sobota, 7 września 2013

If I was a working girl...

Nowy miesiąc, nowy post - jak widać, jestem najlepszą blogerką, jeśli chodzi o systematyczność :) 

Ale cóż, bywa i tak... 

Dziś podzielę się z Wami moimi przemyśleniami, które od dłuższego już czasu odciągają mnie konsekwentnie od blogosfery (generalnie niektórzy nazywają to po prostu "życiem", ale już nie bądźmy czepialscy :))

Jak część z Was zapewne wie (a jeśli nie, to się właśnie dowie), od dobrych kilku miesięcy intensywnie szukam pracy, albowiem gdzieś tam w międzyczasie posypało mi się życie zawodowe. 

No i co? No i klops. Bo, jak się okazuje, człowiek chcący się gdzieś zatrudnić, najlepiej na etacie, najlepiej za pieniądze umożliwiające mu w miarę bezstresowe przeżycie od 1 do 30 (a czasem i do 31) dnia danego miesiąca, a do tego jeszcze posiadający jakieś życie poza pracą (uuu, to już w ogóle zaczyna się ocierać o s-f), urasta obecnie do rangi DZIWADŁA...
No bo jakże to tak - robić coś względnie ciekawego (w czym nie-daj-Boże jeszcze się możemy jakoś intelektualnie wyżyć i zrealizować), dostawać za to pieniądze i jeszcze oczekiwać czasu wolnego? I UMOWY???!!!!!

Takie oto są właśnie moje, dość niewesołe, przemyślenia, oparte rzecz jasna na moim osobistym kilkumiesięcznym doświadczeniu człowieka bezrobotnego. 

W punktach wyglądałoby to jakoś tak:
1.  Urząd pracy to dla mnie zagadka i gwarancja nieustannego zadziwienia - generalnie jeśli życie zaczyna mi się wydawać zbyt nudne i przewidywalne, wystarczy że przypomnę sobie moje (lub cudze) przejścia z tym oto przybytkiem i od razu wszystko staje się bardziej absurdalne i kolorowe :) Plusem jest ubezpieczenie zdrowotne i właściwie to chyba tyle, więcej mi nie przychodzi do głowy, a minusy chyba znamy wszyscy :)

2. Nasz rodzimy rynek to w chwili obecnej kpina - pracodawcy doskonale wiedzą, że mogą sobie pozwolić naprawdę na dużo i bez żadnych oporów z tego korzystają. 

Ogłoszenia, w których lista wymagań jest dłuższa niż zestawienie wszystkich moich znajomych i znajomych znajomych z facebooka, a oferowane warunki można streścić jako "minimalne bazowe wynagrodzenie plus spora prowizja, która już po niedługim czasie umożliwi Ci życie w dobrobycie (*to ja poproszę definicję "dobrobytu", bo chyba korzystamy z innych słowników) i pozwoli Ci wykazać się przebojowością i umiejętnościami negocjacyjnymi", są na porządku dziennym;

- podobnie jak tzw. "zlecenia testowe", nad którymi ślęczymy kilka dni, aby potem, z worami pod oczami na pół kilometra dowiedzieć się w mailu, że "niestety w chwili obecnej nie zdecydujemy się na podjęcie współpracy, ale Twoje zgłoszenie zostało wpisane do naszej bazy danych" (czytaj: "Sprzedaliśmy właśnie Twoje wypociny naszemu klientowi za niezłą kasę, ale Ty - drogi jeleniu - i tak nie dostaniesz z tego złamanego grosza").

Owszem, zdaję sobie sprawę z tego, że ten medal ma też pewnie i drugą stronę, ale tak się złożyło, że ja jestem właśnie po tej i zdarzają się momenty (nie ukrywam, że ostatnio coraz częściej), kiedy mam chęć wyrwać sobie z głowy te włosy, które mi jeszcze na niej zostały. Albo usiąść w kąciku i wyć do księżyca (w dowolnej fazie). Powstrzymuje mnie jedynie myśl, że jak już zacznę, to pewnie niełatwo będzie mi skończyć :) 

Cóż, skończyłam właśnie świetne szkolenie, po którym miałam chęć rozpocząć własną działalność i przenosić góry i po jakichś dwóch dniach tej euforii zostałam brutalnie sprowadzona na ziemię, bo niestety w naszych warunkach zmiana branży (bez mocnych "pleców" oczywiście) graniczy z cudem. Bez praktycznego doświadczenia nie mam szans na przedarcie się do nowego środowiska, a doświadczenia nie zdobędę, bo nie mam jak ani gdzie - ot, takie zamknięte magiczne koło. 

Tak więc moi mili, nikomu nie życzę znalezienia się na tej ścieżce, bo jak widać, jest ona cholernie wyboista i mało komfortowa. Choć ciągle nie tracę nadziei, że gdzieś czeka na mnie ta jedna, świetna praca (co prawda nie możemy jeszcze na siebie trafić w tym gąszczu śmieci), a jak już ją znajdę, to wtedy dopiero nie nadążycie z czytaniem nowych postów :D 

PS Oczywiście jeśli ktoś dziwnym trafem potrzebowałby PRowca/redaktora/dziennikarza/początkującego webmastera/ diabli wiedzą kogo jeszcze, to polecam się gorąco :) 



Wasza wyjątkowo zgryźliwa dziś J.

Aha, ten post w zasadzie powstał głównie po to, żeby pokazać, że żyję i nie wypięłam się na Was tak całkiem (tylko troszeczkę :)) i że jeśli macie pracę, to się nią cieszcie, bo niektórzy (vide autorka) też by tak chcieli :P
I wiem oczywiście, że trzymacie za mnie kciuki i bardzo Was za to lubię :) Mam nadzieję, że Wam nie odpadną od tego trzymania, bo to może jeszcze chwilę potrwać :D

23 komentarze:

  1. trzymam mocno kciuki, żebyś w końcu trafiła na pracę marzeń :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :* Oby jak najszybciej, bo naprawdę czasem ciężko jest zachować choćby względny optymizm...

      Usuń
  2. A jakże trzymam kciuki za Ciebie i za siebie!!! Doskonale rozumiem sytuację i nikt mi nie powie, że chcieć to móc :) Owszem na pewno silna motywacja się liczy, ale brutalnie styka się z rzeczywistością czyt.(ogromna konkurencja i oczywiście koneksje)dlatego pryska jak bańka mydlana. Nie wiem jak długo potrwa taka sytuacja, bo to się w głowie nie mieści ile ludzi nie może znaleźć miejsca dla siebie na rynku pracy, nawet poniżej swoich kwalifikacji (a przecież nie o to chodzi, bo każdy chce się realizować w zawodzie, do którego dążył i wkładał w to mnóstwo pracy). Mam wrażenie, że coś takiego jak umowa o pracę już nie istnieje ... . Jestem prawnikiem z praktyką, jak zdobywałam doświadczenie, byłam gotowa pracować za niewielkie pieniądze, ale okazało się że obecnie po egzaminach zawodowych nie było dużo lepiej. Zrobiłam krok i założyłam własną działalność, zobaczymy ehhhh oby się jakoś udało :) Ja wciąż wierzę, że gdzieś jest dla mnie coś dobrego. Pozdrawiam !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za kciuki i ja też trzymam za powodzenie Twojego biznesu! I podziwiam za odwagę, przy okazji - mnie wystraszyły historie osób, które po jakimś czasie rezygnowały z własnej działalności (ale o tym sza, żeby Cię nie zniechęcać - na pewno będzie dobrze! :)) Ogólnie sytuacja pracowa w PL jest STRASZNA i w sumie może byłoby to nawet dość zabawne, gdyby nie dotyczyło mnie bezpośrednio i paru znajomych osób...
      Masz rację, wierzyć trzeba, ja też wierzę (jeszcze). Pozdrawiam serdecznie, a na marginesie dodam tylko, że na widok Twojej nazwy bloga nie sposób się nie uśmiechnąć :)

      Usuń
  3. Trochę dobijające jest to, co piszesz... ja od kilku lat nie mieszkam już w Polsce, więc nie mam bezpośredniego wyobrażenia o sytuacji, noe spodziewałam sie, że jest aż tak fatalnie... Mam nadzieję, że jednak niedługo coś się znajdzie!
    Życzę powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, najbardziej dobijające jest kiedy dotyczy to Ciebie bezpośrednio, ja już naprawdę czasem zaczynam wątpić w sens czegokolwiek, chociaż staram się bardzo nie dopuszczać do siebie tych całkiem czarnych myśli.
      Będzie dobrze, bo MUSI ---> nie widzę innej opcji :)
      I dziękuję :)

      Usuń
    2. Jasne że będzie dobrze, w to nie wątpię. Tylko jest to wkurzające, że czasami trzeba tak długo poczekać..
      Trzymam kciuki!

      Usuń
  4. Trzymam za Ciebie kciuki bo nie ma nic gorszego niz brak pracy dla ludzi, ktorzy naprawde ! chca pracowac i to lubią!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, to jest okropne uczucie - chcieć pracować, korzystać z doświadczenia i umiejętności, które zdobyłam i nie mieć takiej szansy :(
      No, ale nic - chyba kiedyś wylezę z tej mega-doliny, w jakiej się znalazłam :)

      Usuń
  5. Trzymam kciuki wierze jest nieusmiechjaco sie ale bądź dobrej myśli ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem, jestem, mimo wszystko (chociaż na dobrą sprawę nie mam pojęcia, skąd się we mnie bierze jeszcze optymizm) - po prostu muszę wierzyć, że wszystko się dzieje po coś i jak już znajdę TĘ właściwą pracę, to będę mogła powiedzieć "aaaaa, to dlatego tyle czasu to trwało" :))
      Dziękuję :)

      Usuń
  6. trzymamy kciuki i pogodę ducha, mimo wszystko. My też z Wwy i wiem jak jest...Dasz radę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za słowa otuchy - jakoś tak od razu człowiekowi się robi lżej na duszy po Waszych miłych komentarzach :)
      Pewnie, że dam radę, nie ma innej opcji - ja z tych, co zawsze dają :)

      Usuń
  7. Skąd ja to znam...
    O swoim urzędzie pracy mogłabym już napisać książkę (s-f;)) i tak w zasadzie może to byłby sposób na wyjście z bezrobocia;D
    Ciągle staram się nie tracić nadziei,ale naprawdę wyprowadza mnie już z równowagi to całe pracowe szaleństwo:/
    Jeszcze trochę i zapiszę się jakiejś grupy, gdzie będę mówić: "cześć, jestem Daria i niedługo minie rok, od kiedy nie mam pracy..." a tłum odpowie mi "czeeeść Daaariaaa" ;)
    Jak słucham znajomych, którzy narzekają,że następnego dnia znowu muszą rano wstać i iść do pracy, to mam ochotę nimi potrząsnąć, bo sama dużo bym dała,żeby znaleźć się na ich miejscu...
    Myślałam,że w większych miastach jest łatwiej, ale jak widać też liczą się tylko krewni i znajomi królika...
    Tylko dlaczego to ja nie znam odpowiedniego królika?;)
    Pozdrawiam i życzę wytrwałości, cierpliwości i optymizmu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czeeeeeść Daaaaria :))
      Pewnie wszystko zależy od miasta, branży (moja jest niestety w czasach kryzysowych tą, na której z reguły firmy zaczynają oszczędzać...) i właśnie znajomości oraz charakteru - niestety ja nie posiadam aż tyle determinacji, żeby się przebić i uczestniczyć w wyścigu szczurów, chyba jestem trochę za bardzo niedzisiejsza żeby odnieść sukces :( Ale może w końcu znajdę swoje miejsce.
      Trzymam kciuki i za Ciebie w takim razie! Obyśmy mogły niedługo podzielić się jakimś bardziej radosnym wspólnym doświadczeniem :)

      Usuń
  8. Wiesz...
    jeszcze dziś rano narzekałam jaka to ja jestem "biedna" i zestresowana kiedy będąc na urlopie ciągle myślę o pracy :/
    Twoje ostatnie słowa niczym kopniak w tyłek - CIESZ SIĘ DZIEWCZYNO ŻE MASZ PRACĘ !!!

    Dziękuję - masz rację już będę się cieszyć :*

    P.S. może to banalne ale wierzę, że po burzy wychodzi słońce (chociaż czasem te ulewy są bardzo długie) 3mam kciuki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, widzisz - wszystko jest bardzo względne :) W sumie może i dobrze, że na kogoś ten wpis podziałał w ten sposób, chociaż oczywiście moim zamysłem nie było rozdawanie kopniaków tym, którzy mają pracę :D

      PS Ja też w to wierzę :)) Dzięki!

      Usuń
  9. oj znam ten bol...
    mieszkam w Hiszpanii tutaj sytuacja jest podobna o ile nie gorsza
    zycze powodzenia i cierpliwosci!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, o Hiszpanii słyszę od czasu do czasu bardzo niewesołe opowieści od mieszkających tam moich bliskich znajomych i masz rację, że tam jest chyba jeszcze gorzej.
      Również życzę szczęśliwego trafu!

      Usuń
  10. Ja przechodzę przez coś podobnego, tyle, że w Niemczech...Niby tutaj wszyscy wyjeżdżają za pracą, ale jeśli jest się kobietą i nie szuka pracy sezonowej (opieka nad starszą osobą itp.), to już przestaje być tak kolorowo. Mi trochę pomogło to, że wyjechałam na 3 miesiące do innego kraju, tam trochę popracowałam, wróciłam z doświadczeniem, i teraz przynajmniej zaczynają mnie łaskawie zapraszać na rozmowy...Ale co z tego wyjdzie, to się okaże.
    Życzę powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O patrz, a byłam przekonana, że w Niemczech właśnie jest w miarę "luz", no ale pewnie faktycznie jest tak, jak wszędzie, czyli liczy się doświadczenie (które z kolei niełatwo jest zdobyć, jeśli ktoś Ci nie da łaskawie szansy). No, ale skoro chodzisz na rozmowy, to zawsze krok do przodu - też trzymam kciuki :)

      Usuń
  11. mam podobne przemyślenia co do pracy, bo też szukam :) a Urząd Pracy... Czy ktoś kiedyś znalazł pracę przez Urząd Pracy?? No właśnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzę szybkiego znalezienia czegoś ciekawego! I nie przez UP :))

      Usuń

Dziękuję za każdy komentarz - jest mi bardzo miło, że do mnie zajrzałeś :)

Ale uprzedzam, że uwagi typu "super, obserwujemy?" lub "zapraszam do siebie", w moim przypadku odnoszą odwrotny skutek.

Ogólnie zaglądam do wszystkich, którzy pozostawiają po sobie jakiś ślad, a jak mi się spodoba, to nie trzeba mnie zachęcać do obserwowania :)

Follow on Bloglovin
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...