piątek, 24 maja 2013

Filmowo - voyeryzm dla średnio zaawansowanych, czyli "U niej w domu" F. Ozona



Uwielbiam moment wyjścia z kina z poczuciem, że właśnie obejrzałam film, który zapada w pamięć, taki, o którym wiem, że zmusi mnie do myślenia o nim jeszcze długo po seansie. 

Mimo że na ogół starannie wybieram tytuły do oglądania, to ostatnio nieczęsto zdarza mi się takie przeżycie. Jednak po filmie francuskiego reżysera Francois Ozona „U niej w domu” (chociaż moim zdaniem polski dystrybutor jak zwykle postanowił wyjść przed szereg z tłumaczeniem, ponieważ oryginalny tytuł brzmi po prostu „W domu” i dla kogoś, kto film widział, ta wersja zdecydowanie lepiej pasuje do treści) przypomniałam sobie, jaka to przyjemność zobaczyć historię, która mnie poruszy. 


Tu właściwie podobało mi się wszystko (no, może poza trochę naciąganym zakończeniem, które moim zdaniem robi wrażenie kręconego naprędce, tak jakby reżyserowi nagle uświadomiono, że po spójnej treści trzeba całość jakoś – i zdecydowanie – zakończyć) – począwszy od doboru aktorów, przez muzykę, sposób filmowania i samą historię oczywiście. 

Tu muszę się przyznać, że mam osobiście ogromną słabość do pisarzy, więc film opowiadający o pisarzu z miejsca dostaje ode mnie kredyt zaufania :) Dla osób, które w kinie oczekują więcej akcji, ten obraz może okazać się zdecydowanie zbyt przegadany; dla tych o bardziej konserwatywnym światopoglądzie może być zbyt odważny, dla innych z kolei za mało – ja najwyraźniej okazałam się idealnym targetem, bo wyszłam zachwycona i moje odczucie do tej pory się nie zmieniło...

 Idealna, "święta" rodzina i Claude...

Ale do rzeczy – jeśli chodzi o zarys fabuły, to mamy dwóch głównych bohaterów – podstarzałego, lekko zgorzkniałego nauczyciela literatury we francuskim liceum, który co roku narzeka na obniżający się poziom wiedzy swoich uczniów oraz niepokojącego nastolatka, który jest zarówno utalentowany pisarsko oraz mocno „skrzywiony” psychicznie. 

I tu zaczyna się interesująca gra, ponieważ to, co początkowo wydaje się jedynie zwyczajną relacją profesor-uczeń, przeradza się we wzajemną manipulację – Germain coraz bardziej uzależnia się od opowiadanej przez Claude’a historii, zatracając się w niej i choć przez jakiś czas próbuje wpłynąć na literacki kształt twórczości chłopaka, to szybko zdajemy sobie sprawę z tego, że to Claude ma tutaj decydujące zdanie. I to jest właśnie mocno niepokojące, ponieważ nastolatek jest przedstawiony w sposób, który sugeruje, że za kilka lat może wyrosnąć z niego klasyczny psychopata... Tu brawa należą się odtwórcy tej roli, czyli Ernstowi Umhauerowi (myślę, że warto zapamiętać to nazwisko), który genialnie wcielił się w chłopaka pokazując go na początku jako nieśmiałego introwertyka, stopniowo nabierającego pewności siebie i odkrywającego coraz mroczniejsze rejony swojego pożądania. Scena jego reakcji na pocałunek kolegi jest tego najlepszym przykładem – w jego oczach widać dokładnie coś, co nie jest do końca „normalne” – odniosłam wrażenie, że to osoba, która obserwuje wszystko, co się dookoła niego dzieje z beznamiętną ciekawością badacza – wchodzi w życie obcych ludzi z taką łatwością i obojętnością, nie przejmując się zupełnie konsekwencjami swoich czynów, że jest to autentycznie przerażające. To zostało tu przedstawione fantastycznie. 

 Claude ma w oczach coś, co każe nam wierzyć, że może okazać się niebezpieczny... Jednocześnie jest totalnie fascynującą postacią.
 
Sam wątek erotycznej fascynacji pomiędzy nim, a dwiema znacznie starszymi od niego kobietami jest moim zdaniem mniej istotny – oczywiście niby na tym opiera się fabuła filmu, ale dla mnie to bardziej film o psychicznej manipulacji (i relacji męsko-męskiej) i obsesji, ale wcale nie do końca erotycznej (Claude poszukuje wypełnienia pustki, szuka „idealnej rodziny”, a nie wyłącznie seksualnego zaspokojenia) – widać to najlepiej w ostatniej scenie podglądania życia innych przez niego i upadłego nauczyciela...
 Zdjęcie, które przedstawia cały film w pigułce - nauczyciel, uczeń i kobieta - pytanie brzmi - kto manipuluje kim? 



Myślę, że dla kogoś, kogo interesują ludzkie zachowania i motywy, ten  film będzie fascynującym przeżyciem, ja nie mogę przestać o nim myśleć i z pewnością czeka mnie jeszcze co najmniej jeden seans, choćby po to, żeby sprawdzić, czy mój odbiór postaci nie ulegnie zmianie. Polecam więc go z zastrzeżeniem, które zrobiłam na początku opisu – jeśli wolicie „konkretną” akcję, to Ozon niekoniecznie przypadnie Wam do gustu.
Co do reszty obsady, to oczywiście poza moim zachwytem dla młodego Ersta, muszę wspomnieć o cudownym Fabrice Luchini, Kristin Scott Thomas (która ma mój dozgonny podziw za to, że będąc Angielką mówi po francusku jak rodowita Francuzka) oraz Emmanuelle Seigner w roli dojrzałej i nie do końca świadomej swojej mocy femme fatale :)

6 komentarzy:

  1. Bozeszz no ! teraz bede musiala isc koniecznie, A widzialas basen? bo tez nie ogladalam a bym chcial? pozdr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och tak, Basen bardzo mi się podobał - to właśnie podobny typ filmu, chociaż U niej w domu jest znacznie mniej mroczny i ma elementy humorystyczne. Myślę, że w tym momencie te dwa filmy to moje osobiste "The best of Ozon" :)

      Usuń
  2. Może kiedyś, bo na kino chwilowo nie mam czasu :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z kinem często tak jest, że ciężko się wybrać...

      Usuń
  3. no i znowu chyba nie moja bajka. chociaż kto wie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gusta są różne, dla mnie to film bliski ideałowi :)

      Usuń

Dziękuję za każdy komentarz - jest mi bardzo miło, że do mnie zajrzałeś :)

Ale uprzedzam, że uwagi typu "super, obserwujemy?" lub "zapraszam do siebie", w moim przypadku odnoszą odwrotny skutek.

Ogólnie zaglądam do wszystkich, którzy pozostawiają po sobie jakiś ślad, a jak mi się spodoba, to nie trzeba mnie zachęcać do obserwowania :)

Follow on Bloglovin
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...