niedziela, 25 września 2016

#LIFESTYLE Jestem ambiwertykiem, a ty?

Jakiś czas temu natknęłam się gdzieś w sieci na post dziewczyny, która opisywała swoje blogerskie doświadczenia z punktu widzenia introwertyka. Wspominała tam m.in., że dużo czasu zajęło jej nauczenie się, że nie ma nic złego w tym, że czasem czuje się przytłoczona, że lubi blogować, ale nie lubi takiego odgórnego przymusu "przynależenia" do jakiejś grupy oraz że często woli nie myśleć za dużo o tym, ile osób ją czyta. Przyznaję, że w niektórych punktach mocno się z autorką identyfikowałam (np nie znoszę się "integrować" na siłę i od samego początku mojego blogowania omijam szerokim łukiem wszelkie sieciowe spędy), w innych nasze podejścia nieco się rozjeżdżały, ale ogólnie sam temat utkwił mi w głowie. 

Nieco później podczas rozmowy z kimś nowo poznanym nt naszych cech charakteru, zeszliśmy na słynny podział intro - ektrawertycy. Kiedy powiedziałam, że szalenie cieszę się, że w końcu oficjalnie zdecydowano się do tego dorzucić trzecią kategorię - ambiwertyków, mój rozmówca zrobił wielkie oczy. Okazało się, że nie ma on pojęcia o dość modnym ostatnio pojęciu (tak mi się przynajmniej wydaje, oceniając według poświęconych temu zagadnieniu artykułów i testów, na które natykam się dosłownie WSZĘDZIE). 

Ambiwertyk - któż to taki? 

Najprościej mówiąc ambiwertyk to ktoś, kogo do tej pory można było opisać jako "ekstrawertycznego introwertyka" lub "introwertycznego ekstrawertyka" :) Innymi słowy - ktoś "pomiędzy". Przyznam się, że całe swoje życie borykałam się z tym, że nie pasuję za bardzo do żadnej z typowych kategorii, bo niby lubię ludzi, nie mam najmniejszych problemów z poznawaniem nowych osób i na ogół jestem uznawana za raczej towarzyską, ale jednocześnie mam ogromną wewnętrzną potrzebę samotności (bez tego czuję, że moja psychiczna równowaga jest zaburzona) i z reguły zamiast głośnej imprezy, wybieram spokojny wieczór w domu. Miewam też okresy prawie całkowitej izolacji, kiedy właściwie każde towarzystwo poza moim własnym doprowadza mnie do szału - wówczas nie ma szansy, żebym dała się gdziekolwiek wyciągnąć. Jednak po takiej dobrowolnej alienacji, sama chętnie wracam "do ludzi", już z naładowanymi bateriami. 

Kiedyś, kiedy byłam dużo młodsza i o wiele bardziej zależało mi na tym, żeby w miarę możliwości, lubili mnie wszyscy (jeszcze nie wiedziałam, że to jest po prostu nierealne), walczyłam ze sobą i wolałam zrobić coś na siłę i wbrew sobie niż narazić się na zarzucenie mi, że jestem odludkiem. Dopiero kiedy nauczyłam się akceptować siebie, zauważyłam, że jestem po pierwsze o wiele bardziej zadowolona z życia (bo nie mam poczucia, że ktoś/ja sama mnie do czegokolwiek zmusza), nie spinam się przy nowo poznawanych osobach (bo nie czuję, że muszę udawać kogoś, kim nie jestem), a co za tym idzie - jestem odbierana jako ktoś otwarty i wyluzowany. Czyli same plusy :)

Wiem, że blogosfera to idealne miejsce dla intro- oraz ambiwertyków, bo ekstrawertycy wszędzie z reguły radzą sobie nieźle (chociaż tak naprawdę dość łatwo można po stylu bloga określić charakter blogera - ponieważ pisanie, pełniące dla wielu osób funkcję terapeutyczną, często jest jedną z ulubionych aktywności osób nieco bardziej "wycofanych" towarzysko, które dobrze czują się w zaciszu swoich czterech ścian i same lubią decydować o tym, czym chcą się podzielić z innymi (oraz kiedy i w jakiej formie), wpisy introwertyków są siłą rzeczy bardziej "opisowe", z większą liczbą przemyśleń, natomiast u ekstrawertyków będą królować zdjęcia i krótkie teksty). I tu jedna dodatkowa uwaga - wiem, że często automatycznie introwertyk uznawany jest za nieśmiałego, ale to absolutnie nie jest reguła - introwertyk po prostu jest kimś, kto ładuje baterie w samotności, przygotowując się do starcia ze światem zewnętrznym, podczas gdy ekstrawertyk "pobiera" energię od innych. A ambiwertyk jest po prostu gdzieś po środku :)

Dla osób, które chcą sobie poczytać nieco więcej na temat typów osobowości, wrzucam link do artykułu: 

A TU macie test na ambiwersję, autorstwa Daniela H. Pinka:

A Wy kim jesteście?

EDIT: Już po opublikowaniu tego posta, przyszła mi do głowy jeszcze jedna rzecz - wiele się mówi o korzyściach, jakie przynosi wychodzenie poza swoją tzw. strefę komfortu, przełamywanie swoich granic etc. I owszem, czasem tak jest, że możemy znaleźć coś (lub kogoś) fascynującego w totalnie nieoczekiwanym i nieoczywistym dla nas miejscu, ale moim zdaniem najważniejsze jest, żeby nie popaść w przesadę. Bo jeśli ktoś dosłownie "odchorowuje" każdą taką wycieczkę poza swoją strefę komfortu i jest to dla niego mordęga, to trzeba sobie zadać pytanie, czy faktycznie gra jest warta świeczki. Co o tym myślicie - uważacie, że lepiej jest się do czegoś zmusić, bo "a nuż" wyjdzie z tego coś fajnego, czy też wolicie to, co znane i sprawdzone? 

6 komentarzy:

  1. huh, do tej pory myślałam o sobie jako introwertycznym ekstrawertyku. podobnie jak Ty, lubię towarzystwo, ale często mam potrzebę naładowania baterii w samotności. ha! jestem ambi :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj w klubie, jest nas całkiem sporo - podobno większość populacji to ambiwertycy, więc rządzimy :)

      Usuń
  2. Tak, tak. Też jestem tym stadium przejściowym (z przechylem w stronę intro). Najlepiej czuję się we własnym towarzystwie, ewentualnie kilku osób które dobrze znam, a wszystkie spędy z dużą ilością obcych to jednak dla mnie koszmar. Tak więc witaj w klubie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ambiwertycy są fajni - jak widać :) Mnie czasem strasznie ciągnie do ludzi, ale dość szybko mi to mija i po kilku chwilach w tłumie mam chęć wymordować połowę osób, żeby się zrobiło luźniej :P

      Usuń

Dziękuję za każdy komentarz - jest mi bardzo miło, że do mnie zajrzałeś :)

Ale uprzedzam, że uwagi typu "super, obserwujemy?" lub "zapraszam do siebie", w moim przypadku odnoszą odwrotny skutek.

Ogólnie zaglądam do wszystkich, którzy pozostawiają po sobie jakiś ślad, a jak mi się spodoba, to nie trzeba mnie zachęcać do obserwowania :)

Follow on Bloglovin
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...