często nawiązują do niego w rozmowach i nie wiem wtedy, o co chodzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę warto, jest w nim parę tekstów wartych zapamiętania (jak choćby sowy z tytułu posta :))

      Usuń
  2. serialu nie znam, choć obił mi się o uszy. może to zmienię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko jeśli jesteś z tych wrażliwszych, to może dawkuj go ostrożnie, żebym Cię potem nie miała na sumieniu, jak się za bardzo wystraszysz :)

      Usuń
  3. Oglądałam kilka lat temu, a teraz oglądam ponownie - w ramach uaktualniania męża, który jeszcze nie widział tylu klasyków... :P I powiem, że za drugim razem ogląda się równie dobrze, choć nie będzie już wielkich niespodzianek, to muzyka, atmosfera i niektóre z postaci wystarczą w zupełności :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, ja po ponad 20 latach miałam kilka niespodzianek (głównie w drugiej części drugiego sezonu, bo przyznam się, że paru rzeczy w ogóle nie pamiętałam) :) Ale ogólnie i tak oglądałam to dla atmosfery właśnie, bo gdybym miała go określić jednym jedynym słowem, to byłoby to "nastrojowy" :)

      Usuń
  4. Nie miałam okazji obejrzeć serialu, ale postaram się to nadrobić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie polecam! Tzn pod warunkiem, że lubi się takie klimaty, bo tak jak pisałam, dla niektórych to tzw. przerost formy nad treścią :)

      Usuń
  5. Nie znam tego serialu ale czuje się zachęcona

    OdpowiedzUsuń
  6. Miałam chyba 5 albo 6 lat, kiedy leciał w telewizji, usłyszałam muzykę i się przeraziłam. Do dzisiaj się go boję i nigdy nie oglądałam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, ja byłam trochę starsza i chyba siłą nie dałabym się odciągnąć od telewizora, chociaż bałam się strasznie :) Przyznam się, że nawet teraz starałam się te mocniejsze odcinki oglądać raczej w ciągu dnia, kiedy było jasno za oknem :D

      Usuń
  7. Tez mam bardzo duży sentyment do tego serialu.. ale chyba balabym się obejrzec go znowu, nie wiem czy przetrwałby probe czasu.

    Z serialowych wątków ostatnio obejrzanym absolutnie najlepszy serial "The Wire" - jest oczywiście bardzo inny niż Twin Peaks - jedno co maja wspólnego to ze oba są arcydziełami w swoim gatunku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się tego obawiałam, ale od pewnego czasu tak mnie do niego ciągnęło, że nie wytrzymałam i powiem Ci, że moim zdaniem przetrwał :) Oczywiście jest wiele scen całkiem zbędnych, na upartego znalazłabym całe wątki do wycięcia, kilka postaci dziś wydaje się niemal archaiczne, ale ogólnie moim zdaniem te minione lata właściwie samemu serialowi w ogóle nie zaszkodziły :)

      A do The Wire przymierzałam się kilkakrotnie, ale do tej pory jakoś mi nie wyszło - może teraz się uda :)

      Usuń
  8. Uwielbiam ten serial:) jak byłam mała leciał na dwójce,mój tata go oglądał,a ja się go po prostu bałam:) w zeszłym roku Obejrzałam go od deski do deski raz jeszcze,fenomenalny:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Nie wiem czemu, ale za każdym razem, kiedy ktoś ogląda to współcześnie i mówi, że mu się podobało, to cieszę się zupełnie jakbym sama go stworzyła :)) Tak jak napisała Pastereczka poniżej, dla mojego pokolenia to jest kultowy obraz, więc fajnie jest wiedzieć, że teraz też można go określić jako "fenomenalny" :)

      Usuń
  9. Przypominają mi się dawne czasy.... Czym był ten serial w tamtych latach to wiedza tylko...., no jakby to powiedzieć, starsi? :P Super sentyment mam do niego z wielu względów

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie - to był taki przełom, że chyba tylko pokolenie, które na nim "wyrosło", jest w stanie to zrozumieć :)

      Wśród moich znajomych chyba nie było osoby, która by tego nie oglądała z wypiekami na twarzy i wszyscy spekulowaliśmy, kto zabił Laurę :)

      Usuń
    2. My też o tym rozmawialiśmy ( i to face to face nie face-book) ;)
      Ne umiem powiedzieć czy sama muzyka byłaby tak przejmująca bo dla mnie to już komplet, nie umiem jej sobie wyobrazić w oderwaniu od obrazów:)

      Usuń
    3. Oj tak, wtedy przecież nie było innej opcji, jak tylko siedzieć przed tv o określonej porze - wiadomo było, że wszyscy to oglądają w tym samym czasie i następnego dnia będzie można komentować kolejny odcinek :)

      A soundtrack z tego był chyba moim pierwszym "kultowym" sountrackiem - nawet nie wiem, czy do dziś gdzieś nie mam tej kasety :D
      Boże, jestem dinozaurem :))

      Usuń
    4. Zawsze to jakieś pocieszenie, że nie jestem sama :) może utworzę jakąś grupę wsparcia dla "pokolenia Twin Peaks" :)

      Usuń
  10. Twin Peaks to jeden z kultowych seriali, mam do niego ogromny sentyment i nie wykluczam powtórki :)
    Narobiłaś mi ochoty po takim wprowadzeniu :D i pamiętam jak z wypiekami na twarzy czekałam na dzień emisji :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli dokładnie tak jak ja :) Przyznam się, że obawiałam się tego powrotu po latach, ale po pierwszym odcinku wiedziałam, że już się nie oderwę do samego końca :)

      Usuń
  11. Świetny serial, który nigdy się nie znudzi. Jak zresztą wszystkie filmy Lyncha, którego ubóstwiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja co prawda nie wiem, czy mogę powiedzieć. że "ubóstwiam" Lyncha, ale z pewnością wiele jego filmów głęboko zapadło mi w pamięć, a ich estetyka bardzo do mnie przemawia (chociaż totalnie przeraża mnie "Zagubiona autostrada" i "Mulholland Drive"). Ale z pewnością jest to reżyser, który mnie przyciąga :)

      Usuń
  12. Świetny, klimatyczny serial. Kiedyś nie skończyłam go oglądać i nie wiedziałam kto ją zabił :/ Sporo skandynawskich seriali kryminalnych przypomina TP np The Killing - też szukają mordercy nastolatki.
    Od TP wolałam Przystanek Alaska i Archiwum X. A pamiętasz serial Robin Hood? Dzisiaj trąci myszą, ale kiedyś tylko on leciał w tv i wszystkie dzieciaki to oglądały.
    Dynastia i Moda na sukces to byly obrazki dla starych ciotek, strasznie nie lubiłam.
    Za to dzisiaj jest tyle świetnych seriali, że nie ma czasu, aby wszystkie śledzić :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach Przystanek Alaska ♥ Twin Peaks też uwielbiam (mam całość na dvd). Archiwum X ale tylko te pierwsze sezony. I jeszcze serial Na Południe (przecudnej urody wilczek Difenbaker i słodziutki Paul Gross), Buffy (James Marsters ♥), Anioł Ciemności i jeszcze kilka innych które uwielbiałam do tego stopnia że pościągałam i mam na płytkach :)

      Usuń
    2. The Killing znam, ale przyznam się, że utknęłam na pierwszym sezonie - jest dobry, ale żadna z postaci nie wzbudziła mojej sympatii i chyba dlatego go porzuciłam. Za to gorąco polecam brytyjski Broadchurch z Davidem Tennantem - świetny i trzymający w napięciu do samego końca!
      Przyst. Alaska też uwielbiałam, chciałam być jak Chris o poranku, lub ewent. Maggie :) cudowny serial :) X Files oczywiście też, bałam się, ale fascynacja była mocniejsza, no i uważam, że duet Mulder-Scully położył podwaliny pod większoś późniejszych kryminalnych par.
      No a Robin of Sherwood to kawał mojego dzieciństwa i nie zgadzam się, że trąci myszką - wręcz przeciwnie - dla mnie to jedyna adaptacja, ktora miała w sobie magię - do dziś pamiętam niektóre sceny,choć minęło tyle lat...no i muzyka Clannad - tak jak przy Twin Peaks obraz i dźwięk idealnie się dopełniały...

      Usuń
    3. @tova Widzę, że nie tylko ja lubiłam Spike'a :) Angel był fajny, ale czasem denerwowało mnie to jego "umęczenie" :)
      A serialu "na południe" nie kojarzę, co jest o tyle dziwne, że ja właściwie oglądałam (lub przynajmniej znałam ze slyszenia) prawie wszystkie seriale, idę sprawdzić, co to było :)

      Usuń
    4. Angel taki nico nudny był, nie uważasz? Za to aktora bardzo lubię, ale teraz, nieco starszego - W kościach :)
      Jakie Spike miał ciałko, wrrr! :)

      Usuń
    5. To poszukaj jeszcze serialu który przez chwilę leciał w Polsce. O wampirach i różnych klanach wampirów m.in. Nosferatu. Tytułu nie mogę sobie przypomnieć :(
      U nas nie zdobył popularności, więc kolejne odcinki oglądałam na niemieckich kanałach.

      Usuń
    6. Wampir - Maskarada! Świetny serial, btw, a przerwali go, bo aktor grający główną rolę zginął w wypadku motocyklowym, z tego co pamiętam...

      Usuń
    7. Oj Angel to niestety już były popłuczyny po Buffy (albo ja się zrobiłam za stara :PP), natomiast zgadzam się w zupełności, że D.Boreanaz się wyrobił przez lata i teraz wygląda w końcu jak należy :) A Spike z kolei kiedyś wyglądał fajnie, a teraz trochę sflaczał (zabawne było, że pojawił się jako mąż Charismy Carpenter, czyli Cordelii w jednym odcinku "Supernatural" :))
      A o wampirach jeszcze kiedyś był całkiem przyjemny "Moonlight", ale zdjęli go po 1 sezonie :(

      Usuń
    8. Właściwie to Wampir-Maskarada to chyba była nazwa gry, na podstawie której powstał serial, bo teraz spojrzałam, że on się nazywał "Kindred: The Embraced", ale to chyba o to chodziło :)

      Usuń
    9. Tak o to. Yyyy to dlatego nie mogę znaleźć więcej odcinków. A widziałaś J.M. w filmie (całkiem niezłym zresztą, chociaż książka lepsza) Ps. Kocham cię?

      Usuń
    10. Widziałam, ale przyznam się, że w tym filmie skupiałam się raczej na G.Butlerze, więc Spike'a pamiętam jak przez mgłę :)

      Usuń
  13. No nie ma zmiłuj, muszę to znowu obejrzeć! Może tym razem ambitniej, czyli z angielskimi napisami :)
    W młodości odliczałam dni, a potem godziny do kolejnego odcinka... Straszliwie kochałam się w Jamesie i nie mogłam pojąć gustu koleżanki, której podobał się Leo :D
    (z innej beczki - wpadł w moje chciwe ręce breloczek do kluczy Tardis. I kubek :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, zazdroszczę breloczka i kubka - po każdym nowym odcinku jeszcze bardziej :) może też kiedyś zdobędę jakiś doktorowy gadżet :)
      Co do sympatii z TP to powiem Ci, że niestety ale po latach James moim zdaniem jest jednym z najsłabszych elementów tego serialu i po nim chyba najbardziej widać upływ czasu (w sensie po stylu gry, lub jego braku :)) chociaż wtedy wydawał się taki cool, z tym swoim motorem i skórzaną kurtką, więc poniekąd rozumiem fascynację :) ja od pierwszego momentu miałam słabość do agenta Coopera i to mi zostało do dziś - pamiętam, że nie mogłam odżałować, że rodzice nie nazwali mnie Audrey (od Audrey Horne oczywiście, bo wtedy chyba jeszcze nie znałam A.Hepburn).
      Z ciekawostek "około twinpeaksowych" mogę jeszcze dodać, że moje trzecie imię to.... Laura :))

      Usuń
    2. No jakoś nie wątpię, że tym razem James mnie nie powali :) ale i tak muszę obejrzeć, przecież ostatnio oglądałam to z lektorem, a obecnie nie trawię lektorów!
      Broadchurch też mam na liście, tylko kiedy, no kiedy?!?

      Usuń
    3. Nie chciałabym urazić Twoich młodzieńczych uczuć, ale scena, w której on śpiewa razem z Donną i Maddie i która chyba miała być w zamyśle romantyczna, wywołała u mnie ostatnio paroksyzmy śmiechu - nie wiem, jak mogli zrobić chłopakowi taką krzywdę :)
      W takim razie życzę Ci trochę wolnego, bo Broadchurch to jest totalny "must see", że tak pięknie zangielszczę :)

      Usuń
  14. uwielbiam ten serial. Najlepszy jaki oglądałem. Dla mnie jedną z ważniejszych spraw w filmach jest muzyka. Tu jest genialna, zresztą jak wszystko w tej produkcji. Teraz leci na CBS action. Jest co wspominać.

    OdpowiedzUsuń
  15. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  16. Cytat "sowy nie są tym czym się wydają" trochę skojarzył mi się z grupą bilderberg. Grupa Bilderberg to jedna z najbardziej tajemniczych organizacji, na sabatach okulcystycznych bilderbergowie modlą sie do sowy.

    OdpowiedzUsuń
  17. Sowa bywa nazywana Orłem Nocy. Ma niezwykle dobry wzrok, który umożliwia jej widzenie w ciemności. Jest aktywna o zmierzchu i nocą. Większości ludzi noc i ciemność kojarzy się z czymś niebezpiecznym, nieznanym, wzbudza strach. Sowa żyje w tej domenie - to jej świat, w którym jest władczynią i który przemierza bez lęku (jak orzeł dzień). Gdy poluje często stosuje "lot patrolowy" - stąd skojarzenie z patrolowaniem swoich włości.
    Zdolność sowy do widzenia tego co dla innych jest ukryte w mroku sprawiła, że stała się symbolem jasnowidzenia i wiedzy, mądrości pochodzącej z odkrywania nieznanego. Bywa również uważana za symbol naszej nieświadomości. Osoby obdarzone mocą sowy mogą charakteryzować się łatwością w odkrywaniu tego, co jest schowane w ich własnym wnętrzu oraz we wnętrzu innych ludzi. Mogą mieć przenikliwe, intensywne spojrzenie, które często wzbudza w innych niepokój.
    Jest symbolem magii i często bywa kojarzona z kobiecym archetypem czarownicy-wiedźmy.
    Sowa porusza się bezszelestnie, ma ostry dziób i pazury. Gdy poluje, robi to precyzyjnie i cicho - ofiara ginie często nawet nie wiedząc, co ją pożarło. Dzięki wyostrzonym zmysłom, szczególnie wzroku i zapachu, może wyczuć swoją kolację, nawet jeśli jest ona schowana w trawie czy śniegu.

    OdpowiedzUsuń
  18. Sowa jest magią lasu,
    Oczami nocy...
    Gwiazdy w jej oczach płoną
    I srebrzysty Księżyc
    broczy.
    Sowa jest przewodnikiem,
    Przewodnikiem po mrocznym
    borze.
    Zaprowadzi Cię tam,
    Gdzie świetliki trwają
    W swym odwiecznym tańcu
    I nic ich nie zmorze...
    Przez uroczyska i cmentarze zwierząt,
    Pełne zmurszałych kości,
    Sowa zawiedzie Cię tam,
    Gdzie prastara Natura gości!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz - jest mi bardzo miło, że do mnie zajrzałeś :)

Ale uprzedzam, że uwagi typu "super, obserwujemy?" lub "zapraszam do siebie", w moim przypadku odnoszą odwrotny skutek.

Ogólnie zaglądam do wszystkich, którzy pozostawiają po sobie jakiś ślad, a jak mi się spodoba, to nie trzeba mnie zachęcać do obserwowania :)

Follow on Bloglovin
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...