Te (tych) z Was, które zaglądają tu czasem i być może nawet niepokoją nastałą ciszą, serdecznie przepraszam i zapewniam, że żyję.
Niestety w chwili obecnej blogowanie znajduje się gdzieś na szarym końcu mojej listy, ponieważ całą swoją energię skupiam na walce o mojego kotka. Najlepiej zrozumieją to osoby, które mają / miały w domu jakiekolwiek zwierzę, a wiem, że jest Was bardzo wiele.
Moja Koka ma 18 lat (właśnie skończone) i właściwie od pierwszego dnia jest pełnoprawnym członkiem rodziny, a ponieważ na swoją miłość wybrała mnie (tak, to kot wybiera sobie właściciela, a nie odwrotnie), to siłą rzeczy jest też najbliższą mi istotą i partnerem życiowym - jesteśmy razem całe moje dorosłe życie, a to niekrótki staż...
Tak więc chwilowo mam w domu koci szpital i jednocześnie wyobrażenie tego, jak wyglądałoby moje życie z niemowlęciem u boku (chorego kotka trzeba regularnie karmić, niemal przewijać i pilnować, żeby pił i brał lekarstwa o stałych porach).
To walka o każdy kolejny dzień i wiem, że oczywiście mogłabym ją w każdej chwili przerwać, ale po 18 latach po prostu nie potrafię sobie wyobrazić kolejnych bez niej. Nazwa bloga też o tym świadczy... Dlatego póki jest choćby minimalna nadzieja, chwytam się wszystkiego i cieszę z każdego nowo nabytego dekagrama i zjedzonego posiłku.
Dlatego też nie jestem w stanie obiecać, czy i kiedy tu wrócę, bo szczerze wyznaję, że w naprawdę czarnych chwilach zachowuję się jak (notabene) chore zwierzę i wybieram izolację, żeby uporać się z tym, co mnie męczy w całkowitej samotności.
Trzymajcie kciuki i być może do zobaczenia za jakiś czas.
I dziękuję, że zaglądacie.
Oby wszystko się ułożyło :*
OdpowiedzUsuńoj, ale mi się smutno zrobiło, przypomniał mi się mój ukochany kotek i jak cierpiał na koniec i jak mnie zostawił i sobie poszedł, tak żałuję, że nie pozwolił się sobą zająć:( trzymam kciuki za Twoją Kokę, niech wraca do zdrowia szybko i całkowicie Cię rozumiem.
OdpowiedzUsuńTak myślałam, że cisza spowodowana jest stanem Koki. W pełni Cię rozumiem, bo sama potrafiłam brać urlop kiedy mój kocur potrzebował pomocy i opieki. Na dodatek to jest naprawdę wymagające zajęcie, które można porównywać nad opieką przy niemowlęciu. To akurat słowa mojej Mamy, która ma praktykę nie tylko ze mną ;) ale pracowała na oddziale z noworodkami.
OdpowiedzUsuńWiem jak ból powoduje troska i martwienie się o zwierzaka, człowiek się przywiązuje i nie tylko on. Bardzo!
Życzę Ci dużo siły :* oraz by leczenie przyniosło powrót do formy dla Koki!
Trzymam mocno kciuki :* biedna kicia...
OdpowiedzUsuńKochana- mam nadzieję, że Twoja kotka wróciła do sił ! Sama mam psiaka, również już starszego niż młodszego który miewa problemy ze stawami,widok jego chorego ranił mnie prosto w serducho :( Dlatego choćtroche jestem w stanie poczuc jak ty i mam nadzieje,ze wygracie ta walke ...
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki ! Kibicuje cię, na pewno wygracie z Koką tą walkę :*
OdpowiedzUsuń18 lat, to bardzo dużo, mój psiak odszedł, trzeba było już uśpić gdy miała 13 lat. Jejku wcale Ci się nie dziwię, że walczysz o każdy dzień, bo ja mam moją kicię rok, a jestem z nią już bardzo zżyta. Ale zawsze trzeba myśleć dobrem kici, czy się nie męczy...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że jeszcze wszystko się odmieni i obie do nas wrócicie... Trzymam kciuki za to by stan Koki się odmienił, a Tobie życzę dużo siły i wytrwałości oraz przede wszystkim wiary, że będzie dobrze.
OdpowiedzUsuńprzytulam mocno i również trzymam mocno kciuki za Was!
OdpowiedzUsuńmartwiłam się o Ciebie i tak sobie myślałam właśnie, że może kocurkowi coś dolega. zdrowia dla niej życzę :*
OdpowiedzUsuńZaglądałam i jak napisałaś - niepokoiłam się zastałą ciszą. Podejrzewałam,że może chodzić właśnie o to...Dużo sił dla Ciebie i jeszcze więcej dla kici! Trzymamy kciuki i przesyłamy dobre myśli.
OdpowiedzUsuńtrzymam kciuki, nie poddawajcie cię
OdpowiedzUsuńojej, pozdrawiamy ciepło i trzymamy kciuki, sauria&fifi
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za kotka z całego serduszka.
OdpowiedzUsuńWiem jak to jest. Życzę Wam zdrowia i wytrwałości, samych dobrych dni i oby ich było jak najwięcej.
OdpowiedzUsuńBardzo współczuję i życzę wygranej walki :*
OdpowiedzUsuńTrzymaj się Asiu:)
OdpowiedzUsuńDzisiaj myślałam o Tobie, że coś cisza nastała. Teraz już wiem dlaczego ;[ szkoda, że z takiego powodu ale mam nadzieję że wszystko się uda i będziecie mogły spędzić ze sobą jeszcze trochę czasu :* Trzymam mocno kciuki!
OdpowiedzUsuńtrzymaj się! Dużo zdrowia dla kotka!
OdpowiedzUsuńTrzymaj sie kochana! xo
OdpowiedzUsuńWiem co czujesz, kilka lat temu straciłam ukochaną suczkę która była ze mną od zawsze. Walczyłyśmy dzielnie, ale mocznica nigdy nie odpuszcza.
OdpowiedzUsuńWierzę ze Koka da radę! Trzymajcie się, jestem z Wami.
Oby wszystko dobrze się ułożyło! Trzymam kciuki za Was.
OdpowiedzUsuń