sobota, 4 sierpnia 2012

Bitwa na coaty, czyli Seche Vite vs Good to Go.

Jakiś czas temu obiecałam, że postaram się przygotować post porównujący dwa bardzo popularne wśród blogerek topcoaty, a mianowicie Seche Vite oraz Essie Good to Go. 

Niniejszym wywiązuję się z obietnicy :) 


Na początek muszę powiedzieć, że odkąd w ogóle odkryłam istnienie takiego kosmetyku, jak top coat, nie wyobrażam sobie bez niego życia, a konkretnie manicure (ani pedicure, gwoli ścisłości) - używam ich ZAWSZE i bez nich pod ręką po prostu chyba w ogóle nie malowałabym paznokci :)

Swoją przygodę z topcoatami zaczęłam od Seche Vite, ponieważ to on zbierał najwięcej pochwał w wirtualnym świecie, a o Essie wówczas mało kto słyszał. W chwili obecnej mam już chyba trzecie albo czwarte opakowanie, więc coś tam mogę na jego temat powiedzieć :) 

Poniżej możecie zobaczyć jak wygląda Seche Vite po kilku miesiącach naprawdę intensywnego eksploatowania (mam pomalowane paznokcie właściwie zawsze, na ogół lakier trzyma mi się kilka dni, więc można przyjąć, że średnio robię manicure co jakieś 4 dni) - jak widać dojechałam mniej więcej do połowy. 

I tu zaczyna się właśnie klops, czyli zasadniczy minus pana SV. Otóż właśnie po zużyciu m/w połowy specyfiku, gęstnieje on tak bardzo, że uniemożliwia właściwie dalszą współpracę i nadaje się do kosza, chyba że zdecydujemy się na zakup specjalnych kropelek Seche Restore, które podobno są w pełni kompatybilne ze swoim kolegą i pomagają przywrócić mu właściwą konsystencję. Ponieważ jednak kosztują one tyle samo, albo więcej co nowy produkt, ja póki co wybrałam rozwiązanie pt. "kupuję kolejny, a potem zobaczę". 



W międzyczasie znalazłam na innych blogach podpowiedź, która wydaje mi się na tyle cenna, że warto ją puścić w obieg :) A mianowicie, podobno niezłym sposobem na przedłużenie trwałości naszego utwardzacza jest kupno takiego oto zestawu, czyli opakowania normalnej wielkości (14 ml) w komplecie z miniaturką.  I wtedy używamy sobie radośnie tego maleństwa, a kiedy już się nam skończy (i nie zdąży zgęstnieć), uzupełniamy buteleczkę i tak aż do końca. 

Mam nadzieję, że ten sposób pozwoli mi rozwiązać główną (dla mnie) wadę Seche Vite, czyli właśnie jego trwałość.


Tu widać, że mała buteleczka to 3,6 ml. Jest poręczna i można ją zabrać ze sobą nawet na krótki wyjazd :) 


Co do pozostałych cech, to moja subiektywna opinia jest następująca:

WADY: 

- wspomniana trwałość produktu - zobaczymy, czy jest to do "obejścia"

- straszny, chemiczny zapach rozpuszczalnika. Oczywiście można się do niego przyzwyczaić, tzn pod warunkiem, że robimy manicure przy otwartym na oścież oknie, ale za każdym razem jestem mocno przerażona co musi być tam w środku, skoro to aż tak śmierdzi...

- niezbyt przyjazny skład. Zainteresowanych odsyłam do googla, bo powiem szczerze, że osobiście wolę nie znać wszystkich szczegółów - bo i tak wiem, że coś MUSZĘ nakładać na paznokcie. Staram się jednak w miarę możliwości unikać kontaktu SV ze skórą. 

- "zżera" lakier - to jest coś, co stanowi dla mnie zagadkę, zwłaszcza, że część użytkowniczek pisze, że u nich nic takiego się nie dzieje. No więc u mnie niestety się dzieje, bez względu na to, jakim systemem nakładam topcoat. Na ogół dotyczy to samych końcówek i oczywiście próbuję z tym walczyć w ten sposób, że poza samą płytką, maluję również brzeg paznokcia lakierem (i czasem nawet spód), ale jeszcze nie udało mi się tego "przeskoczyć".

- ostatnia wada będzie trochę naciągana, ponieważ nie dotyczy wszystkich lakierów - nie wiem czemu, ale  Seche Vite jakby trochę "wyżera" niektóre lakiery, a konkretnie zmienia ich odcień. Spotkałam się z tym zwłaszcza przy koralowych Essie - nie pamiętam dokładnie czy był to California Coral czy też  Carousel Coral, ale z całą pewnością lakier właściwy wyglądał ZUPEŁNIE inaczej przed nałożeniem SV - potem po prostu zmienił mu się kolor (niestety na gorsze). To samo miałam przy Tart Deco.

ZALETY:

- fantastycznie przedłuża trwałość lakierów. WSZYSTKICH bez wyjątku! Na moich paznokciach zestaw: baza + dwie warstwy lakieru + topcoat wytrzymują bez problemów co najmniej cztery dni, potem zaczynają się ścierać na końcach, ale nie odpryskują, więc na dobrą sprawę nawet po takim czasie nadal wyglądają w miarę przyzwoicie. 

- pokrywa paznokcie taką jakby żelową warstwą, która sprawia, że wyglądają one na naprawdę zadbane i bardzo estetyczne. 

- pięknie nabłyszcza

- jest stosunkowo niedrogi. Oczywiście wiem, że dla niektórych trzydzieści złotych to nie jest mało, ale jak wspominałam, to są MOJE subiektywne opinie, więc uważam, że jak na to, co robi z paznokciami, to jego cena jest naprawdę ok. 
Specjalnie sprawdziłam i ostatnio za podwójny zestaw widoczny powyżej (mały + duży) zapłaciłam 26 zł + koszt przesyłki. 

Podsumowując, mimo kilku dość istotnych minusów, pozostaję fanką Seche Vite.

A teraz jego konkurent, czyli Essie Good to Go! 

Przede wszystkim uprzedzam, że różnica w cenie jest i to odczuwalna. Essie bowiem kosztuje dobrze ponad 40 zł. Udało mi się ją wprawdzie znaleźć za 35 zł + koszt przesyłki, ale jeśli dla kogoś SV jest drogi, to niestety Essie odpadnie w przedbiegach. 

Jednak lojalnie informuję, że cała reszta to nadrabia :) Przede wszystkim nie zauważyłam tego denerwującego "ściągania" lakieru, jak przy SV, coat ładnie i równomiernie się rozprowadza i przepięknie nabłyszcza płytkę. 
Nie zmienia koloru lakierów (będę to jeszcze sprawdzać, ale do tej pory mogę powiedzieć, że po kilku użyciach jeszcze nie zauważyłam takich problemów).
Zapach też zdecydowanie jest dodatkowym plusem dla Essie, ponieważ chociaż oczywiście nie powala na kolana, to nie jest aż tak drażniący i chemiczny jak jej konkurenta.


A jednak mimo tych wszystkich pozytywów, nie mogę powiedzieć, że jest to produkt idealny.

Dlaczego?

Otóż oczywiście również przedłuża ona trwałość lakieru na moich paznokciach, ale jest to zdecydowanie mniej spektakularny efekt aniżeli przy Seche Vite i niestety po jakichś trzech dniach zauważyłam, że lakier zaczyna odpryskiwać, czego ja osobiście nie znoszę. Nie wiem, czy będzie się tak dziać za każdym razem i zamierzam to sprawdzać, ale na razie dwa albo trzy razy miałam już ten problem, więc jak widzicie, powoli staje się to już niekomfortową regułą. 

Dlatego osobiście przyznam się, że nie potrafię obiektywnie wybrać pomiędzy tymi dwoma specyfikami. Każdy z nich ma mnóstwo zalet, ale też zasadnicze ( i niemałe) wady, które sprawiają, że choć oba naprawdę bardzo ułatwiają zrobienie ładnego i udanego manicure, to jednak pozostawiają miejsce na co najmniej jedno "ale".



Pojemność Essie to 15 ml i jeszcze nie wiem, jak z trwałością, ale wydaje mi się, że nigdzie nie czytałam o takich problemach z gęstnieniem produktu jak przy SV. Wręcz przeciwnie - spotkałam się z opiniami, że Essie dopiero po długim, długim użytkowaniu zaczyna sprawiać pewne problemy.



Nie wiem, czy tym postem pomogę komuś w dokonaniu wyboru, ale napiszcie czy i jakie macie doświadczenia z tymi topcoatami. A może znacie i polecacie coś całkiem innego? 

16 komentarzy:

  1. sama właśnie dumam, który kupić, może to mi trochę pomoże :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że jednak minimalnie wygrywa SV, pod warunkiem, że nie ma się bardzo wrażliwego nosa, bo wtedy można zwariować przy nakładaniu :)

      Usuń
  2. akcja-rekacja ;) dziękować! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, widzisz jaka jestem szybka :) Proszę bardzo, może się przyda - daj znać przy okazji, jak się na któryś zdecydujesz :)

      Usuń
  3. A ja właśnie miałam w planach taki post :(
    I w tym celu nawet Essiaka zakupiłam. Od siebie dodam, że Seche wysycha dużo szybciej. Najlepiej to widać przy zdobieniach - 4 warstwy z SV wysychają (tzn. nie odbija się na paznokciu palec, niemniej paznokieć zrobi rowek)7 minut, Essiak dopiero 12.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym jeszcze teraz dodała coś, na co zwróciła uwagę chyba nissiax, a mianowicie, że Seche bardziej i dłużej się błyszczy, a Essie po jakimś czasie się trochę jakby "wyciera".

      Usuń
  4. strasznie mnie kusi jakiś coat, bo niestety lakier trzyma mi się jakieś 24 godziny bez niczego ;) może właśnie SV?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, zdecydowanie polecam któryś z nich - sama zobaczysz jak posiadanie (i używanie oczywiście :)) top coata zmieni Twój manicure :) Powiem szczerze, że gdybym miała teraz tak z ręką na sercu wybrać jeden z nich, to byłby to chyba jednak Seche Vite :) Mimo wszystko...

      Usuń
  5. Długo zastanawiałam się nad Essie i kupiłam tańszą alternatywę Essence - jak się nie sprawdzi to kupię Essie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znam tego Essence, ale ich lakiery nie są zbyt trwałe, więc obawiałabym się, że to samo może się odnosić do top coata. Ciekawa jestem, czy się sprawdzi u Ciebie.

      Usuń
    2. Kochana to co tanie to drogie – totalny bubel. Pozdrawiam

      Usuń
  6. Muszę wypróbować któryś z nich ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z całą pewnością polecam któryś z nich - obecnie naprawdę nie wyobrażam sobie udanego manicure bez top coata :)

      Usuń
  7. Essie jest u mnie na liście :)

    OdpowiedzUsuń
  8. i kupiłam :) tzn kliknelam, bo w Sp nie bylo:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja chwilowo właśnie przerzuciłam się na Essie, zwłaszcza że latem często maluję paznokcie na różne odcienie koralu, a tak jak pisałam w recenzji, SV potrafi perfidnie zmienić kolor lakieru.

      Usuń

Dziękuję za każdy komentarz - jest mi bardzo miło, że do mnie zajrzałeś :)

Ale uprzedzam, że uwagi typu "super, obserwujemy?" lub "zapraszam do siebie", w moim przypadku odnoszą odwrotny skutek.

Ogólnie zaglądam do wszystkich, którzy pozostawiają po sobie jakiś ślad, a jak mi się spodoba, to nie trzeba mnie zachęcać do obserwowania :)

Follow on Bloglovin
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...